Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty - Jack Campbell страница 19

Название: Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty

Автор: Jack Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия: Przestrzeń zewnętrzna

isbn: 9788379645183

isbn:

СКАЧАТЬ

      Doktor Nasr skrzywił się mocno.

      – Jedyne, co możemy zrobić, to zabrać na akcję dodatkowe pancerze i umieścić w nich uwolnionych oficerów. Przy odrobinie szczęścia, zakładając oczywiście, że ci idioci nie wyleźli jeszcze na powierzchnię, wnętrze wahadłowca powinno być sterylne z wyjątkiem tych skażeń, które wniosą tam nasi komandosi, a coś na pewno wniosą, choćby nie wiem jak bardzo się starali. Trzeba jednak podjąć ryzyko takiego skażenia, a uwolnieni po sterylizacji pancerzy muszą trafić do izolatki na czas potrzebny do sprawdzenia, czy nie zostali zainfekowani. Tylko tyle możemy zrobić... aby nawet w sytuacji zakażenia ratowanych... infekcja nie przeniosła się na resztę załogi.

      – Rozumiem, że jesteśmy skazani na tak zwane mniejsze zło – rzuciła Rione. – Dziękuję, doktorze, pańska propozycja jest faktycznie najbezpieczniejsza.

      – Moi ludzie zadbają, by porwani trafili jak najszybciej i jak najbardziej sterylnie do zapasowych skafandrów – zapewnił ją sierżant Orvis.

      – Po uwolnieniu oficerów musicie wrócić w przestrzeń – odezwał się Geary. – Jest pan pewien, sierżancie, że nie potrzebujecie do tego jednego z naszych wahadłowców?

      – Będziemy potrzebowali jednego ptaszka do wykonania zrzutu, admirale, ale z naprawdę dużej wysokości. Gdybyśmy użyli go do lądowania, musiałby tam zostać, ponieważ nie ma sposobu na sterylizację kadłuba z zewnątrz i wnętrza tak, by ocalało wyposażenie. – Orvis nacisnął klawisz na padzie, aktywując jakiś przekaz. – Europa nie jest wielkim księżycem. Nie musimy się więc obawiać siły przyciągania. To zaledwie jedna dziesiąta standardowej. Wystarczy więc, że wahadłowiec dostarczy nas jak najbliżej górnej granicy strefy kwarantanny, a dalszą drogę pokonamy dzięki indywidualnym napędom.

      Miniaturowi komandosi wyskoczyli z miniaturowego wahadłowca, opadając wolno ku powierzchni holograficznej Europy.

      – Po wykonaniu zadania – kontynuował Orvis – wzbijemy się na orbitę, korzystając z siły ciągu pędników. Zasilanie pancerzy w połączeniu z mocą tego sprzętu powinno wystarczyć.

      – Wy naprawdę chcecie skoczyć z orbity Europy? – zapytała sceptycznym tonem Rione.

      – Tak, psze pani, zrobimy to dzięki indywidualnym pędnikom. Moi chłopcy i ja skoczymy z maksymalnej wysokości, na jaką pozwala odporność pancerzy – dodał. – Damy z siebie wszystko, może być pani pewna, ale jeśli chcecie poprawić naszą chęć na powrót, wyrzućcie ze śluzy kilka piw. To da nam kopa, że hej.

      – Pomijając chęć dopadnięcia piwa – rzucił Geary – jak wąski jest margines błędu przy skoku na orbitę?

      – Jakieś dziesięć procent, admirale – przyznał Orvis.

      – To niewiele, ale powinno wystarczyć. Kolejna sprawa: czy pokrywa lodowa nada się jako platforma startowa?

      Teraz Desjani potaknęła.

      – To nie powinien być problem. Czujniki Nieulękłego zbadały dokładnie powierzchnię Europy. Wahadłowiec porywaczy wylądował w miejscu, gdzie pokrywa lodowa jest wyjątkowo gruba i twarda. Z tego, co widziałam, można ją traktować jak najnormalniejsze podłoże skalne.

      Doktor Nasr także uruchomił swojego pada.

      – Broń na okręcie może być przekalibrowana do mocy pozwalającej na wysterylizowanie pancerzy, ale jednocześnie nie stanowiącej zagrożenia dla przebywających w nich ludzi. Stopimy zewnętrzne powłoki, aby się upewnić, że nic żywego nie trafi na okręt.

      Mat Tarrini uśmiechnęła się szeroko.

      – Załoga nie może się doczekać ostrzelania wiszących w kosmosie komandosów.

      – Tego akurat wolałbym nie słyszeć – mruknął sierżant Orvis. – Mamy trzy zapasowe pancerze. Jeden został ostatnio rozłożony, bo potrzebowaliśmy części do bieżących napraw, ale to nie problem, skoro potrzebujemy tylko dwóch. Zaraz po wejściu na pokład tamtej maszyny pakujemy poruczników do puszek i odlatujemy.

      Doktor Nasr westchnął ciężko, gdy to usłyszał.

      – Nie moglibyśmy wysłać na dół mniej komandosów, aby uratować także załogantów? – zapytał.

      Geary spojrzał na pozostałych, a oni na niego. Kolejny niemiły przywilej bycia dowódcą. Muszę odpowiedzieć na to pytanie.

      – Doktorze, nie mamy bladego pojęcia, z ilu osób składa się załoga tej maszyny. Szacując po wymiarach, może ich być od sześciu do nawet trzydziestu. Jeśli mamy do czynienia z tą drugą liczbą, to nawet po wysłaniu na dół wszystkich czterdziestu komandosów, jakimi dysponuje Nieulękły, nie uzyskamy satysfakcjonującej przewagi liczebnej.

      – A jeśli jest ich tam sześciu? – upierał się Nasr.

      – Mam nadzieję, że dotarło do pana, doktorze, co powiedziała przed momentem emisariuszka Rione. Jeśli nawet wydobędziemy tych ludzi z Europy, mocodawcy każą ich zlikwidować.

      Lekarz przytaknął, wbijając wzrok w pokład.

      – Sprawdzę jednak, czy da się coś dla nich zrobić – obiecał Geary. – Emisariuszko Rione, szefie Gioninni, sprawdźcie z łaski swojej podczas rozmów z porywaczami, ilu ich jest i na jaki układ będą skłonni pójść.

      Jeśli nawet nie posłuży to czemuś innemu, to przynajmniej komandosi będą wiedzieli, z kim przyjdzie im się zmierzyć.

      – A co z mieszkańcami tego systemu? – wtrąciła Desjani. – Jak poradzimy sobie z nimi? Nie wiem jak inni, ale komandor Nkosi i porucznik Cole nie wyglądają mi na takich, którzy pozwolą naszym komandosom skoczyć na Europę, a po powrocie odlecieć Nieulękłym.

      – Możemy ich jakoś odstraszyć? – zapytała Rione, kierując te słowa do Geary’ego. – Upewnić się, że nie przeszkodzą nam w akcji uwalniania porwanych?

      Admirał dostrzegł odpowiedź w oczach Desjani.

      – Nie – odpowiedział. – Chyba że podziurawimy ich jak sita.

      – Czego wolałabym nie robić w tej sytuacji – dodała Tania.

      Mat Tarrini wymamrotała coś, co zabrzmiało jak: „A to coś nowego”, po czym rozejrzała się wokół, jakby szukała wzrokiem tego, kto wypowiedział te słowa.

      – Nie wiem, jak sobie z nimi poradzimy – przyznał Geary. – Na szczęście mamy na pokładzie czworo doświadczonych polityków.

      – Na szczęście mamy na pokładzie czworo doświadczonych polityków – powtórzyła za nim Desjani. – Tego akurat zdania nie spodziewałam się usłyszeć.

      – Zamierzam spotkać się z senatorami. Pan pójdzie ze mną, doktorze. Wprowadzimy ich w nasz plan, zyskamy aprobatę...

      Desjani zaprotestowała gniewnym pomrukiem.

      – Zyskamy ich aprobatę – powtórzył John – i wspólnie wymyślimy, jak przeprowadzić tę akcję, aby nie odbiła się СКАЧАТЬ