Wigilia pełna duchów. Отсутствует
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wigilia pełna duchów - Отсутствует страница 8

Название: Wigilia pełna duchów

Автор: Отсутствует

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 9788381168618

isbn:

СКАЧАТЬ róg okładki Biblii albo może spaść mi na głowę regał z książkami. Z przyjemnością dowiaduję się, że jest pani przyjaciółką duchów – i zaraz dodałem wesoło: – a także, iż oferuje mi pani ochronę, chociaż zapewne ucieczka byłaby mniej ryzykowna.

      – Cicho – rzekła, przykładając kształtny palec do uroczych ust. – Musimy zacząć seans. Chyba wie pan, że przyszliśmy tu, aby zobaczyć duchy? Jednak nie uda się to, jeśli będą panować ciemności – oświadczyła. – To zupełnie niemożliwe. – Następnie, ku memu zaskoczeniu, zwróciła się autorytatywnie do medium kontrolującego duchy: – Johnie Robertsie, nie możemy prowadzić seansu w ciemnościach, mogą się bowiem zdarzyć wypadki. Musimy zapalić kilka lamp i światło skierować w dół. Lampy należy ulokować w rogach pokoju, a pan musi uważać, aby jakiś zły duch nie przewrócił ich ani nie zgasił.

      – Dobrze, panno Evelyn – odparł głos kontrolującego duchy. – Myślę, że tak będzie też bezpieczniej dla medium.

      – Ma pani jakieś lampy, pani Smith? – zapytała gospodynię moja piękna sąsiadka. – Zatem proszę je zapalić i umieścić we wskazanych przeze mnie miejscach.

      Wydawało się, że ani pani Smith, ani nikt inny nie mieli pojęcia, kim jest ta młoda kobieta, która wydawała polecenia. Pani Smith jedynie odpowiedziała:

      – Och, oczywiście, panno… panno…

      – Panno Evelyn – uzupełniła dziewczyna.

      – Tu, zaraz za drzwiami, są jakieś lampy, panno Evelyn. Gdzie mamy je umieścić?

      Dla wszystkich było zupełnie oczywiste, że należy wykonać polecenie młodej kobiety, jako że nikt nie wiedział, co robić.

      Zapaliła lampy i umieściła je w rogach pokoju, kierując światło w dół, a potem wróciła na miejsce obok mnie i usiadła wyraźnie zadowolona, znowu chwytając moją rękę i ściskając ją w swojej drobnej dłoni.

      – Doskonale – powiedziała, uśmiechając się do mnie. – Teraz, panie Ashburton, powinniśmy coś zobaczyć.

      – Spodziewałem się tego, panno Evelyn – odparłem. – Jeśli tak, będzie to tylko pani zasługa.

      Chciałem wiedzieć, kim jest panna Evelyn. Panna Evelyn…? Kim ona jest? Chociaż podobało mi się to imię: „Evelyn”, nawet bez nazwiska.

      Nie musieliśmy długo czekać. Ledwo połączyliśmy ręce, gdy nagle z sofy uniosło się medium, przeleciało przez pokój nad naszymi głowami i wylądowało na szerokim szczycie regału na książki, tego samego, który niedawno omal nie runął na gości.

      – Zręcznie to zrobił – stwierdziła panna Evelyn. – Znajduje się w transie i duchy zapewne ściągną go z góry, gdy będzie im potrzebny. Chyba że my sami to zrobimy.

      Po medium na szczyt regału powędrowała sofa, na której leżał. Ulokowała się dokładnie na nim, odwrócona nogami do góry, ale medium nie wydawało się zakłopotane jej ciężarem ani jej obecnością. Potem stół, na którym stała jedna z palących się lamp, uniósł się gwałtownie i ciśnięty w dół roztrzaskał się na kawałki, ale lampa została przeniesiona przez pokój i ostrożnie postawiona przy innej lampie.

      – Ocaliłem tę lampę – rozległ się głos „kontrolera”, Johna Robertsa, tak jakby oczekiwał aprobaty.

      – Tak, Johnie – rzekła panna Evelyn – bardzo dobrze zrobiłeś; jednak te wszystkie manifestacje to zwykłe bzdury. Myśmy tu przyszli po to, aby zobaczyć zmaterializowane postaci duchów zamieszkujących ten dom i dowiedzieć się – jeśli to będzie możliwe – czego chcą, a nie po to, żeby oglądać tego rodzaju wygłupy.

      – Wiem o tym, panno Evelyn – odrzekł John – ale to są złe, niesforne duchy, które wcale mnie nie znają i w ogóle nie dbają o mnie.

      – Dobrze, więc powiedz im, że jeżeli nie pokażą się nam teraz, to już nigdy nie będą miały takiej okazji, ponieważ pan Smith jest skłonny rozwalić ten dom nad ich głowami. Prawda, panie Smith?

      – Tak, jestem skłonny – odparł pan Smith, patrząc na nią ze zdumieniem. – Ale skąd pani to wie?

      Nie zdążyła jeszcze odpowiedzieć na to pytanie, gdy z korytarza dobiegł przeraźliwy dźwięk wrzasków pomieszanych z łoskotem. Drzwi biblioteki otwarły się z trzaskiem i wpadły dwie obrzydliwe bestie. Miały przerażające ludzkie głowy z długimi siwymi włosami – jedna męska, druga kobieca – a ich ciała przypominały ciała pawianów. Błyskały dzikimi oczami i szczerzyły długie, ostre zęby. Zatoczyły krąg po pokoju, wysuwając ku nam groźne szpony, i nagle zatrzymały się przed przerażonym Smithem. Pani Smith i reszta kobiet zdążyły już zemdleć.

      – Chciał pan nas widzieć, panie Smith. A więc jesteśmy. Jesteśmy darwinowskimi przodkami rodziny Smithów. W istocie takim zaginionym ogniwem. Widzisz jakieś podobieństwo do siebie? – I w tym momencie straszliwie zgrzytnęły zębami. – A teraz mów, czy jesteś skłonny trzymać nas tutaj, czy też chcesz nas wyrzucić i zachować to miejsce tylko dla siebie? – Zachowywały się tak, jakby zamierzały rozerwać go na strzępy. Wszyscy byliśmy przerażeni obecnością tych potworów, gdy nagle srebrzyste tony głosu panny Evelyn w pewnym stopniu dodały nam otuchy.

      – Głupcy! – zawołała. – Myślicie, że ktoś się was przestraszy dlatego, że ukazaliście się w tak przerażających postaciach – w postaciach, które każde dziecko uznałoby za zwykłą maskaradę? Zaginione ogniwo, dobre sobie! Nonsens! Jeżeli naprawdę chcecie coś załatwić, to dlaczego nie ukażecie się w swoich prawdziwych postaciach?

      – Ona jest za sprytna dla nas – warknęła postać kobieca. – I kim ona jest? Być może ma jednak rację, więc się zmieniamy. Jeżeli o mnie chodzi, to jestem już zmęczona tą potworną postacią. Ale mimo tego, co mówi, zdążyłam już wystraszyć niemal na śmierć parę kobiet. Daje mi to pewnego rodzaju satysfakcję.

      – Doskonale, więc się zmieniamy – rzekła postać męska.

      Zaledwie te słowa wyszły z jego ust, a już stały przed nami dwie przystojne postacie, chyba najprzystojniejsze, jakie dotąd oglądały moje oczy – dżentelmen i dama w dworskich szatach z czasów Karola II. Lecz ich twarze, chociaż piękne, były bardzo, bardzo złe. Dama zatoczyła przede mną krąg i głęboko się skłoniła, pytając z głośnym sarkastycznym uśmiechem, czy teraz bardziej mi się podoba.

      – Oczywiście, madame – zapewniłem ją – dużo bardziej. Ale teraz, gdy przybrała pani swą prawdziwą i pełną wdzięku postać, może zechce nam pani opowiedzieć swoje dzieje?

      I dama opowiedziała nam swoją historię, która w skrócie brzmiała następująco:

      Oboje zamieszkali w tym domu w czasach Karola II, gdy dama miała zwyczaj używać swej urody w celu wabienia pod ten dach bogatych kawalerów – zawsze po jednym. Wabiła ich tylko po to, aby ich obrabować i zamordować, do spółki ze swym partnerem, czyli mężem. Odkrycie, kiedy i gdzie znikały ich ofiary, było absolutnie niemożliwe. Mimo to ta zbrodnicza para w końcu została nakryta i stracona, a dodatkowo skazana na wieczne straszenie w miejscu, gdzie popełniano zbrodnie. Dlatego też oboje gorąco pragnęli СКАЧАТЬ