Cymanowski chłód. Magdalena Witkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Cymanowski chłód - Magdalena Witkiewicz страница 5

Название: Cymanowski chłód

Автор: Magdalena Witkiewicz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-325-2

isbn:

СКАЧАТЬ od ponad czterech lat tak wyraźnie, jakby obraz wyrył mu się na wewnętrznej stronie powiek. Później to samo zdjęcie, z celowo rozmazanymi już twarzami, pojawiło się w ogólnopolskich tabloidach, które pisały o porachunkach gangów i bestialskim zabójstwie w jednej z miejscowości na Mazurach. W mediach pokazywano też ujęcie z kamery, przedstawiające szczupłą sylwetkę mężczyzny, którego przynajmniej do 2 listopada 2018 roku nikt nie rozpoznał. Policja nie podawała żadnych szczegółów dotyczących ewentualnych poszlak czy śladów wykrytych na miejscu zbrodni. Szukano z pewnością przede wszystkim w półświatku i nikomu nie przyszło do głowy, że sprawcą może być niepozorny, nigdy nienotowany młody mężczyzna z kaszubskiej wioski.

      Adam zatrzymał auto na parkingu, na którym stało kilka samochodów. W Cymanowskim Młynie śnieg padał bardziej obficie i były one przykryte cienką białą warstewką. Kostuch wysiadł i podszedł do żółtego fiata pandy należącego do Karoliny, a potem na przedniej szybie narysował palcem koślawe serce przebite strzałą, po czym skulił się od podmuchu lodowatego północnego wiatru i biegiem ruszył w stronę pensjonatu.

      Karolina stała w progu, otulona chustą w kaszubskie wzory.

      – Gdzieś ty się tyle czasu podziewał? – zapytała z udawanym wyrzutem, spoglądając jednocześnie w stronę swojego auta. Jej oczy się śmiały.

      – Powinnaś się cieszyć, że w ogóle dałem radę przedrzeć się do ciebie przez tę śnieżycę – odparł Adam i wziął ją w ramiona, a potem pocałował.

      Drzwi do pensjonatu były otwarte. Z wnętrza biło przyjemne ciepło, zmieszane z zapachami domowych potraw.

      – Mój bohater! – rzekła dziewczyna, wyswobadzając się z uścisku. – Masz tu listę zakupów i zmykaj.

      – Wejdę chociaż na chwilę. – Sprytnie minął Karolinę w progu. – Dasz mi łyk gorącej herbaty? Strasznie zmarzłem…

      Wtedy zauważył narzeczoną Zawiślaka, która wyłoniła się z kuchni. Gdy na niego spojrzała, natychmiast zrezygnował z dalszych przekomarzanek, tylko odwrócił się na pięcie i wziął listę zakupów od swojej dziewczyny.

      Zawsze to samo. Nie to, żeby pani Ania go nie lubiła. Miał ujmujący sposób bycia i chyba potrafił ją sobie zjednać już wtedy, gdy się poznali. Ale od jakiegoś czasu miał wrażenie, że ona chciałaby mu… Sam nie wiedział, jak to określić – może „prześwietlić myśli” albo „wniknąć do głowy”? Ten jej wzrok, który był lodowaty nawet wtedy, gdy się uśmiechała, peszył go i zbijał z pantałyku. Zdawał sobie sprawę, że ta kobieta bardzo polubiła Karolinę, trochę jej chyba matkowała, a samego Adama traktowała nieomal jak potencjalnego zięcia, lecz momentami było to wręcz nieznośne.

      Na przykład w momencie, gdy biorąc do ręki zapisaną kartkę, czuł to spojrzenie, które dosłownie mroziło jego plecy.

      – Już nie chcę tej herbaty – mruknął do swojej dziewczyny. – Przyjedziesz dzisiaj? – zapytał, zbliżając usta do jej ucha.

      – No coś ty, Adaś… Wiesz, że przed jutrzejszą rocznicą mamy masę roboty. Będziemy pracować do nocy, a potem od świtu, więc przenocuję tutaj.

      – Szkoda… – Był naprawdę rozczarowany, bo wtedy, gdy Karolina u niego nocowała, nikt inny go nie odwiedzał. – Pogadamy jeszcze później, dobra?

      – Zobaczymy. Teraz już leć, bo nie ma czasu.

      Kostuch skinął głową, cmoknął dziewczynę w policzek i szybkim krokiem ruszył w stronę parkingu.

      Jezioro, nad którym położone były budynki, falowało niespokojnie. Jego czarna toń zdawała się wrzeć jak smoła w piekielnym kotle szykowanym dla największych grzeszników. Konie w swoich boksach cicho rżały, a od strony Pomarliskiego Błeta niosło się skrzekliwe nawoływanie czapli.

      Gdy Adam przejechał pomiędzy starą leśniczówką a stajnią i zagłębił się w leśną drogę, miał wrażenie, że drzewa groźnie chwieją się pod uderzeniami wiatru i zaraz któreś z nich upadnie, blokując przejazd, a może nawet zgniatając czarne bmw i jego kierowcę.

      – Nigdy stąd nie wyjedziesz – powiedział Kostuch, zaskakując tymi słowami samego siebie, a potem potrząsnął głową, włączył radio i lekko przyspieszył.

      Mimo wszystko ten trudny do wytłumaczenia niepokój towarzyszył mu aż do samych Cyman.

      ROZDZIAŁ 2

Piątek, 2 listopada 2018 r. Anna

      Czasem los podpowiada nam różne dziwne i zupełnie nietypowe rozwiązania. Błahostka może zaważyć na całym naszym życiu. Tak było i z tym prezentem, którym obdarowałam moją siostrzenicę i jej męża. Nie mogłam patrzeć, jak żyją nieszczęśliwi obok siebie, nawet ze sobą nie rozmawiając. Teraz myślę, że coś albo ktoś mi podpowiedział rozwiązanie. Po prostu wiem, że nic się nie dzieje bez przyczyny i my, ludzie, jesteśmy tylko marionetkami w rękach kogoś dużo od nas potężniejszego. Kogo? Nie wiem. Ale z pewnością wiem więcej niż wtedy, gdy tutaj przyjechałam.

      Pierwszy raz trafiłam do Cymanowskiego Młyna wiosną. Monika i Maciej zabrali mnie ze sobą. Byli mi wdzięczni i chcieli podziękować.

      – Podziękować? – zapytałam zdumiona, gdy do mnie przyszli z tą propozycją. – Przecież nie macie chyba zbyt dobrych wspomnień z tamtego miejsca?

      – Wiesz, ciociu… Po każdej burzy przychodzi spokój. Pewnie gdyby nie ten wyjazd, który nam podarowałaś, nie bylibyśmy teraz razem.

      – Nie bylibyśmy razem, a już z pewnością nie w takim składzie! – Maciej spojrzał wymownie na ciążowy brzuszek Moniki.

      – Tam, na Kaszubach, naprawdę jest pięknie. Zobaczysz, ciociu, będzie ci się podobało!

      – Nie musicie mnie namawiać. – Pokręciłam głową. – Chętnie z wami pojadę. Dawno nikt mnie nie porwał na wycieczkę.

      Kiedyś porywał. Dawno temu. A potem się coś popsuło. Dopiero po latach doszłam do wniosku, że nie zawsze musi się popsuć. Czasem trzeba walczyć o miłość, dać jej drugą szansę. A może nawet trzecią i kolejną. Wtedy, gdy wystawiałam mojemu mężowi walizki za drzwi, nie byłam taka mądra. A on był z tych mężczyzn, którzy zawsze robili to, co kobieta każe. Mama mówiła mi zawsze, że był za dobry.

      – Kobiety kochają rozbójników. – Do dziś słyszałam jej słowa. – Porządni mężczyźni są zbyt nudni.

      Może to była prawda? Zakochiwałam się zwykle w tych „mniej grzecznych”. Jednak po latach wreszcie zrozumiałam, że niełatwo jest znaleźć dobrego człowieka, z którym można kroczyć przez życie.

      Dlatego też, gdy poznałam Jerzego, stwierdziłam, że los daje mi drugą szansę. Szansę, której nie zamierzałam zaprzepaścić.

      Nie spodziewałam się, że w moim wieku można się jeszcze zakochać. Myślałam, że stan, kiedy się oddycha szybciej, zarezerwowany jest dla młodych. Bo przecież w moim wieku przyspieszony oddech może СКАЧАТЬ