Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty - Jack Campbell страница 14

Название: Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty

Автор: Jack Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия: Przestrzeń zewnętrzna

isbn: 9788379645183

isbn:

СКАЧАТЬ jedyną nadzieją Sojuszu. Pozostali sądzą jednak, że albo stoi pan na drodze forsowanych przez nich rozwiązań, albo jest pan największym z zagrożeń. Martwy Black Jack był idealnym herosem i męczennikiem, którym rządzący mogli się do woli posługiwać. Proszę nie mieć złudzeń, w kręgach władzy wciąż jest wielu takich, którzy uważają, że warto by wrócić do czasów, gdy mogli wykorzystywać wizerunek martwego, jak im się zdawało, Black Jacka, ponieważ nie mógł przeciw temu zaprotestować. A pan nie ma przecież bladego pojęcia, komu nie można ufać.

      Geary westchnął ciężko, spuścił na moment wzrok, a potem spojrzał jej prosto w oczy.

      – Skoro nie mogę ufać nikomu, to i tobie, Wiktorio.

      – Nie powiedziałam, że nie może pan ufać nikomu. Ma pan przecież tę swoją kapitan Desjani. Co do mnie, to nie proszę, aby pan mi zaufał, ponieważ jestem wzorem cnót wszelakich, któremu przyświeca światło żywych gwiazd. Wie pan dobrze, że daleko mi do ideału. – Znów się uśmiechała. – Nie, powinien mi pan zaufać z tego samego powodu, dla którego ja postanowiłam zaufać lady Vitali. We własnym interesie. Pragnę tylko ocalenia Sojuszu i uważam, że jedynym tego gwarantem jest żyjący Black Jack.

      Te słowa były zadziwiająco bliskie temu, co usłyszał od Tani na starożytnym murze, a skoro to samo mówiły te dwie kobiety, które tak rzadko się ze sobą zgadzały, postanowił poświęcić temu wątkowi więcej uwagi.

      – Niby jak mogę to zagwarantować?

      – Pozostając przy życiu. Jeśli pan zginie, wszystko może się zdarzyć.

      Trzy

      Godziny mijały jedna za drugą, a Nieulękły wciąż wisiał na niskiej orbicie Ziemi. Tania Desjani natomiast z każdą chwilą robiła się coraz bardziej niespokojna.

      Parszywego samopoczucia nie poprawiły jej wypowiedzi dwojga senatorów Sojuszu przebywających na pokładzie okrętu. Senator Costa skrzywiła się, gdy poinformowano ją o zaginięciu dwojga oficerów.

      – Czy to może opóźnić nasz powrót do przestrzeni Sojuszu?

      Cisza, która zapadła po tym pytaniu, była tak dojmująca, że Costa spłoniła się mocno, zanim podała wyniośle tyły, co było jeszcze gorszym zagraniem.

      Senator Suva nie zachowała się wiele lepiej. Jej pierwsza reakcja wyglądała bowiem tak:

      – Nie zamierza pani chyba sądzić tych dwojga jak zwykłych kryminalistów?

      Na szczęście dla reputacji senatu – nawiasem mówiąc, nie mogła się już bardziej pogorszyć, zwłaszcza w oczach oficerów floty – senator Sakai także zadał pytanie, ale takie, które spodobało się członkom załogi:

      – Mogę jakoś pomóc?

      Wiktoria Rione ze swej strony nadal była ponura jak grób i oszczędna w gestach, co świadczyło, że bardzo przejmuje się tą sprawą.

      – Nie mam żadnych wiadomości – wyznała Geary’emu. – Wątpię jednak, aby moi informatorzy kłamali. Miejscowi naprawdę nie umieją znaleźć zaginionych, ale gdyby pańscy porucznicy urwali się na romantyczny miesiąc miodowy w ruinach Ziemi, już dawno by ich namierzono.

      *

      Niemal dziesięć godzin po zauważeniu, że oficerowie zniknęli, przebywający w swojej kajucie Geary usłyszał natarczywe brzęczenie dzwonka komunikatora. Na wyświetlaczu ujrzał rozwścieczoną Desjani.

      – Lokalne władze przekazały mi informacje na temat zaginionych.

      – Znaleziono ich?

      – Nie. Odkryto jednak poszlaki świadczące o tym, że porucznicy Castries i Yuon zostali porwani i wywiezieni ze Starej Ziemi. – Nacisnęła klawisz i wyświetlacz podzielił się momentalnie na dwa okna, ukazując czekającego cierpliwie starszego mężczyznę. Człowiek ten siedział za imponującym biurkiem z prawdziwego drewna, które musiało mieć co najmniej kilkaset lat, a nad jego lewym ramieniem na ścianie widać było spory obraz przedstawiający pokryty śniegiem wulkaniczny stożek. Wszystko w tym gabinecie, nie wyłączając przebywającej w nim osoby, wydawało się nad wyraz wiekowe. – Proszę streścić admirałowi to, co przed chwilą pan mi powiedział – rzuciła Tania.

      Mężczyzna ukłonił jej się sztywno, po czym przeniósł wzrok na Geary’ego.

      – Sprawdzono ogromną liczbę baz danych i udało nam się trafić na próbki DNA pobrane w jednym z naszych portów przeładunkowych. Pasują do waszych ludzi.

      – Próbki DNA? – zdziwił się John.

      – Złuszczający się naskórek, wypadające włosy... ludzie rozsiewają je nieustannie i nieświadomie – wyjaśnił mężczyzna. – Nie było tego wiele, więc co zrozumiałe, mieliśmy sporo problemów z wykryciem wspomnianych próbek, ale jesteśmy całkowicie pewni uzyskanych wyników. Po sprawdzeniu pozostałych zapisów z tej placówki zyskaliśmy też pewność, że pańscy oficerowie zostali przeszmuglowani z Ziemi w specjalnie zmodyfikowanych kontenerach, które kryminaliści wykorzystują do takich właśnie celów.

      Słuchając tych wyjaśnień, Geary pocierał skronie nasadami dłoni.

      – Zatem nie ma ich już na Ziemi. Wiecie może, na który statek trafili?

      – Wiemy. – Mężczyzna uniósł dłoń, zanim John zdążył się ponownie odezwać. – Ale na tej jednostce też ich już nie ma. – Nacisnął kilka klawiszy i jego okno znów się podzieliło, ukazując kanciasty kształt frachtowca orbitującego wokół Starej Ziemi. – Widzi pan tę drugą jednostkę w doku tranzytowym? To niewielki wahadłowiec z aktywnym kamuflażem. Wykryliśmy go, dopiero kiedy się połączył ze wspomnianym statkiem. Chwilę później odleciał i ślad po nim zaginął. – Starzec pokłonił się ponownie. – Z najwyższym żalem muszę przyznać, że nie udało nam się ustalić pozycji i wektora tej jednostki, choć wychwyciliśmy szczątkowe dane z nią związane.

      – Wahadłowiec używający aktywnego kamuflażu? – Geary przyglądał się obrazowi transmitowanemu na trzecim wyświetlaczu. – Taniu, ta jednostka jest podobna do tych, które próbowały nas przejąć.

      Desjani potaknęła.

      – Też o tym pomyślałam. Ich charakterystyki pasują. To znaczy, że pochodził z Marsa i najprawdopodobniej tam właśnie zmierza. Proszę o pozwolenie na...

      – Przepraszam – przerwał im starzec uprzejmym, ale na tyle stanowczym tonem, że zdołał uciszyć Tanię. – Jeśli ta jednostka pochodzi z Marsa, co wcale by mnie nie zdziwiło, na pewno nie wróci na macierzystą planetę, zwłaszcza jeśli na jej pokładzie przebywają wasi oficerowie. Raczej poszukają innej kryjówki, takiej, w której nawet po znalezieniu ich nie odkryjecie żadnych śladów prowadzących do faktycznych mocodawców.

      – Nie domyśla się pan, gdzie mogliby polecieć? – zapytał Geary.

      Mężczyzna zastanawiał się przez dłuższą chwilę.

      – Do pasa albo i dalej. W pasie asteroid albo СКАЧАТЬ