Название: Morderców tropimy w czwartki
Автор: Richard Osman
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
isbn: 978-83-287-1450-2
isbn:
Biuletyn, swoją drogą, nosi tytuł: „Przejdźmy do Sedna”, taka gra słów[3].
Wszyscy stłoczyliśmy się wokół zdjęć z sekcji zwłok. Patrzyłam na biedną dziewczynę i ranę, od której nawet w tamtych czasach nie powinna zginąć. Jej chłopak podobno uciekł Penny z radiowozu w drodze na przesłuchanie i od tamtej pory słuch o nim zaginął. Przy okazji dołożył też Penny. Nic dziwnego. Jak to damski bokser.
Nawet gdyby nie uciekł, pewnie jakoś by się z tego wykręcił. Wciąż czyta się o podobnych przypadkach, a w tamtych czasach było jeszcze gorzej.
Czwartkowy Klub Zbrodni nie mógł, naturalnie, w magiczny sposób postawić go przed sądem. To oczywiste. Penny i Elizabeth wyjaśniały różne sprawy dla własnej satysfakcji, ale nie były w stanie zrobić nic więcej.
Można więc powiedzieć, że ich życzenia nigdy się nie spełniły. Mordercy, których wykryły, pozostali bezkarni, wciąż przebywają na wolności i słuchają sobie gdzieś teraz prognozy pogody. Wykręcili się sianem i, obawiam się, nie oni jedni. Im starsi jesteśmy, tym częściej musimy się z tym godzić.
Ale to tylko takie moje filozoficzne rozważania, które donikąd nas nie doprowadzą.
W ten czwartek po raz pierwszy spotkaliśmy się więc we czwórkę. Elizabeth, Ibrahim, Ron i ja. Jak powiedziałam, wszystko wyszło bardzo naturalnie. Zupełnie jakbym była brakującym elementem w ich łamigłówce.
Muszę już kończyć. Jutro w Coopers Chase ma się odbyć wielkie zebranie. Zwykle pomagam rozstawiać krzesła. Zgłaszam się na ochotnika, ponieważ a) dzięki temu uchodzę za osobę uczynną i b) mogę pierwsza spróbować przekąsek.
Zebranie dotyczy nowych inwestycji na osiedlu. Wielki szef Ian Ventham przyjeżdża, by z nami o tym porozmawiać. Staram się w miarę możliwości być szczera, więc wybaczcie, ale muszę wyznać, że go nie lubię. To uosobienie wszystkich najgorszych cech niezależnego mężczyzny.
Na temat nowych inwestycji krążą przerażające pogłoski, bo robotnicy ścinają drzewa i usuwają płyty cmentarne, słychać też plotki o turbinach wiatrowych. Ron nie może się doczekać awantury na zebraniu, a ja tego, żeby być jej świadkiem.
Obiecuję pisać każdego dnia. Trzymam kciuki, żeby coś się wydarzyło.
5
W supermarkecie Waitrose w Tunbridge Wells działa kawiarnia. Ian Ventham parkuje range rovera na ostatnim wolnym miejscu dla niepełnosprawnych. Nie jest niepełnosprawny, po prostu to miejsce najbliżej wejścia.
Wchodzi do środka i od razu spostrzega siedzącego przy oknie Bogdana. Ian jest mu winien cztery tysiące funtów. Przez pewien czas odkładał zwrot długu w nadziei, że Bogdana deportują, ale jak dotąd nie miał szczęścia. Teraz jednak chce mu zaproponować prawdziwą posadę, wygląda więc na to, że wszystko dobrze się ułoży. Macha Polakowi na powitanie i podchodzi do lady. Przesuwa wzrokiem po zapisanej kredą tablicy, szukając kawy.
– Sprzedajecie tylko kawę fair trade?
– Wyłącznie – uśmiecha się młoda pracownica.
– Wielka szkoda. – Ian nie zamierza płacić dodatkowych piętnastu pensów, by pomóc nieznanej osobie w kraju, do którego się nie wybiera. – Poproszę herbatę. Z mlekiem migdałowym.
Bogdan nie jest dziś największym problemem Iana. Jeżeli w końcu będzie musiał mu zapłacić, trudno. Najbardziej martwi go to, że Tony Curran może go zabić.
Zanosi herbatę do stolika, po drodze rozglądając się za ludźmi po sześćdziesiątce. Takimi, których stać na zakupy w Waitrose. Dam im dziesięć lat, myśli. Żałuje, że nie przywiózł ze sobą kilku broszur reklamowych.
Sprawy z Tonym Curranem załatwi w swoim czasie, na razie musi pogadać z Bogdanem. Dobrze, że przynajmniej on nie chce go zabić. Siada przy stoliku.
– Warto robić tyle hałasu o dwa patyki? – pyta.
Bogdan popija z dwulitrowej butli napój Lilt. Najwyraźniej go tu przemycił.
– O cztery. Bardzo tanio za wymianę płytek w basenie. Nie wiesz o tym?
– Tanio, ale tylko wtedy, kiedy robota wykonana jest bez zarzutu – mówi Ian. – Fugi się odbarwiły. Zobacz. Prosiłem o kremową biel.
Wyciąga telefon, przesuwa palcem po ekranie i pokazuje Bogdanowi zdjęcia nowego basenu.
– Nie. To jest filtr. Zdejmij go. – Bogdan naciska guzik i obraz od razu się rozjaśnia. – Kremowa biel. Przecież wiesz.
Ian kiwa głową. Zawsze warto spróbować. Czasem jednak trzeba wiedzieć, kiedy zapłacić. Wyjmuje z kieszeni kopertę.
– No, dobrze, Bogdan. Gramy uczciwie. Masz tu trzy patyki. Zgoda?
– Niech będzie. – Polak patrzy na niego ze znużeniem.
Ian wręcza mu kopertę.
– Właściwie to dwa osiemset, ale nie warto się kłócić o parę groszy. Poza tym chciałbym cię o coś zapytać.
– Jasne. – Bogdan chowa pieniądze do kieszeni.
– Wyglądasz na bystrego faceta.
– W końcu mówię biegle po polsku. – Bogdan wzrusza ramionami.
– Zawsze kiedy zlecam ci jakąś robotę, wykonujesz ją dobrze i tanio – ciągnie Ian.
– Dziękuję.
– I tak sobie myślę… Jak sądzisz, jesteś gotowy na coś większego?
– Pewnie.
– Ale dużo większego?
– Pewnie – powtarza Bogdan. – Duże jest takie samo jak małe. Tylko jest go więcej.
– Zuch chłopak. – Ian dopija herbatę. – Zamierzam wywalić Tony’ego Currana. I będę potrzebował kogoś na jego miejsce. Co ty na to?
Bogdan cicho gwiżdże.
– To cię przerasta? – pyta Ian.
– Nie przerasta. – Polak kręci głową. – Mogę pracować. Myślę tylko, że jak wyrzucisz Tony’ego, to on cię może zabić.
– Wiem. Ale to moje zmartwienie. A ty od jutra zaczynasz robotę.
– Jasne, jeśli tylko będziesz żył.
Czas się pożegnać. Ian ściska Bogdanowi rękę i zaczyna zastanawiać się СКАЧАТЬ