Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 30

Название: Krzyżacy, tom drugi

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ zarazem tak posłuszny, że tylko w oczy patrzył, i wesoły jak wróbel na dachu. Czasem dziwne myśli przychodziły Czechowi do głowy, i raz gdy przyzostali z Anulą nieco w tyle, przy jucznych koniach, zwrócił się nagle do niej i rzekł:

      – Wiecie? tak tu wedle was jadę jako wilk wedle447 jagnięcia.

      A jej aż białe ząbki rozbłysły wraz od szczerego śmiechu.

      – Chcielibyście mnie zjeść? – zapytała.

      – Ba! z kosteczkami!

      I spojrzał na nią takim wzrokiem, że spłonęła448 pod nim, po czym zapadło między nimi milczenie i tylko serca biły im mocno, jemu z żądzy, jej z jakiejś słodkiej, odurzającej bojaźni.

      Lecz początkowo żądza przemagała w Czechu całkiem nad tkliwością i mówiąc, iż patrzy na Anulkę jak wilk na jagnię, mówił prawdę. Dopiero tego wieczora, w którym ujrzał jej mokre od łez policzki i rzęsy, zmiękło w nim serce. Wydała mu się dobra i jakaś bliska, i jakaś swoja, że zaś i sam miał naturę uczciwą, a zarazem rycerską, nie tylko więc nie wzbił się w pychę i nie zhardział na widok tych słodkich łez, ale stał się nieśmielszy i więcej na nią uważający. Opuściła go dawna niefrasobliwość w mowie i choć jeszcze trochę dworował449 przy wieczerzy z bojaźliwości dziewczyny, ale już inaczej, i przy tym służył jej tak, jak rycerski giermek obowiązany był służyć szlachciance. Stary Maćko, pomimo iż głównie myślał o jutrzejszej przeprawie i dalszej podróży, spostrzegł to jednak, ale pochwalił go tylko za górne450 obyczaje, których jak mówił, musiał przy Zbyszku na dworze mazowieckim nabrać.

      Po czym, zwróciwszy się do Jagienki, dodał:

      – Hej! Zbyszko!… Ten ci się choć i u króla znajdzie!

      Ale po owej służbie przy wieczerzy, gdy przyszło rozchodzić się na noc, Hlawa po ucałowaniu ręki Jagienki podniósł z kolei do ust i dłoń Sieciechówny, przy czym rzekł:

      – Wy się nie tylko o mnie nie bójcie, ale i przy mnie niczego nie bójcie, bo ja was nikomu nie dam.

      Po czym mężczyźni pokładli się w przodowej izbie, zaś Jagienka z Anulą w alkierzu451 na jednym, ale szerokim i dobrze wymoszczonym tapczanie. Obie nie mogły jakoś prędko zasnąć, a zwłaszcza Sieciechówna kręciła się co chwila na drelichowym gieźle, więc po niejakim czasie Jagienka przysunęła do niej głowę i poczęła szeptać:

      – Anula?

      – A co?

      – Bo… mi się tak zdaje, że ty okrutnie nawidzisz452 tego Czecha… Jakoże?

      Ale pytanie pozostało bez odpowiedzi, więc Jagienka znów poczęła szeptać:

      – Przecie ja to rozumiem… Powiadaj…

      Sieciechówna nie odpowiedziała i teraz, tylko przywarła ustami do policzka swej pani i poczęła ją raz po razu całować.

      A biednej Jagience również raz po razu westchnienia jęły podnosić pierś dziewczęcą.

      – Oj, rozumiem, rozumiem! – szepnęła tak cicho, że Anula zaledwie mogła ułowić uchem jej słowa.

      Rozdział jedenasty

      Nazajutrz po nocy mglistej, miękkiej przyszedł dzień wietrzny, chwilami jasny, chwilami z powodu chmur, które gnane wiatrem cwałowały stadami po niebie – posępny. Maćko kazał poruszać tabor453 równo z brzaskiem. Smolarz, który podjął się przewodniczyć do Bud, twierdził, że konie wszędy454 przejdą, ale wozy miejscami trzeba będzie rozbierać i przenosić je częściowo, również jak i łuby455 z odzieżą i zapasami żywności. Nie mogło to przyjść bez wysiłku i mitręgi456, ale hartowni i przywykli do trudu ludzie woleli trud największy niż gnuśny wypoczynek w pustej karczmie, z ochotą więc ruszyli w drogę. Nawet i bojaźliwy Wit, ośmielony słowy i obecnością smolarza457, nie okazywał przestrachu.

      Zaraz za karczmą weszli w wysokopienny, niepodszyty458 bór, w którym przy zręcznym prowadzeniu koni można się było, nawet nie rozbierając wozów, między chojarami459 wykręcić. Wicher chwilami ustawał, chwilami zrywał się z mocą niesłychaną, uderzał jakby olbrzymimi skrzydłami w konary gonnych sosen, przeginał je, wykręcał, wywijał nimi niby śmigami460 wiatraka, łamał; bór giął się pod tym rozpętanym tchnieniem i nawet w przerwach między jednym a drugim uderzeniem nie przestawał huczeć i grzmieć jakby z gniewu na ową napaść i przemoc. Kiedy niekiedy chmury przesłaniały całkiem blask dzienny; siekło dżdżem461 pomieszanym ze śnieżnymi krupami i czyniło się tak ciemno, jakby nastawała wieczorna pomroka. Wit tracił wówczas znowu ducha i wołał, iż to „złe zawzięło się i przeszkadza”, ale nikt go nie słuchał, nawet trwożliwa Anula nie brała do serca jego słów, zwłaszcza że Czech był tak blisko, iż mogła strzemieniem trącić o jego strzemię, patrzał zaś przed się tak zuchwale, jakby samego diabła chciał wyzwać na rękę.

      Za borem wysokopiennym zaczynał się podszyty, a potem gąszcz, przez który nie można było przejechać. Tu musieli rozebrać wozy, ale uczynili to sprawnie i w mgnieniu oka. Koła, dyszle i przodki462 przenieśli krzepcy pachołkowie na barkach, a także toboły i zapasy żywności. Było takiej złej drogi trzy stajania463, jednakże zaledwie pod wieczór stanęli w Budach, gdzie smolarze przyjęli ich gościnnie i zapewnili, że Czarcim Wądołem, a ściślej biorąc wzdłuż niego, można było dostać się do miasta. Ludzie ci, zżyci z puszczą, rzadko widywali chleb i mąkę, ale nie przymierali głodem, gdyż wszelkich wędlin, a zwłaszcza wędzonych piskorzów464, od których roiły się wszystkie błota, mieli w bród. Częstowali też nimi hojnie, wyciągając w zamian łakome ręce po placki. Były między nimi niewiasty i dzieci, wszystko czarne od smolistego dymu, a był także i jeden stary chłop, przeszło stuletni, który pamiętał rzeź Łęczycy dokonaną w 1331 roku i zupełne zburzenie miasta przez Krzyżaków. Maćko, Czech i dwie dziewczyny, jakkolwiek słyszeli takie samo niemal opowiadanie przeora465 w Sieradzu, słuchali ciekawie i tego dziada, który siedząc przy ognisku i grzebiąc w nim, zdawał się odgrzebywać zarazem straszne wspomnienia swej młodości. Tak! w Łęczycy, równie466 jak w Sieradzu, nie oszczędzono nawet kościołów i księży, a krew starców, niewiast i dzieci spłynęła po nożach zdobywców. Krzyżacy, wiecznie Krzyżacy! Myśli Maćka i Jagienki ulatywały ustawicznie ku Zbyszkowi, który przebywał właśnie jakoby w paszczy wilczej, wśród wrażego467 plemienia nie znającego ni litości, ni praw gościnnych. Sieciechównie mdlało także serce, nie była bowiem pewna, czy w gonitwie СКАЧАТЬ



<p>447</p>

wedle (daw.) – obok. [przypis edytorski]

<p>448</p>

spłonąć a. spłonić się (daw.) – zaczerwienić się. [przypis edytorski]

<p>449</p>

dworować (daw.) – żartować. [przypis edytorski]

<p>450</p>

górny – tu: wzniosły. [przypis edytorski]

<p>451</p>

alkierz (daw.) – izba narożna, często reprezentacyjna. [przypis edytorski]

<p>452</p>

nawidzieć (daw.) – lubić, kochać. [przypis edytorski]

<p>453</p>

tabor – wozy konne w podróży. [przypis edytorski]

<p>454</p>

wszędy (daw.) – wszędzie. [przypis edytorski]

<p>455</p>

łuby (daw.) – kosze; tu: bagaż podróżny. [przypis edytorski]

<p>456</p>

mitręga – męcząca i niedająca się szybko wykonać praca; zwlekanie. [przypis edytorski]

<p>457</p>

smolarz – człowiek wytwarzający smołę i dziegieć, a przy okazji węgiel drzewny. [przypis edytorski]

<p>458</p>

niepodszyty – pozbawiony podszycia, bez krzewów. [przypis edytorski]

<p>459</p>

chojar (daw.) – wysokie drzewo iglaste. [przypis edytorski]

<p>460</p>

śmigi (daw.) – części śmigła. [przypis edytorski]

<p>461</p>

dżdże (daw.) – deszcze. [przypis edytorski]

<p>462</p>

przodek – tu: przednia część wozu. [przypis edytorski]

<p>463</p>

stajanie a. staje – dawna miara długości (odległość, po przebiegnięciu której koń musiał się zatrzymać). [przypis edytorski]

<p>464</p>

piskorz – ryba o brązowym, wydłużonym ciele, żyjąca w słabo natlenionych wodach. [przypis edytorski]

<p>465</p>

przeor – przełożony domu zakonnego lub wyższy duchowny. [przypis edytorski]

<p>466</p>

równie (daw.) – (daw.) tak samo. [przypis edytorski]

<p>467</p>

wraży – dziś: wrogi. [przypis edytorski]