Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 36

Название: Krzyżacy, tom drugi

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ rel="nofollow" href="#n580" type="note">580, spojrzeli we wskazanym przez przewodnika kierunku i istotnie oczy ich ujrzały na wyniosłości pagórka, na pół albo i więcej stajania581 jakowąś postać, której wymiary zdawały się znacznie przenosić zwykłe ludzkie kształty.

      – Sprawiedliwie mówi, że chłop jest duży – mruknął Maćko.

      Potem zmarszczył się, splunął nagle w bok i rzekł:

      – Na psa urok!

      – Czemu zaś zaklinacie? – spytała Jagienka.

      – Bom wspomniał, jako w taki sam ranek obaczyliśmy ze Zbyszkiem na drodze z Tyńca do Krakowa takiego samego niby wielkoluda. Powiadali wówczas, że to Walgierz Wdały582. Ba! pokazało się, że to był pan z Taczewa583, ale też nic dobrego z tego nie wypadło. Na psa urok.

      – To nie rycerz, bo piechtą584 idzie – rzekła, wytężając wzrok, Jagienka. – I widzę nawet, że nijakiej broni nie ma, jeno kostur w lewej ręce dzierży…

      – I maca nim przed sobą, jakby była noc – dodał Maćko.

      – I ledwie się rusza. Pewnie! Ślepy chyba czy co?

      – Ślepy jest, ślepy! jako żywo!

      Ruszyli końmi i po niejakim czasie zatrzymali się naprzeciw dziada, który schodząc z pagórka niezmiernie powoli, szukał przed sobą kosturem drogi.

      Był to starzec rzeczywiście ogromny, chociaż widziany z bliska przestał im się wydawać wielkoludem. Sprawdzili też, że był zupełnie ślepy. Zamiast oczu miał dwie czerwone jamy. Brakło mu również prawej dłoni, na miejscu której nosił węzeł uczyniony z brudnej szmaty. Białe włosy spadały mu aż na ramiona, a broda sięgała pasa.

      – Nie ma chudzina585 ni pacholęcia, ni psa i sam omackiem drogi szuka – ozwała się Jagienka. – Dla Boga, nie możem go przecie bez pomocy ostawić. Nie wiem, czy mnie będzie rozumiał, ale przemówię do niego po naszemu.

      To rzekłszy, zeskoczyła żywo586 ze stępaka i zatrzymawszy się tuż przed dziadem, poczęła szukać pieniędzy w skórzanej kalecie587 wiszącej u jej pasa.

      Dziad też, usłyszawszy przed sobą tupot koński i gwar, wyciągnął przed siebie kostur i podniósł do góry głowę, jak czynią ludzie ślepi.

      – Pochwalony Jezus Chrystus! – rzekła dziewczyna. – Rozumiecie, dziadku po krześcijańsku?

      Ów zaś, usłyszawszy jej słodki, młody głos, drgnął, przez twarz przeleciał mu jakiś dziwny błysk, jakby wzruszenia i rozrzewnienia, nakrył powiekami swe puste jamy oczne i nagle, rzuciwszy kostur, padł przed nią na kolana, z wyciągniętymi w górę ramionami.

      – Wstańcie, i tak was wspomogę. Co wam jest? – spytała ze zdziwieniem Jagienka.

      Lecz on nie odpowiedział nic, tylko dwie łzy spłynęły mu po policzkach a z ust wyszedł podobny do jęku głos:

      – Aa! a!

      – Na miłosierdzie boskie! niemowaście czy jak?

      – Aa! a!

      To wygłosiwszy, podniósł dłoń; naprzód uczynił nią znak krzyża, potem jął wodzić lewą dłonią wzdłuż ust. Jagienka, nie zrozumiawszy, spojrzała na Maćka, który rzekł:

      – Chyba coś ci takiego pokazuje, jakby mu język urżnęli.

      – Urżnęli wam język? – spytała dziewczyna.

      – A! a! a! a! – powtórzył kilkakrotnie dziad, kiwając przy tym głową.

      Po czym wskazał palcami na oczy, następnie wysunął prawe ramię bez dłoni, a lewą wykonał ruch do cięcia podobny.

      Teraz zrozumieli go oboje.

      – Kto wam to uczynił? – spytała Jagienka.

      Dziad zrobił znów kilkakrotnie znak krzyża w powietrzu.

      – Krzyżacy! – zakrzyknął Maćko.

      Starzec opuścił na znak potwierdzenia głowę na piersi.

      Nastała chwila milczenia, tylko Maćko i Jagienka spoglądali na się z niepokojem, mieli bowiem przed sobą jawny dowód tego braku miłosierdzia i braku miary w karaniu, jakimi odznaczali się rycerze zakonni.

      – Srogie rządy! – rzekł wreszcie Maćko – i ciężko go pokarali, a Bóg wie, czy słusznie. Nie dopytamy się o to. Żeby choć wiedzieć, gdzie go odwieźć, bo to musi być człek z tych okolic. Po naszemu rozumie, gdyż tu prosty naród taki jest jako i na Mazowszu.

      – Rozumiecie przecie, co mówimy? – spytała Jagienka.

      Dziad potwierdził głową.

      – A tutejsiście?

      – Nie – odpowiedział na migi starzec.

      – Zaś może z Mazowsza?

      – Tak.

      – Spod księcia Janusza?

      – Tak.

      – A cóżeście u Krzyżaków robili?

      Starzec nie umiał odpowiedzieć, lecz twarz jego przybrała w jednej chwili wyraz tak niezmiernego bólu, że litościwe serce Jagienki zadrgało tym większym współczuciem, a nawet Maćko, chociaż nie byle co wzruszyć go mogło, rzekł:

      – Pewnikiem skrzywdzili go, psubraty, może i bez jego winy.

      Jagienka zaś wetknęła w dłoń nędzarza kilka drobnych pieniążków.

      – Słuchajcie – rzekła. – Nie opuścim was. Pojedziecie z nami na Mazowsze i w każdej wsi będziemy was pytać, czy nie wasza. Może się jako dogadamy. Wstańcie jeno teraz, boć my przecie nie święci.

      Lecz on nie wstał, owszem pochylił się i objął jej nogi, jakby w opiekę się oddając i dziękując, przy czym jednak pewne zdziwienie, a nawet jakby zawód mignęły mu na obliczu. Być może, iż miarkując z głosu sądził, iż stoi przed dziewczyną, tymczasem dłoń jego trafiła na jałowicze skórznie588, jakie w podróży nosili rycerze i giermkowie.

      Ona zaś rzekła:

      – Tak i będzie. Przyjdą wnet nasze wozy, to sobie odpoczniecie i pożywicie się. Ale na Mazowsze nie od razu pojedziecie, bo przedtem trzeba nam do Szczytna.

      Na to słowo starzec zerwał się na równe nogi. Zgroza i zdumienie odbiły mu się na twarzy. Roztworzył ramiona, jakby chcąc zagrodzić drogę, a z ust poczęły mu się wydobywać dzikie СКАЧАТЬ



<p>581</p>

staje, stajanie – dawna miara długości (odległość, po przebiegnięciu której koń musiał się zatrzymać). [przypis edytorski]

<p>582</p>

legenda o Walgierzu Wdałym – (tj. pięknym) wzięta przez Sienkiewicza z Kroniki Wielkopolskiej (XIV/XV w.), oparta na zachodnioeuropejskim eposie o Walterze i Helgundzie, opowiedziana przez Sienkiewicza w rozdz. 3 tomu I. [przypis edytorski]

<p>583</p>

Mikołaj Powała z Taczewa – (ok. 1380–ok. 1415), rycerz i dyplomata, powołany do rady wojennej przed bitwą pod Grunwaldem. [przypis edytorski]

<p>584</p>

piechtą – dziś popr.: piechotą. [przypis edytorski]

<p>585</p>

chudzina – biedak. [przypis edytorski]

<p>586</p>

żywo (daw.) – szybko. [przypis edytorski]

<p>587</p>

kaleta – skórzany woreczek na pieniądze bądź drobiazgi. [przypis edytorski]

<p>588</p>

skórznie (daw.) – wysokie, skórzane buty. [przypis edytorski]