Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra. Lucyna Olejniczak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra - Lucyna Olejniczak страница 16

Название: Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra

Автор: Lucyna Olejniczak

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788381698313

isbn:

СКАЧАТЬ na boczku i po chwili w drzwiach sypialni pojawił się Paweł, rozczochrany, w grubym szlafroku w kratę i z ogromną tacą w dłoniach.

      – Czy pani zamawiała śniadanie do łóżka? – Skłonił się głęboko, aż filiżanka z kawą niebezpiecznie zadźwięczała o spodeczek.

      – Nie śmiałam nawet o tym marzyć – odparła, siadając w łóżku i poprawiając kołdrę na kolanach. Oparła się plecami o dwie poduszki. – Ale bardzo chętnie skorzystam z tej fantastycznej oferty. Zwłaszcza że kelnerów macie tu państwo wyjątkowo przystojnych. I… kuszących.

      – Przeprowadzamy ostrą selekcję wstępną. Nikt poniżej aparycji Jamesa Bonda nie ma nawet co marzyć o tej pracy.

      – Właśnie widzę. Ale mógłby się pan agent 007 uczesać.

      – Zaraz to zrobię. Gdyby nie to, że jajecznica może pani wystygnąć, udowodniłbym od razu, jakie jeszcze my, kelnerzy, posiadamy talenty…

      – Udowodnił pan to już w nocy.

      – Było wspaniale.

      – Tak.

      – Szkoda, że nie możesz zostać do jutra.

      – Wiesz, że mam dzieci. Nie mogę ich zostawić na tak długo z dziadkami. Dzisiaj pójdziemy na sanki, póki jeszcze jest śnieg.

      – Jasne.

      – Chyba że od wczoraj stopniał.

      – Nie wydaje mi się. – Paweł odchylił zasłonę i spojrzał w okno. – Na moje oko jest go mnóstwo.

      Potem usiadł na łóżku obok Weroniki i z uśmiechem zaczął się jej przyglądać.

      – Uwielbiam sposób, w jaki smarujesz bułkę mas­łem – mruknął, targając jej włosy. – Robisz to takim powolnym, zmysłowym ruchem…

      – Przestań! – Zaśmiała się, usiłując ukryć zawstydzenie. – Nie mogę jeść w takich warunkach. Przyznaj, że po prostu masz ochotę na moją jajecznicę.

      Paweł, udając oburzenie, wyciągnął ręce w kierunku tacy.

      – Twoją? Ejże, masz zamiar zjeść porcję dla dwóch osób? Nie żartuj… Zrobiłem ją dla nas obojga, żarłoku.

      Weronika chwyciła leżącą z boku tacy serwetkę, żeby trzepnąć go po dłoni.

      – Ja ci dam, żarło… – nagle zastygła z uniesioną ręką i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

      Pod serwetką leżał złoty pierścionek z cyrkonią.

      ***

      Paweł wstał, omal nie przewracając przy tym tacy ze śniadaniem, poprawił rozchylające się poły szlafroka, przygładził włosy, a następnie wziął pierścionek i ukląkł przed łóżkiem.

      – Wyjdziesz za mnie, kochanie?

      Nie musiała nic mówić, wyczytał odpowiedź w jej oczach.

      – Naprawdę? – spytała cicho, gdy tylko trochę ochłonęła. – Naprawdę tego chcesz? Wiesz przecież, że mam dzieci z Marcinem. Nie wiadomo, czy mogę jeszcze rodzić. W naszej rodzinie…

      Delikatnym ruchem położył dłoń na jej ustach.

      – Obiecuję być dla nich dobrym ojcem, nawet gdybyśmy nie mieli już wspólnych. Kocham je, bo są twoje. W dodatku to urocze dzieciaki.

      Westchnęła.

      – Waldek jest trudny…

      – Ma charakter. Ty też jesteś trudna.

      – Że co?

      Potarł nos.

      – Hm, no przeciwieństwo łatwej, rzecz jasna.

      – Aha. To mogę przyjąć.

      – Popatrz, jak Waldek dba o siostrę. Ich więź świadczy, że są kochającym się rodzeństwem. A że chłopaka roznosi, to normalna rzecz. Może zostanie sportowcem. Albo podróżnikiem.

      – Pewnie wszystkim naraz. Nawet jako motyl był niebezpieczny.

      – O tak, ulżyło mi, kiedy się przebrał za diabła. Wtedy już przynajmniej nie wysyłał sprzecznych sygnałów.

      Weronika się roześmiała.

      – Emilka jest zupełnie inna – powiedziała, upiwszy łyk kawy.

      – Owszem.

      – Niby zamknięta w sobie, strachliwa i płaczliwa, a jednak w jakimś sensie pewna siebie i uparta.

      – Bo to artystka.

      – Trochę mnie te jej ciągoty niepokoją. Moja mama też miała artystyczne zapędy i skomplikowała sobie przez to życie.

      – Więc co? Wolałabyś, żeby Emilka pracowała w dziale kadr w kombinacie imienia Lenina? Herbatka, telefony, ploteczki, koafiura, „dzień dobry, panie kierowniku”, a po powrocie do domu Stawka większa niż życie? Ciesz się, że jest twórcza, i pielęgnuj jej zdolności. Razem będziemy je rozwijać.

      – Skoro tak mówisz…

      – Chodź tu, głuptasie.

      Śniadanie musiało poczekać, ale dla Weroniki nawet zimna jajecznica była teraz najsmaczniejsza na świecie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, kiedy spoglądała na dość sporą, załamującą przy każdym ruchu światło cyrkonię w pierścionku.

      – Mam wino – odezwał się Paweł. – Może po kieliszku? Dla uczczenia.

      – Nie za wcześnie?

      – Nikomu się do tego nie przyznamy, a dowody zniszczymy.

      – W takim razie nalewaj.

      Wyszedł do kuchni i wrócił z butelką, kieliszkami i korkociągiem.

      – Jakieś węgierskie.

      – Może być. Byle nie radzieckie.

      Usiadł, umieścił butelkę między kolanami i wkręcił korkociąg. Korek wysunął się, wydając głośne „pyk”.

      Paweł rozlał wino do kieliszków.

      – Ten rok będzie należał do nas – powiedział.

      – Bezdyskusyjnie.

      W przeciągu pół godziny opróżnili trzy czwarte butelki.

      – Oj! – Weronika zerwała się nagle z łóżka. – Miałam zadzwonić do rodziców! Już prawie południe, na pewno się martwią, co się ze mną СКАЧАТЬ