Była sobie rzeka. Diane Setterfield
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Była sobie rzeka - Diane Setterfield страница 12

Название: Była sobie rzeka

Автор: Diane Setterfield

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 978-83-8125-992-7

isbn:

СКАЧАТЬ się na palce, wyciągali szyje, zaglądali jeden drugiemu przez ramię, mrużyli oczy, patrząc w krąg światła wokół świecy, którą Rita trzymała nad śpiącą dziewczynką. Śledzili każdy oddech i choć nie zdawali sobie z tego sprawy, ich własne oddechy dopasowały się do rytmu jej płuc, jakby razem mogli utworzyć ze swoich piersi jeden wielki miech, pompujący powietrze do małego ciałka. Cała izba rozszerzała się i kurczyła z każdym wdechem i wydechem dziecka.

      – To musi być przyjemne uczucie: mieć takie małe dzieciątko i móc o nie dbać – powiedział tęsknym półgłosem kościsty hodowca rukwi.

      – Nie ma nic cudowniejszego – zgodzili się z nim towarzysze.

      Jonathan nie odrywał oczu od dziewczynki. Podsuwał się kroczek po kroczku, aż w końcu stanął tuż obok niej. Niepewnie wyciągnął dłoń, a kiedy Rita skinęła głową, położył ją delikatnie na kosmyku włosów dziewczynki.

      – Jak pani to zrobiła? – spytał.

      – Niczego nie zrobiłam.

      – To jak to się stało, że ożyła?

      Kobieta pokręciła głową.

      – Czy to dlatego, że ją pocałowałem? Tak jak książę w bajce, żeby ją obudzić. – To mówiąc, zbliżył usta do jej włosów, żeby pokazać Ricie, jak to zrobił.

      – W prawdziwym świecie tak się nie dzieje.

      – Czy to cud?

      Rita zmarszczyła czoło. Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie.

      – Tylko nie zacznij teraz w kółko o tym myśleć – upomniała Jonathana matka. – Niektóre rzeczy wydają się niepojęte nocą, a stają się jasne, kiedy wzejdzie słońce. Maleństwo potrzebuje teraz snu, a nie tego, żebyś się koło niego kręcił. Chodź, mam dla ciebie zadanie.

      Otworzyła kredens i wyjęła następną butelkę, ustawiła na tacy kilkanaście maleńkich kieliszków i do każdego nalała trunku na wysokość cala.

      Jonathan rozdał wszystkim poczęstunek.

      – Ojcu też daj – powiedziała Margot, chociaż Joe zwykle nie pił alkoholu zimą ani kiedy dokuczały mu płuca. – A ty, Rito?

      – Ja również poproszę. Dziękuję.

      Wszyscy razem jak jeden mąż unieśli kieliszki do ust i wypili zawartość.

      Czy to naprawdę był cud? To tak, jakby się marzyło o garncu pełnym złota i po obudzeniu znalazło go na poduszce. Jakby opowiadali bajkę o zaczarowanej królewnie, a kiedy skończyli, ujrzeli ją słuchającą w kącie izby.

      Blisko godzinę siedzieli w milczeniu, obserwowali śpiące dziecko i nie mogli się nadziwić. Czy w całym kraju było teraz ciekawsze miejsce niż gospoda Pod Łabędziem w Radcot? A oni będą mogli powiedzieć: „I ja tam byłem”.

      W końcu Margot musiała wszystkich siłą wygonić do domów.

      – To był długi wieczór. Każdemu z nas dobrze zrobi, jak się wyśpi.

      Osuszono kufle i goście powoli zaczęli sięgać po okrycia i czapki. Wstawali niepewnie na nogi, pijani trunkami i magią wieczoru, i zataczali się w stronę wyjścia. Życzyli sobie nawzajem dobrej nocy, po czym otworzywszy drzwi, jeden po drugim, oglądając się kilka razy za siebie, znikali w ciemności.

      Historia się rozprzestrzenia

      Margot i Rita podniosły śpiącą dziewczynkę i nad główką wyciągnęły jej rączki z rękawów koszulki. Wypłukały ubranie w ciepłej wodzie i starły z niej zapach rzeki, chociaż nadal utrzymywał się we włosach. Dziecko zamruczało cicho z zadowolenia pod dotykiem wody, ale się nie obudziło.

      – Co ci się śni, kruszyno? – wymamrotała Margot. – Słodkie maleństwo.

      Przyniosła koszulkę nocną, którą trzymała dla odwiedzających ich wnuczek, i wspólnymi siłami obie kobiety wsunęły malutkie rączki i ramionka w rękawy koszulki. Dziewczynka nadal spała.

      W tym czasie Jonathan pozmywał i powycierał kufle, a Joe schował do skrytki pieniądze z wieczornego utargu, po czym zamiótł podłogę. Z kącika izby wypłoszył kota, który wśliznął się wieczorem niezauważony. Urażone zwierzę wyszło dumnym krokiem z cienia i podeszło do pieca, gdzie jeszcze żarzyły się węgielki.

      – Nie myśl sobie, że się tu ułożysz – powiedziała Margot do kota.

      – Pozwól mu zostać – wstawił się za zwierzakiem Joe. – Noc dzisiaj prawdziwie upiorna.

      Rita ułożyła dziecko w pątniczej izbie, obok śpiącego mężczyzny.

      – Zostanę tu na noc, żeby mieć na nich oko – oznajmiła.

      Margot zaproponowała, że przyniosą rozkładane łóżko, lecz Rita zaprotestowała.

      – Wystarczy krzesło – odparła. – Przywykłam do takiego czuwania.

      Dom pogrążył się w ciszy.

      – To ci dopiero historia – wymamrotała Margot, układając wreszcie głowę na poduszce.

      – O tak, bez dwóch zdań – mruknął Joe.

      Rozmawiali szeptem. Skąd przybyli ci nieznajomi ludzie? Dlaczego akurat Pod Łabędzia? I co im się właściwie przytrafiło? Jonathan powiedział „cud” i wszyscy smakowali to słowo na językach. Słyszeli je nieraz, przywoływane z Biblii, gdzie oznaczało niemożliwe rzeczy, które działy się niemożliwie dawno temu w tak dalekich krainach, że mogą już nie istnieć. Tutaj, w gospodzie, oznaczało ono śmiechu wartą szansę, że Beszant, co naprawiał łodzie, spłaci kiedyś w całości swój rachunek. Tak, to by był cud jak się patrzy. Lecz tego zimowego wieczoru, w noc przesilenia, Pod Łabędziem w Radcot słowo to nabrało całkiem nowego wymiaru.

      – Nie zmrużę oka od zachodzenia w głowę – przyznał się Joe.

      Ale cud, nie cud, oboje byli bardzo zmęczeni, a połowa nocy już minęła, więc czym prędzej zgasili świecę. Spowiła ich noc, a w niej utonęły wszystkie cuda i dziwy.

      *

      Na dole, w izbie pątniczej, gdzie dwoje pacjentów spało obok siebie na łóżku, Rita siedziała na krześle z otwartymi oczami. Mężczyzna oddychał powoli i głośno. Powietrze, wchodząc i wychodząc, musiało się przedostać przez spuchnięte nozdrza, przez kanały wypełnione zaschniętą krwią – drogą, która w ciągu ostatnich godzin została skrzywiona, a potem na nowo wyprostowana. Nic dziwnego, że wydawał odgłos niczym piła ze złamanym zębem. W krótkich chwilach zawieszenia, kiedy oddech chorego balansował między wdechem a wydechem, słyszała ulotne furkotanie płuc dziewczynki, a w tle tego wszystkiego niekończące się tchnienie rzeki.

      Powinna zasnąć, ale czekała, aż zostanie sama, aby spokojnie pomyśleć. Metodycznie i na chłodno zaczęła ponownie przebiegać w myślach wszystko, co się wydarzyło. Przyglądała się sobie, jak sprawdza funkcje życiowe dziecka, jak СКАЧАТЬ