Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty - Jack Campbell страница 18

Название: Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty

Автор: Jack Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия: Przestrzeń zewnętrzna

isbn: 9788379645183

isbn:

СКАЧАТЬ Nie możemy zejść na powierzchnię i nie możemy pozwolić im na odlot. Wprawdzie wahadłowiec nie wylądował w pobliżu żadnego z martwych miast, ale nie wiemy, jak wiele bakterii rozniesiono po powierzchni Europy. A wystarczy tylko jedna... – powtórzył.

      Geary przeniósł wzrok na Desjani.

      – Jakieś pomysły?

      Zaprzeczyła gniewnym ruchem głowy.

      – Nie. Nie możemy użyć komandosów. Ich pancerze chronią co prawda przed takimi skażeniami, bo zostały do tego stworzone, ale nie mamy na pokładzie sprzętu do dekontaminacji broni biologicznej, a nie jestem pewna, czy i on by wystarczył w tym wypadku. Gdyby więc przywlekli cokolwiek na pancerzach... – zawiesiła głos, ponieważ wszyscy zdawali sobie sprawę, do czego by to doprowadziło, a żadne nie chciało wypowiedzieć tego na głos.

      Milczeli przez kilka długich sekund, po czym doktor Nasr uniósł palec wskazujący, choć wzrok wciąż jeszcze miał zamglony z powodu głębokiego zamyślenia.

      – Pancerz bojowy chroni przed zarażeniem. Czy mamy gdzieś jego plany?

      – Oczywiście – odparła natychmiast Tania. – Mamy pełną specyfikację. Czego pan potrzebuje?

      – Zastanawiam się nad sterylizacją – odparł bardzo wolno Nasr, jakby tworzył w ustach wypowiadane kolejno słowa. – O czymś więcej niż zwykła dekontaminacja. Gdyby udało nam się wysterylizować te pancerze przed powrotem komandosów na pokład, gdyby udało się je napromieniować, nie szkodząc jednocześnie przebywającym w nich ludziom...

      – Na zewnątrz okrętu? – zapytał Geary. – Czym niby moglibyśmy to zrobić?

      – Piekielnymi lancami! – zawołała Desjani. – Moglibyśmy zmniejszyć moc kilku. Łatwo przecież wyliczyć, ile energii trzeba do sterylizacji każdego centymetra kwadratowego pancerza.

      – Muszę to sobie dokładniej przemyśleć. – Doktor ostudził jej zapał.

      Desjani pochylała się już do najbliższego komunikatora.

      – Sierżancie Orvis! Stawcie się natychmiast w kajucie admirała. I przynieście wszystkie plany dotyczące pancerzy piechoty przestrzennej. – Przełączyła się szybko na inny kanał. – Starszy macie Tarrani. Do kajuty admirała, na jednej nodze. Musimy porozmawiać o chirurgicznej precyzji piekielnych lanc. – Zamarła nad panelem, spoglądając na Geary’ego. – Mam wezwać też szefa Gioninniego? Chcemy dogadać się z tymi draniami czy po prostu ich wystrzelać?

      Rione się skrzywiła i też przeniosła wzrok na admirała.

      – Dyplomatyczne rozwiązania proponuję załatwiać odpowiednimi kanałami.

      – Tu nie chodzi o dyplomatyczne gadki – odparł tak dyplomatycznie, jak tylko umiał – ale o dobicie targu z przestępcami.

      – Dyplomacja, drogi admirale, polega głównie na dogadywaniu się z kryminalistami. Nie wiedział pan o tym? Uważa pan, że ten cały szef Gioninni jest w tym naprawdę dobry?

      Geary odczekał chwilę, po czym przemówił, ostrożnie dobierając słowa, ponieważ widział, że Desjani jest bliska wybuchnięcia śmiechem. Sam miał na to ochotę po części dlatego, iż odczuwał ogromną radość na samą myśl, że być może udało im się znaleźć dobre rozwiązanie beznadziejnej z pozoru sytuacji.

      – Szef Gioninni jest... ekspertem, że tak powiem... w prowadzeniu... nielegalnych operacji.

      – Rozumiem. – Ton Wiktorii był lodowaty. – Wszystko, co ten człowiek powie i uczyni, może mieć dla Sojuszu i dla pańskich uprowadzonych oficerów daleko idące konsekwencje. Proszę o tym nie zapominać.

      – Może – zaczęła Desjani głosem lekko zduszonym głównie z powodu dławionego wciąż śmiechu – szef powinien współpracować z naszymi... przedstawicielami dyplomatycznymi?

      – Świetny pomysł – poparł ją natychmiast Geary. – Rozkaż mu skontaktować się z emisariuszką Rione, aby wspólnie opracowali strategię komunikacji z porywaczami. Chcemy wiedzieć, jak bardzo są zdesperowani i czy byliby skłonni wypuścić bez walki poruczników Castries i Yuona.

      – Zobaczę, co da się zrobić – zapewniła go Wiktoria. – Zdaje pan sobie sprawę, admirale, że załoga tego wahadłowca podpisała właśnie wyrok śmierci na siebie? Ci ludzie nie mają nic do stracenia. Targu możemy dobić tylko w jednym wypadku: jeśli omamimy ich obietnicą, że ocalą życie.

      Nie odpowiedzieli jej od razu. Geary dopiero po dłuższej chwili pokręcił głową.

      – To nie my postawiliśmy ich pod ścianą. Sami są sobie winni. Ale jeśli mam kłamać, aby ocalić życie moich podwładnych, uczynię to bez wahania.

      – Spokojnie, admirale, nakłamię za nas oboje. – Rione uśmiechnęła się sardonicznie. – Na tym także polega dyplomacja. Tym się przecież zajmuję na co dzień, jak pan dobrze wie.

      Przez następną godzinę skupiali się na planach pancerzy i broni, dyskutowali o odporności i wsparciu, sprawdzali, w jak ekstremalnych warunkach może przetrwać bakteria. Zapoznali się z dostępnymi ogólnie strzępami informacji na temat broni biologicznej, która wydostała się przypadkiem z laboratorium i wybiła całą populację tego księżyca tak szybko i efektywnie, śmiertelnie przeraziła całą resztę ludzkości.

      W jednym z kątów mostka Wiktoria Rione i szef Gioninni przysłuchiwali się rozmowom pozostałych i wymieniali uwagi półgłosem. Pomimo początkowych oporów emisariuszki zdawali się dogadywać bez najmniejszych problemów.

      W końcu doktor Nasr spojrzał na Geary’ego i skinął głową.

      – Tak, admirale. Jesteśmy w stanie oczyścić zewnętrzne powierzchnie pancerzy tak, by nic nie przetrwało.

      – Wybaczy pan, doktorze – wtrącił sierżant Orvis – ale powinien pan uściślić, że mówiąc: „by nic nie przetrwało”, nie miał pan na myśli komandosów tkwiących w tych pancerzach.

      Zaskoczony tą uwagą lekarz zamachał nerwowo rękami.

      – Nie, nie, nie. Pancerz ochroni znajdującego się w nim człowieka, aczkolwiek ulegnie zniszczeniu. Spalą się wszystkie sensory zewnętrzne, przeguby się stopią, a po powłoce ochronnej zostanie wspomnienie. Niemniej komandosi wyjdą z tego bez szwanku, tyle że trzeba ich będzie wycinać, gdy już skończymy.

      Orvis podrapał się po głowie z wciąż niezbyt pewną miną.

      – Bez szwanku, czyli bez obrażeń. Prawie bez obrażeń. Łatwo im jednak nie będzie. Ani przyjemnie. Do czasu otwarcia pancerzy temperatura wewnątrz nich wzrośnie, i to bardzo. Wewnętrzne systemy podtrzymywania życia powinny jednak podawać tlen aż do zakończenia operacji.

      – Pańscy komandosi zniosą chyba taki dyskomfort? – zapytała Rione.

      Teraz to sierżant Orvis posłał jej zaskoczone spojrzenie.

      – O, tak. Jesteśmy komandosami. Przegrzanie, postrzelenia i pobicia to dla nas chleb powszedni. A najlepiej czujemy się podczas СКАЧАТЬ