10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie. Elif Shafak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie - Elif Shafak страница 5

Название: 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie

Автор: Elif Shafak

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 9788366553569

isbn:

СКАЧАТЬ mu powie.

      – To dobrze – odezwała się łagodnie jedna z sąsiadek.

      Ta uwaga sugerowała tak wiele. „Skoro sama nie może mieć dzieci, niech chociaż ma szansę przekazać wieści o dziecku”. Niewypowiedziane słowa łączyły kobiety z tego miasta niczym sznury na pranie rozciągnięte między domami.

      Binnaz skinęła głową, mimo że czuła, jak gotuje się w niej coś mrocznego, gniew, którego nigdy nie okazywała. Zerknęła na akuszerkę.

      – Dlaczego dziecko wciąż jeszcze nie wydało żadnego dźwięku? – zapytała.

      Staruszka nie odpowiedziała. Grudka niepokoju uciskała jej wnętrzności głęboko w środku. W tej dziewczynce było coś szczególnego, i nie chodziło wyłącznie o niepokojącą ciszę. Pochylając się do przodu, obwąchała dziecko. Tak jak podejrzewała – pudrowy, piżmowy zapach niepochodzący z tego świata.

      Kobieta ułożyła sobie noworodka na kolanach, po czym obróciła go na brzuszek i pacnęła w pośladki, raz i dwa. Na małej twarzyczce znać było szok i ból. Drobne rączki zacisnęły się w piąstki, a usteczka ściągnęły się jeszcze bardziej niż przedtem. Wciąż jednak nic nie było słychać.

      – Co się dzieje?

      Akuszerka westchnęła.

      – Nic. Po prostu… myślę, że ona wciąż jest z nimi.

      – Z kim? – zapytała Binnaz, ale ponieważ nie chciała poznać odpowiedzi, dodała pospiesznie: – Więc zrób coś!

      Staruszka pogrążyła się w myślach. Dla dziecka było lepiej, kiedy odnajdywało drogę we własnym tempie. Większość noworodków natychmiast przystosowywała się do nowych okoliczności, niektóre jednak zwlekały, jakby wątpiły, czy warto dołączyć do reszty ludzkości. Ale czy można było je za to winić? W swoim długim życiu akuszerka widziała mnóstwo osesków, które tuż przed porodem albo zaraz po nim ogarniał tak wielki lęk przed napierającą ze wszystkich stron siłą życia, że traciły ducha i cicho opuszczały ten świat. Ludzie mówili, że to kader – przeznaczenie – i nie dodawali nic więcej, ponieważ mieli w zwyczaju zwięźle ujmować skomplikowane sprawy, które ich przerażały. Ale akuszerka wierzyła, że niektóre dzieci po prostu postanawiały nie kosztować życia, jakby wiedziały o czekającym je znoju i wolały go uniknąć. Tchórzyły czy wykazywały się mądrością na miarę samego Salomona? Któż to mógł wiedzieć?

      – Przynieś mi sól – poleciła akuszerka sąsiadce.

      Równie dobrze mogłaby wykorzystać śnieg – gdyby tylko na dworze leżało wystarczająco dużo świeżego puchu. W przeszłości zanurzała liczne noworodki w nieskazitelnie białych zaspach, aby po chwili wyciągnąć je we właściwym momencie. Szok wywołany zimnem rozwierał im płuca, przyspieszał krążenie, wzmacniał odporność. Wszystkie te dzieci bez wyjątku wyrastały na silnych dorosłych.

      Wkrótce sąsiadki wróciły z dużą plastikową miską i workiem soli kamiennej. Akuszerka troskliwie ułożyła niemowlę na środku miski i zaczęła nacierać jego skórę płatkami soli. Kiedy dziecko przestanie pachnieć jak jeden z aniołów, te będą musiały je wypuścić. Na zewnątrz w wyższych gałęziach topoli rozległ się ptasi trel, sądząc po dźwięku, modrosójki błękitnej. Samotna wrona zakrakała, wzlatując do słońca. Wszystko przemawiało we własnym języku – także wiatr i trawa. Wszystko poza tym dzieckiem.

      – Może jest niema – zasugerowała Binnaz.

      Akuszerka uniosła brwi.

      – Cierpliwości.

      Jak na komendę dziecko zakasłało. Był to terkotliwy, gardłowy dźwięk. Dziewczynka musiała połknąć kawałek soli i poczuć w ustach ostry, zaskakujący smak. Czerwieniąc się intensywnie, cmoknęła usteczkami i wykrzywiła twarzyczkę, ale nadal odmawiała wydania dźwięku. Jak uparta, jak niebezpiecznie zbuntowana była jej dusza. Zwykłe natarcie solą nie wystarczyło. Dlatego też akuszerka podjęła decyzję. Postanowiła spróbować innej metody.

      – Przynieście mi więcej soli.

      Ponieważ w domu nie było więcej soli kamiennej, musiała zadowolić się stołową. Zrobiła zagłębienie na środku usypanej kupki i ułożyła tam dziecko, które potem przysypała białymi kryształkami, głowę zostawiając na koniec.

      – A jeśli się udusi? – zapytała Binnaz.

      – Nie przejmuj się. Dzieci potrafią wstrzymywać oddech znacznie dłużej niż my.

      – Ale skąd będziesz wiedziała, kiedy ją stamtąd wyjąć?

      – Cicho. Słuchaj – powiedziała staruszka, kładąc palec na jej spierzchniętych ustach.

      Pod warstwą soli dziewczynka otworzyła oczy i wbiła wzrok w mleczną nicość. Poczuła się samotna, ale była przyzwyczajona do samotności. Zwinęła się w kłębek, tak jak robiła to przez ostatnie miesiące, i uzbroiła w cierpliwość.

      Instynkt jej podpowiadał: „Tak mi tu dobrze. Nie wyjdę na zewnątrz kolejny raz”.

      Jej serce protestowało: „Nie mów głupot. Po co tkwić w miejscu, w którym nic się nie dzieje? To nudne”.

      „Po co opuszczać miejsce, w którym nic się nie dzieje? Tu jest bezpiecznie” – nalegał instynkt.

      Oszołomiony trwającym sporem noworodek czekał. Minęła kolejna pełna minuta. Pustka zawirowała i rozbryzgała się wokół niego, obmywając jego palce u nóg i u rąk.

      „Nawet jeśli sądzisz, że tu jest bezpiecznie, to nie oznacza, że to dla ciebie odpowiednie miejsce” – kontynuowało serce. „Czasem miejsce, w którym czujesz się najbezpieczniej, jest dla ciebie najmniej odpowiednie”.

      W końcu dziecko podjęło decyzję. Postanowiło posłuchać serca – tego samego, które miało okazać się niebywałym awanturnikiem. Chętne wyjść i odkryć świat, mimo jego niebezpieczeństw i trudności, otworzyło usta, gotowe wydać dźwięk – ale prawie natychmiast sól wpadła mu do gardła i zatkała nos.

      Bez chwili zwłoki akuszerka szybko i wprawnie wsunęła ręce do miski i wyciągnęła dziecko. Pokój wypełniło głośne, przerażone zawodzenie. Wszystkie cztery kobiety uśmiechnęły się z ulgą.

      – Dobra dziewczynka – pochwaliła akuszerka. – Czemu tak długo? Płacz, kochana. Nigdy nie wstydź się łez. Płacz, a wszyscy będą wiedzieli, że żyjesz.

      Staruszka owinęła małą w szal i ponownie ją obwąchała. Urzekający, nieziemski zapach się ulotnił, pozostawiając jedynie ledwie wyczuwalną woń. Z czasem ona także miała zniknąć – choć akuszerka znała kilka osób, które mimo zaawansowanego wieku wciąż roztaczały aromat raju. Nie czuła jednak potrzeby, aby dzielić się tą informacją. Wspięła się na palce i położyła dziecko na łóżku, przy matce.

      Binnaz rozciągnęła usta w uśmiechu, czując trzepotanie w sercu. Dotknęła paluszków u stóp swojej córki przez jedwabną tkaninę – idealnych, ślicznych i zatrważająco delikatnych. Czule ujęła jej loki, jakby nabierała w dłonie wody święconej. Przez moment czuła się szczęśliwa, kompletna.

СКАЧАТЬ