Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty - Jack Campbell страница 15

Название: Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty

Автор: Jack Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия: Przestrzeń zewnętrzna

isbn: 9788379645183

isbn:

СКАЧАТЬ że wystarczająco. Ale czy wskażą dokładne miejsce, nie byłbym już taki pewny. Widzicie, jaki szeroki jest stożek prawdopodobieństwa przy tym wektorze.

      – Widzę – przyznała Desjani – ale latam w przestrzeni wystarczająco długo, by móc na tej podstawie oszacować prawdopodobny cel danej jednostki. Ten wahadłowiec poleciał w kierunku Jowisza – oznajmiła.

      Starzec zareagował na jej słowa lekkim uniesieniem brwi, po czym zamyślił się na dłuższą chwilę.

      – To prawdopodobny kierunek dla kogoś, kto chce się ukryć. Jowisz ma sześćdziesiąt siedem naturalnych satelitów, do tego dysk planetarny składający się z mniejszych kamyków i dwadzieścia instalacji orbitalnych, nie licząc tych mniej ważnych. Na większości księżyców są osiedla kolonistów, a jednostka, o której mowa, może lądować nawet w rzadkiej atmosferze, jaka jest na większości wspomnianych ciał niebieskich. Io to przykładowy księżyc, na którym panują idealne warunki do ukrycia niewielkich statków. Ganimedes z kolei, podobnie jak Mars, powiązany jest z wieloma organizacjami o charakterze przestępczym.

      – Opuścili orbitę Starej Ziemi przed niespełna dziesięcioma godzinami – wymamrotała Desjani. – To oznacza, że pokonali już prawie połowę drogi do pasa asteroid. Admirale, pracuję już nad planem odnalezienia tej jednostki, bazując na przewidywanym wektorze i przechwyconych śladach. Jeśli podlecimy wystarczająco blisko, powinniśmy ich namierzyć. Proszę o pozwolenie na opuszczenie orbity i rozpoczęcie operacji.

      Geary spojrzał na starca, ale nie dostrzegł na jego twarzy śladu poparcia ani nagany. Wolisz scedować to na nas, nieprawdaż? Niech barbarzyńcy sami odwalą brudną robotę.

      – Z jaką prędkością polecimy? – zapytał Desjani.

      – Możemy osiągnąć nawet do .3 świetlnej, zanim zaczniemy hamować, by wziąć namiary.

      Urządzą niezłe widowisko w Układzie Słonecznym. Wielki liniowiec pogna w kierunku Jowisza z tak ogromną prędkością, że wszystkie pozostałe jednostki przestrzenne wydadzą się przy nim powolne niczym ślimaki. Załoga marsjańskiej jednostki także będzie widzieć rosnącego w oczach giganta, który wyruszy za moment, by ją dogonić i przejąć.

      – Dobrze, kapitanie – rzucił. – Proszę rozpocząć akcję przejęcia wrogiej jednostki z aktywnym maskowaniem. Dajmy popalić tym, którzy ośmielili się porwać naszych oficerów. A panu dziękujemy za pomoc – zwrócił się do starca.

      – W niczym wam nie pomogłem – zastrzegł się tamten ze śmiertelnie poważną miną. – Taka jest oficjalna wersja, gdyby ktoś pytał. Ani ta rozmowa, ani przekazanie wam danych nie zostały autoryzowane przez mój rząd. Proces zatwierdzania tej operacji potrwa pewnie jeszcze kilka miesięcy, więc postanowiłem ominąć procedury. Dokonałem właśnie symulacji przekazania wam danych, aby wszystko było przetestowane i gotowe w chwili uzyskania zgody. Oficjalnie jednak nie zrobiłem nic, by wam pomóc.

      – Rozumiem – odparł Geary. – Pańska symulacja była bardzo udana. Dziękuję za możliwość jej oceny.

      – Cała przyjemność po mojej stronie. Nie należy być głuchym na wezwania o pomoc ze strony przyjaciół. Niewykluczone, że kiedyś, być może już w niedalekiej przyszłości, to my będziemy potrzebowali waszych pomocnych dłoni.

      Po kolejnym płytkim ukłonie starzec się rozłączył i zniknął z wyświetlacza.

      Tania nie marnowała czasu. Zanim Geary skończył rozmawiać, dysze Nieulękłego ożyły, najpierw obracając okręt, a potem, już na pełnym ciągu, wypychając go z zatłoczonej orbity Starej Ziemi.

      Gdy flagowiec przyspieszał, by przejąć jednostkę zmierzającą w kierunku Jowisza, John przyglądał się malejącej szybko tarczy planety, która była Kolebką Ludzkości. Nie przypuszczał wcześniej, że przyjdzie mu kiedykolwiek odwiedzić ten glob, a nawet ten system gwiezdny. Zastanawiał się także, czy po uratowaniu porwanych oficerów jeszcze tu wróci.

      Jowisza i Ziemię dzieliło w najlepszym wypadku trzydzieści pięć minut świetlnych, czyli około sześciuset trzydziestu milionów kilometrów. Tak jednak było tylko wtedy, gdy obie planety znajdowały się po tej samej stronie Słońca, czyli podczas koniunkcji. Mimo że w chwili startu Nieulękłego Jowisz znajdował się stosunkowo blisko, obie planety nie stały jednak w miejscu. Loty w przestrzeni polegają na gonieniu celu bądź nalatywaniu na niego. Jowisz na przykład od zarania dziejów obiegał Słońce z prędkością przekraczającą trzynaście kilometrów na sekundę i będzie to robił jeszcze długo po tym, nim wszelki ślad po człowieku zaginie.

      Nieulękły musiał więc go ścigać, co znaczyło, że przemierzy przestrzeń, którą światło pokonuje w półtorej godziny. Przez niemal połowę tej trasy będzie przyspieszał, potem zacznie hamować do mniej więcej .16 świetlnej, aby nie minąć celu podróży.

      – Dotrzemy na miejsce w mniej niż cztery godziny – poinformowała Geary’ego Desjani – co byłoby całkiem dobrym wynikiem, gdyby nie fakt, że uciekinierzy mają nad nami dziesięć godzin przewagi.

      – Ale nie mogą rozwinąć tak dużej szybkości jak my – zauważył John.

      – Nie mogą. Gdyby nawet byli w stanie osiągać podobne przyspieszenia, w co szczerze wątpię, nie mogliby tego zrobić bez narażenia się na wykrycie przez systemy dostępne w Układzie Słonecznym. A po dotarciu na odległość godziny świetlnej od tych drani z pewnością ich namierzymy.

      Geary usiadł wygodniej w fotelu admiralskim i spojrzał na krzywe wektorów zdobiące ekrany wyświetlaczy. Dwie były jaśniejsze od pozostałych: ta, którą oznaczono kurs Nieulękłego, i druga, wyliczona ze szczątkowych ech pozostawionych przez uciekający wahadłowiec. Pomiędzy nimi ciągnęła się plątanina linii wyznaczających kursy pozostałych jednostek i ciał niebieskich. Niektóre zmieniały się na oczach Johna, oddalając się wolno od lśniącego wektora liniowca, co oznaczało, że frachtowce znajdujące się na jego kursie schodzą z drogi, by odlecieć jak najdalej od wojowniczych szaleńców z gwiazd i ich wojennej machiny.

      – Co zrobimy, gdy ich dościgniemy? – zapytał Geary.

      Desjani spojrzała na niego zaskoczona.

      – Powiemy im, że albo uwolnią naszych ludzi, albo zginą.

      – A jeśli odmówią? Mają Castries i Yuona jako zakładników.

      Tania machnęła nonszalancko ręką.

      – A ja mam pluton komandosów.

      – Nie sądzisz, że ta akcja wymaga nieco... subtelniejszego podejścia niż zazwyczaj?

      – Komandosi sił przestrzennych są szkoleni do uwalniania zakładników – upierała się Tania. – Poza tym moim skromnym zdaniem w tej sytuacji uzbrojeni po zęby komandosi to najsubtelniejsze podejście, na jakie nas stać.

      – Posłuchaj– zaczął ostrożnie John. – Ludzie, którzy porwali Castries i Yuona, będą widzieli, że się zbliżamy. Nie zdołamy ich zaskoczyć, poza tym nie dysponujemy wahadłowcami z aktywnym kamuflażem ani pancerzami indywidualnymi z maskowaniem.

      Przeniosła wzrok na wyświetlacze.

      – Co zatem proponuje pan СКАЧАТЬ