Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra. Lucyna Olejniczak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra - Lucyna Olejniczak страница 15

Название: Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra

Автор: Lucyna Olejniczak

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788381698313

isbn:

СКАЧАТЬ później zaczęło się chóralne odliczanie sekund. Wraz z wybiciem północy na parkiecie zapanowało radosne poruszenie. Wszyscy składali sobie nawzajem życzenia, tani szampan wylewał się z kieliszków, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Jakiś podchmielony, zaplątany w kolorowe serpentyny starszy jegomość usiłował klęknąć na parkiecie podczas wznoszenia toastu, ale zesztywniałe kolana za nic nie chciały się pod nim ugiąć. Stracił przy tym równowagę i ku hałaśliwej radości sąsiadów runął nosem wprost w bujny biust swojej małżonki.

      – Za nas? – Paweł uniósł swój kieliszek.

      – Za nas… – Weronika wspięła się na palce i pocałowała go w usta. – Niech ten rok będzie lepszy niż poprzedni.

      Odebrał od niej pusty kieliszek i wraz ze swoim odstawił na stolik. Potem rozejrzał się po sali.

      – Uciekniemy stąd?

      – Jak to?

      – Oto moja propozycja: zmykajmy, póki ci podkręceni imprezowicze nie zaczną się bić.

      – Dokąd niby mamy uciekać?

      – Hm, jak by ci to powiedzieć?

      – Po prostu…

      – Do mnie?

      Poczuła przyjemny skurcz w żołądku.

      – Szczerze mówiąc, o niczym innym nie marzę.

      – Mam w domu wino. Jakieś socjalistyczne, ale nie najgorsze.

      – Bomba!

      – No i kilka płyt. Same smutne melodie.

      Spojrzała na estradę.

      – Nie ma smutniejszej muzyki niż te wesolutkie i skoczne piosenki Las Palmas.

      – Też tak sądzę.

      – To co? Zbieramy się?

      – Natychmiast.

      ***

      Mroźne powietrze sprawiło, że zaparło im dech. Tej nocy było wyjątkowo zimno, na szczęście jednak Paweł mieszkał nieopodal Feniksa, nie zdążyli więc nawet porządnie zmarznąć. Rozgrzewał ich wypity wcześ­niej szampan i przeczucie tego, co może się za chwilę wydarzyć. Weronika pomyślała, że to najlepszy sposób, aby na dobre wygnać z głowy Marcina.

      Wielokrotnie była już u Pawła, ale zawsze te wizyty przebiegały nad wyraz przyzwoicie. Przez długi czas musieli utrzymywać dystans, jaki dzieli szefa i pracownicę. Do nowego układu jeszcze nie przywykli. Paweł okazał się w tych kwestiach zaskakująco delikatny i nieśmiały.

      Sama jeszcze nie wiedziała, czy jej się to podoba, czy nie. Może powinien być bardziej zdecydowany?

      Mieszkanie było spore, z wysokimi sufitami jak we wszystkich starych kamienicach w pobliżu Rynku. I wszędzie, co jej się rzuciło w oczy przy pierwszej wizycie, leżały książki. Były niemal w każdym miejscu: na regałach zajmujących ściany od podłogi do sufitu, na stołach, krzesłach i fotelach. Część z nich należała jeszcze do zmarłego wuja Pawła, inne gromadzone już były przez nowego właściciela mieszkania.

      Dało się też wyczuć, że mieszka tu stary kawaler. Lodówka świeciła pustkami, pod sufitem wisiały pajęczyny, lustro w łazience było upaćkane. Kwiatki na parapecie usychały z tęsknoty za kobiecą ręką.

      Najbardziej frapowały ją zdjęcia z dzieciństwa i młodości Pawła, oprawione w ramki. Wyglądał wtedy okropnie, był chudy jak patyk, nosił jakieś obcisłe podkoszulki, zwykle miał obrażoną, zblazowaną minę. Na ścianach wisiały proporczyki klubów piłkarskich i dyplomy, na półkach stały puchary za udział w sportowych zawodach, o których wspominała ojcu. Paweł grał w piłkę ręczną. Na jednym ze zdjęć tkwił jak na pogrzebie na tle bramki do szczypiorniaka. Miał wtedy pewnie ze siedemnaście lat.

      Kiedy była w tym wieku, z pewnością nie zwróciłaby uwagi na takiego wypłosza i ponuraka.

      ***

      Niemal natychmiast po wejściu do mieszkania zaczęli się całować gorąco i szaleńczo, jakby się bali, że ktoś im to zaraz odbierze. Tę miłość i namiętność. Zrzucali z siebie ubrania po omacku, bo nie zdążyli zapalić nocnej lampki w sypialni. Każde z nich miało za sobą długi okres wstrzemięźliwości.

      Weronika wręcz nie pamiętała, kiedy ostatni raz znajdowała się tak blisko z Marcinem.

      A on traktował ją jak posiadacz. Władca. Tak był pochłonięty sobą, że dbał tylko o swoje potrzeby. Leżała pod jego ciężkim, cuchnącym alkoholem ciałem, czując, jak mąż dyszy w jej szyję albo w poduszkę, poruszając się rytmicznie, wręcz jak automat. Nigdy nie patrzył jej w oczy. Kiedy się zaspokoił, schodził z niej, kładł się na plecach i zapalał papierosa, z uśmiechem, z jakim wirtuoz pianista kłania się publiczności po udanym występie. To było jeszcze, zanim zaczął nałogowo pić i pojawiły się problemy z erekcją.

      Paweł okazał się zupełnie inny. Najpierw objął ją od tyłu w pasie i zaczął delikatnie całować jej szyję. Potem jego ręce znalazły się na jej piersiach. Rozpiął suwak sukni. Weronika zdjęła ją sama, podczas gdy on szybko ściągał koszulę. Zawsze wstydziła się swojej nagości, więc błogosławiła panujący w sypialni mrok, dzięki któremu mogła uchodzić za modelkę z żurnala. Paweł rozpiął haftki jej stanika i zaczął delikatnie dotykać piersi. Aż zamruczała. Poczuła się, jakby w jej wnętrzu rosło drzewo, rozgałęziające się po wszystkich zakątkach ciała. Rozebrali się do naga i opadli na staroświeckie łóżko. Ciepło skóry Pawła, jego gorący oddech i zapach włosów sprawiły, że przestała myśleć o czymkolwiek. Rozchyliła się jak kwiat, a on wszedł w nią delikatnie i najpierw poruszał się powoli, ale kiedy zachęciła go westchnieniami, przyspieszył. Oplotła go mocno nogami, szepcząc jakieś słowa, których nigdy by się po sobie nie spodziewała. Całował jej ucho, policzek i szyję. Był taki gorący. Tak bardzo jej pragnął.

      I patrzył jej w oczy.

      Oddała mu się bez reszty.

      ***

      To, czego doznała tej nocy z Pawłem, nie dało się porównać z niczym innym. Nie miała zbyt dużego doświadczenia i zawsze jej się wydawało, że Marcin w tych dawnych, lepszych czasach był dobrym kochankiem. Wprawdzie bez szaleństw i bez fajerwerków, ale sądziła, że tak właśnie powinno to wyglądać. Dopiero teraz, przy Pawle, odkryła, że miłość fizyczna może być czymś więcej niż tylko zwykłym zbliżeniem dwojga ludzi. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła się kobietą kochaną i pożądaną, kimś, kogo potrzeby i zaspokojenie stawiane są na pierwszym miejscu. Miała ochotę płakać ze szczęścia.

      Nad ranem, po długiej wspólnej kąpieli, podczas której znowu się kochali, a potem wygłupiali jak dzieci, wróciła do ciepłego jeszcze łóżka z błogą świadomością, że wszystkie problemy i codzienne kłopoty odpływają gdzieś daleko, poza jej zasięg. Zniknęło nawet owo nieznośne, kłujące od środka uczucie lęku i zagrożenia, które dręczyło ją poprzedniego wieczoru. Przeciągnęła СКАЧАТЬ