Название: Białe kości
Автор: Graham Masterton
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Полицейские детективы
Серия: Katie Maguire
isbn: 978-83-8125-929-3
isbn:
– Jadła już pani dzisiaj? – zapytał. – Wiem, że wy, detektywi, często jesteście zbyt zajęci, żeby pamiętać o jedzeniu. A kanapki z wołowiną są tutaj wyjątkowo smaczne. Albo zupa rybna według przepisu z Kinsale.
– Jadłam już dzisiaj lunch, dziękuję – skłamała Katie. – Chciałabym się dowiedzieć od ciebie, kto zaginął w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Chodzi mi o tych jedenaście zamordowanych osób, to mnóstwo zwłok. Jeśli to zwłoki twoich ludzi, jestem pewna, że pałasz żądzą zemsty. Jeśli nie, nie mam wątpliwości, że równie gorąco pragniesz, aby jeden z twoich konkurentów po prostu otrzymał to, co mu się należy.
– A jeśli to ja ich pozabijałem? – zapytał Eamonn. – Przecież nie powiem pani tego, prawda?
– Nie sądzę, żeby to była twoja sprawka. Ty poczynasz sobie bardziej ekstrawagancko. Kiedy już się z kimś rozprawisz, lubisz, żeby cały świat się o tym dowiedział. Pamiętasz, jak podpaliłeś Jacky’ego O’Malleya na samym środku Patrick Street?
Eamonn prawie się uśmiechnął. Popił odrobinę whisky power i przez chwilę zimno patrzył na Katie sponad szklanki.
– Czy pani wie, jak ja odbieram tę masakrę? Wygląda mi to na robotę jakiejś sekty. Mogło też dojść do krwawych zatargów między kilkoma rodzinami. Na pani miejscu skoncentrowałbym poszukiwania wśród Wędrowców.
– Tómas Ó Conaill?
– Nie zdziwiłbym się. Zawsze był gwałtownym draniem, z głową nabitą różnymi nonsensami rodem z opowieści fantastycznych.
Zapadła długa cisza. W innej części pubu jakiś biznesmen wydzierał się do telefonu komórkowego. W końcu Eamonn pochylił się i końcem doskonale utrzymanego paznokcia zaczął kreślić na stole jakieś figury.
– Widzi pani, chodzi o sposób, w jaki to zrobiono. Wszystkie kości były wymieszane. W przypadku zbrodni o podłożu religijnym chodzi o to, żeby uniemożliwić umrzykowi pójście do nieba. Jeśli nie potrafisz odnaleźć swoich stóp, to jak przejdziesz przez bramę świętego Piotra?
– Nie wiedziałam, że jesteś ekspertem w dziedzinie irlandzkich przesądów.
– Interesuję się wszystkim, co kiedyś może mi przynieść szczęście.
– Mam nadzieję, że dasz mi znać, jeśli usłyszysz o kimkolwiek, kogo szczęście opuściło na farmie Meagherów.
– Tak, oczywiście. Przecież nie od dziś uważam, że należy współpracować z Gardą.
– Obiecuję ci, Eamonn, że pewnego dnia cię dopadnę.
Posłał jej radosny uśmiech.
– „Możesz zniszczyć, możesz wazon rozbić, jeśli tylko chcesz, ale zapach róż przylgnie do twych rąk, dobrze o tym wiesz” – zacytował.
Opuściła pub, nie tknąwszy nawet szklanki wody i nie mówiąc ani słowa na pożegnanie. Ogromny milczący mężczyzna o ogolonej głowie towarzyszył jej aż do drzwi i otworzył je przed nią.
Rozdział 7
Doktor Reidy zadzwonił do niej ze szpitala uniwersyteckiego w piątek przed południem, dokładnie o jedenastej dwadzieścia pięć.
– Dokończę raport podczas weekendu, pani komisarz. Sądzę jednak, że powinna pani zjawić się w laboratorium medycyny sądowej już teraz. Przekazałbym pani wstępne ustalenia, które, jak mi się wydaje, zaskoczą panią.
– Zaskoczą mnie? Dlaczego? – zapytała Katie, ale doktor zdążył już odłożyć słuchawkę.
Do szpitala zawiózł ją Liam Fennessy. Dzień był szary, suchy i raczej ciepły, jednak od zachodu nadciągały nad miasto ciężkie, wiszące nisko chmury. Był to jeden z tych dni, kiedy człowiek odnosi wrażenie, że już nigdy, do końca życia, nie zobaczy słońca.
– Jeśli o mnie chodzi, nie mam wątpliwości – powiedział Liam. – Z której strony by na to spojrzeć, Michael Meagher musiał wiedzieć, że pod jego spiżarnią pochowano ludzi. Wiem, że wdowa po nim zaprzecza jego związkom z republikanami, ale całkiem możliwe, że przez większość życia nie opowiadał jej o tym, co robi.
– Eugene Ó Béara powiedział jednak, że o niczym nie ma pojęcia, prawda?
– Tak powiedział, ale to chyba żadna niespodzianka.
Zaparkowali przed szpitalem. Przeszli przez podwójne wahadłowe drzwi i długim korytarzem zmierzali wprost do laboratorium medycyny sądowej. Na końcu korytarza na wózku inwalidzkim siedział starszy mężczyzna w płóciennej nocnej koszuli. Zmarszczył czoło na widok Katie. Szkła jego okularów, pomazane od ciągłego dotykania, były niemal nieprzezroczyste. Był podobny jak dwie krople wody do Samuela Becketta, ale gdyby powiedzieć mu: „Nic się nie dzieje, nikt nie przychodzi, nikt nie wychodzi, to okropne”, zgodziłby się, nie mając pojęcia, że to cytat z Czekając na Godota.
Doktor Reidy, w zielonym plastikowym fartuchu, stał w odległym kącie laboratorium. Perłowoszare światło przedzierające się przez małe szybki w oknie otaczało go aureolą. Jedenaście stołów na kozłach ustawiono w dwóch rzędach. Każdy przykryty był ciemnoszarą płachtą i leżało na nich mnóstwo kości. Wszystkie kości oznaczono papierowymi naklejkami. Kiedy Katie je zobaczyła, pomyślała, że wyglądają jeszcze bardziej bezbronnie, jeszcze żałośniej niż wtedy, gdy ujrzała je po raz pierwszy na farmie Meagherów. Rodzina sierot pozbawionych ciał.
W pomieszczeniu pracowało trzech laborantów starających się jak najdokładniej poskładać szkielety. Mieli wielką tablicę, na której wyrysowali jedenaście diagramów i notowali swoje postępy.
Doktor Reidy wydmuchał nos w dużą białą chusteczkę.
– Zidentyfikowaliśmy większość elementów składających się na te jedenaście nieszczęsnych kobiet i… Tak, wszystkie są kobietami, w różnym wieku. Dam pani listę kości, których wciąż brakuje. Proszę posłać swoich ludzi z powrotem na tę farmę, żeby ich poszukali, trochę uważniej, niż to zrobili poprzednio. Dołączę na wzór rysunki każdej kości. Nie mam złudzeń, że któryś z pani ludzi potrafi odróżnić coccyx od humerus.
– Ma pan na myśli dupę i łokieć? – zapytała Katie bez uśmiechu.
– Właśnie, pani komisarz. Widzę, że jest pani doskonałym anatomem.
Podeszła do najbliższego stołu i zatrzymała się przy czaszce leżącej u szczytu starannie złożonego szkieletu.
– Chciał mnie pan czymś zaskoczyć – przypomniała mu.
– Właśnie. To nie będzie nieprzyjemna niespodzianka, z pewnością panią ucieszy. Wykonałem kilka wstępnych testów i mogę z absolutną pewnością stwierdzić, że żadna z tych pań nie zmarła za pani życia, ba, nawet za mojego życia. Możemy więc zapomnieć o operacji Ślad. СКАЧАТЬ