Sieci widma. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sieci widma - Leszek Herman страница 19

Название: Sieci widma

Автор: Leszek Herman

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Криминальные боевики

Серия:

isbn: 978-83-287-1185-3

isbn:

СКАЧАТЬ wczesną wiosną wyłowiono z Odry. Poznała go w kwietniu, gdy zeznawała w sprawie faktów ze swojego artykułu i swojego udziału w tamtych wydarzeniach. Jeszcze do tej pory robiło jej się zimno na samo wspomnienie sprawy.

      – Dlaczego?

      – Nie wiadomo. Ktoś z góry, i to z wysoka, zadecydował. Odsuwają go od śledztwa. Potwierdzą to dopiero w piątek, ale w piątek już będziemy mogli o tym napisać. Może nikt nas nie ubiegnie.

      – A śledztwo?

      – Nie wiem. – Paweł westchnął. – Albo ktoś je przejmie, albo umorzą. W końcu podejrzanego mają od początku. Napiszesz o tym na piątek, jak tylko znajomi z prokuratury potwierdzą. A teraz…

      Paulina pokręciła głową ze złością.

      – To jakiś szwindel…

      – Wrócimy do tego, jak będzie wiadomo coś więcej…

      – Odsuwają go, bo za dużo wie.

      – Paulina!

      – Co Paulina!?

      – Druga sprawa. Skup się.

      Paulina niechętnie oderwała się od wspomnień sprzed dwóch miesięcy i spojrzała na szefa z niesmakiem. Domyślała się, że teraz będzie o jakiejś zapchajdziurze, którą pewnie dostanie za karę w związku z artykułem o mafii.

      – Masz chyba akurat niewiele roboty? Piszesz teraz…

      – Na środę artykuł o uczuleniach, naprawdę nie mam pojęcia, czemu akurat mnie go wepchnąłeś. Nic na ten temat nie wiem, musiałam robić niepotrzebny research. Aneta napisałaby to szybciej.

      – Aneta jest zajęta, a artykuł jest sponsorowany. Nie marudź. Jako że, jak rozumiem, sensacyjny temat mafijnych kradzieży dzieł sztuki chyba przepadł…

      Paweł przerwał i spojrzał na Paulinę z lekką ironią.

      Uśmiechnęła się cierpko.

      – Raczej tak.

      – No właśnie. – Naczelny położył ręce na swoim biurku i od niechcenia przerzucił kilka papierów. – Wiem, że tego nie lubisz, ale skoro i tak nie masz zbyt wiele roboty, a nikt tego lepiej niż ty nie zrobi, to mamy niestety taki tekst do napisania…

      – Jezu… Paweł… – jęknęła Paulina. – Nie mów tylko, że chcesz mi wrzepić kolejny tekst sponsorowany?

      – Musimy to robić. Dobrze płacą.

      – Piotr niech to napisze.

      – Piotr się na tym nie zna. Poza tym materiały są po niemiecku. To ma być o nowej technologii chemicznego usuwania osadów z kostki brukowej.

      – Boże…

      – No co, Boże? Płacą za to. Na pensje będzie. Gdzie ja to położyłem…

      Paweł przerzucił stertę papierów na bok i zaczął grzebać w jakichś folderach, które leżały pod spodem.

      – Tu jest! – powiedział w końcu z triumfem i wyciągnął w kierunku Pauliny plik kolorowych materiałów reklamowych.

      Ale Paulina nawet ich nie zauważyła. Siedziała nieruchomo ze wzrokiem wbitym w blat biurka Pawła.

      – Co to jest? – spytała w końcu.

      – Co gdzie jest? – Paweł rozejrzał się po swoim biurku, usiłując nadążyć za jej wzrokiem.

      – To zdjęcie. – Paulina wskazała brodą jedną z fotografii, która wysunęła się akurat spod sterty pozostałych.

      – Ta fotka? – Paweł się skrzywił. – Jakieś morderstwo. Baśka o tym pisze do wiadomości na jutro. Pijackie porachunki czy coś tam. Zarżnęli faceta nożem.

      Paulina sięgnęła po zdjęcie i przez chwilę patrzyła na nie bez słowa.

      – Właśnie się zastanawiam, czy możemy to puścić – westchnął niezadowolony Paweł. – Znowu będzie, że epatujemy przemocą i makabrą.

      Na fotografii widać było zakrwawionego mężczyznę leżącego na podłodze. Miał nieruchomy wzrok wbity w przestrzeń.

      Minęła dłuższa chwila, zanim Paulina oderwała w końcu oczy od fotografii i spojrzała na Pawła.

      – To jest przecież ten facet, z którym spotkałam się w klubie.

      Rozdział 6

      Morze Bałtyckie, 25 mil morskich na północ od Rugii,

      pozycja 5453.2 N; 01340.2 E

      8 czerwca, godz. 23.10

      Morze nie było spokojne. Sine, chmurne i najwyraźniej coraz bardziej wściekłe. Fale miały wysokość prawie czterech metrów, wspinały się w górę i stawały dęba ze zmierzwionymi, pokrytymi białą pianą grzbietami. Szum napierających mas wody wypełniał powietrze i nawet we wnętrzu szczelnie zamkniętego mostka słychać było huk, a na ciągnących się długą wstęgą panoramicznych oknach rozbryzgiwały się smugi piany.

      Za oknami sterówki ciągnął się długi pokład transportowca, wychylający się na boki na prawie dwadzieścia stopni i zalewany co jakiś czas przez przetaczające się wściekle przez jego burty kurtyny morskiej wody.

      Charlotta, otwartopokładowy transportowiec, ze wzmocnionym kadłubem o klasie lodowej, wyposażony w trzy odkryte ładownie i jedną zamkniętą, dostosowaną do przewożenia ładunków specjalnych, od kilku lat pod duńską banderą przemierzał trasę pomiędzy Sankt Petersburgiem, Gdynią a Rotterdamem. Duńsko-azjatycko-ukraińska załoga liczyła szesnaście osób, z czego połowę stanowili niedoświadczeni, słabo przeszkoleni marynarze, których armator wyłowił w bazach agencji morskich.

      Na mostku panował półmrok. Światło dochodziło jedynie z pulsujących niebieskim blaskiem urządzeń, ekranów, monitorów, centralek i dziesiątek systemów kontrolnych i alarmowych. Cały mostek miał prawie trzydzieści metrów długości i oprócz zasadniczej części centralnej składały się na niego dwa długie zabudowane pomosty z niewielkimi balkonikami po bokach, z których, jeśli się odpowiednio wychyliło, można było zobaczyć boczną powierzchnię burt statku aż do linii wody.

      Prawie na samym środku, obok wolantu, stał wysoki blondyn. Drapał się co chwila po zmierzwionej rudej brodzie, a następnie wypijał kolejny łyk kawy z wielkiego białego kubka, który stał przed nim na konsoli. Musiał cały czas go pilnować, żeby nie odpłynął z łoskotem w jedną lub drugą stronę, bo Charlottą szarpały potężne fale.

      Dla Nielsena był to piąty już rejs na tej trasie. Kilka lat temu podpisał pierwszy kontrakt z duńskim biurem i jak do tej pory był zadowolony. Miał nadzieję sięgnąć niedługo po kolejną gwiazdkę i zostać chiefem, tymczasem jednak ponownie przemierzał СКАЧАТЬ