10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie. Elif Shafak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie - Elif Shafak страница 4

Название: 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie

Автор: Elif Shafak

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 9788366553569

isbn:

СКАЧАТЬ zapłacze ta dziewczyna – oznajmiła akuszerka stanowczym głosem i natychmiast ugryzła się w język, kiedy jej słowa poniosły się echem niczym zła wróżba. Czym prędzej splunęła trzykrotnie na podłogę i przeniosła lewą stopę nad prawą. Chciała bowiem powstrzymać przepowiednię, jeśli to właśnie wydostało się z jej ust.

      W pokoju panowała nieprzyjemna cisza, kiedy wszystkie tam obecne – pierwsza żona, druga żona, akuszerka i dwie sąsiadki – wyczekująco wpatrywały się w dziecko.

      – Co się dzieje? Powiedz mi prawdę – poprosiła Binnaz cieniutkim głosikiem, nie zwracając się do nikogo konkretnego.

      Ponieważ wcześniej poroniła już sześć razy, a każde z tych doświadczeń było bardziej druzgocące i trudniejsze do zapomnienia od poprzedniego, przez całą ostatnią ciążę zachowywała wzmożoną ostrożność. Nie dotknęła ani jednej brzoskwini, żeby dziecko nie było pokryte meszkiem; nie dodawała przypraw ani ziół podczas gotowania, żeby dziecko nie miało piegów ani pieprzyków; nie wąchała róż, żeby dziecko nie urodziło się ze znamionami w kolorze porto. Ani razu nie skróciła włosów, żeby przy okazji nie podciąć skrzydeł szczęściu. Powstrzymywała się przed wbijaniem gwoździ w ścianę, żeby przez przypadek nie trafić w głowę śpiącego ghula. Ponieważ dobrze wiedziała, że dżiny wyprawiały ceremonie zaślubin nieopodal toalet, po zmroku nie opuszczała swojego pokoju, a w razie potrzeby korzystała z nocnika. Unikała widoku królików, szczurów, kotów, sępów, jeżozwierzy i bezpańskich psów. Nawet kiedy na ulicy pojawiał się wędrowny grajek z tańczącym niedźwiedziem w odwodzie i wszyscy miejscowi gromadzili się na dworze, żeby podziwiać przedstawienie, nie chciała do nich dołączyć w obawie, że dziecko urodzi się owłosione. I za każdym razem, kiedy natknęła się na żebraka lub trędowatego albo zobaczyła karawan, odwracała się i w pośpiechu oddalała w przeciwnym kierunku. Każdego dnia rano zjadała całą pigwę z nadzieją na dołeczki u dziecka, a każdej nocy spała z nożem pod poduszką, żeby odpędzić złe duchy. I w wielkim sekrecie codziennie o wschodzie słońca zbierała włosy ze szczotki Suzan i spalała je w kominku, żeby ograniczyć władzę pierwszej żony męża.

      Gdy tylko zaczęły się skurcze porodowe, Binnaz ugryzła czerwone jabłko, słodkie i dojrzałe w słońcu. Teraz stało na stoliku nocnym przy jej łóżku, wolno brązowiejąc. Właśnie to jabłko miało później zostać pokrojone na kawałki i rozdane kobietom z sąsiedztwa, które nie mogły zajść w ciążę, aby pewnego dnia także i one doczekały się potomstwa. Ponadto małymi łykami wypiła sorbet z granatu, przygotowany w prawym bucie jej męża, rozrzuciła nasiona fenkułu w czterech rogach pokoju i przeskoczyła miotłę ułożoną na podłodze, tuż przy drzwiach – wyznaczającą granicę, która miała powstrzymać Szatana. W miarę jak kolejne skurcze się nasilały, aby ułatwić poród, wypuszczono z klatek wszystkie trzymane w domu zwierzęta, między innymi kanarki i zięby. Na sam koniec ze szklanej kuli uwolniono bojownika, wspaniałego, dumnego i samotnego. Pewnie pływał teraz w pobliskim strumieniu, rozpościerając swoje długie, falujące płetwy, niebieskie niczym szlachetny szafir. Gdyby rybka dotarła do jeziora sodowego, z którego słynęło to wschodnie anatolijskie miasto, nie miałaby sporych szans na przeżycie w jego słonych, zasadowych wodach. Ale gdyby udała się w przeciwnym kierunku, mogłaby dotrzeć do Wielkiego Zabu, a gdzieś dalej na kolejnym etapie podróży mogłaby nawet wpaść do Tygrysu, legendarnej rzeki wypływającej z Edenu.

      Wszystko po to, aby dziecko przyszło na świat bezpieczne i zdrowe.

      – Chcę ją zobaczyć. Możecie podać mi moją córkę?

      Gdy tylko wymówiła tę prośbę, Binnaz kątem oka dostrzegła ruch. Suzan, bezszelestna jak ulotna myśl, otworzyła drzwi i wymknęła się na zewnątrz – bez wątpienia przekazać wieści swojemu mężowi, ich mężowi. Całe ciało Binnaz się spięło.

      Haroun był człowiekiem o wielu twarzach. Jednego dnia nadzwyczaj hojnym i wspaniałomyślnym, a innego – egocentrycznym i nieobecnym, nawet do granic nieczułości. Najstarszy z trojga rodzeństwa, sam wychował pozostałą dwójkę, gdy stracili rodziców w wypadku samochodowym, który zniszczył ich świat. Tragedia ukształtowała jego charakter, czyniąc z niego mężczyznę nadopiekuńczego wobec swojej rodziny i nieufnego wobec ludzi spoza tego kręgu. Czasem dochodził do wniosku, że coś w nim pękło, i ogromnie pragnął to naprawić, ale takie myśli nigdy donikąd go nie zawiodły. Lubił alkohol równie mocno, jak bał się religii. Wychylając kolejną szklankę rakii, składał nieprawdopodobne obietnice swoim kumplom od kieliszka, a potem, kiedy trzeźwiał, uginając się pod ciężarem wyrzutów sumienia, składał nawet jeszcze bardziej nieprawdopodobne obietnice Allachowi. I chociaż z trudem panował nad językiem, jego ciało rzucało mu jeszcze większe wyzwania. Za każdym razem, kiedy Binnaz zachodziła w ciążę, pęczniał także jego brzuch. Niewiele, choć wystarczająco, aby sąsiedzi wyśmiewali go za jego plecami.

      – Ten mężczyzna znowu jest przy nadziei! – rzucali, przewracając oczami. – Szkoda, że sam nie może urodzić.

      Niedługo po ślubie Binnaz zaszła w ciążę, która zakończyła się poronieniem i omal jej nie zabiła. Zdjęta paniką w środku nocy, przeszywana gorącymi szrapnelami bólu, czując dotyk zimnej dłoni zaciskającej się na jej pachwinie i zapach krwi, ogromnie chciała się czegoś złapać, kiedy wydawało jej się, że spada bez końca. Kolejne ciąże, które przebiegały dokładnie tak samo jak ta pierwsza, doświadczały ją coraz gorzej. Choć nikomu nie mogła się z tego zwierzyć, dręczyło ją uporczywe wrażenie, że każde stracone dziecko oddalało ją od świata. Jakby pękały kolejne sznury mostu linowego łączącego ją z rzeczywistością, aż tylko cieniutkie włókno trzymało ją jeszcze przy zdrowych zmysłach.

      Po trzech latach czekania starszyzna rodzinna kolejny raz zaczęła naciskać Harouna. Przypomniała mu, że Koran pozwala mężczyźnie mieć nawet cztery żony, jeśli tylko dla wszystkich jest sprawiedliwy, a starsi nie mieli wątpliwości, że Haroun będzie traktował swoje żony na równi. Przekonywali go, aby tym razem rozejrzał się za chłopką, nawet wdową z własnymi dziećmi. Także i ten związek byłby nieoficjalny, z łatwością można było go zawrzeć w obrządku religijnym, równie dyskretnie i szybko jak poprzednio. Ewentualnie mógł rozwieść się z tą bezużyteczną młodą żoną i ponownie wziąć ślub. Ale Haroun odrzucił obie sugestie. Twierdził, że wystarczająco trudno było mu utrzymać dwie żony; trzecia zrujnowałaby go finansowo, a on nie zamierzał zostawić Suzan ani Binnaz, ponieważ zdążył przywiązać się do obu kobiet, choć do każdej z różnych powodów.

      W СКАЧАТЬ