Słodkie kłamstwa. Caz Frear
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słodkie kłamstwa - Caz Frear страница 4

Название: Słodkie kłamstwa

Автор: Caz Frear

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия: Thriller psychologiczny

isbn: 9788380158726

isbn:

СКАЧАТЬ Ale prawdą jest, że zawsze miałam problemy ze snem. – Zmienia pozycję, na chwilę ożywiona moim wyznaniem.

      – Zastanawiałaś się, dlaczego tak jest?

      Wzruszam ramionami.

      – Do ósmego roku życia mieszkałam nad pubem – nie wpływa to korzystnie na uregulowanie rytmu snu. A może dlatego, że zbyt późno jadam kolację? Przyczyna może tkwić również w tych tanich, gównianych poduszkach…

      Doktor Allen wstaje i wolnym krokiem podchodzi do drzwi. Nie wygląda na to, by moja lekceważąca odpowiedź ją zirytowała. Nie jestem pewna czy słowo „zirytowana” znajduje się na „Liście właściwych min do dyspozycji psychologa”, ale na jej twarzy zdecydowanie pojawia się przebłysk czegoś ludzkiego. Cichy krzyk w stylu „co ja tu, kurwa, robię?”, do którego każdy z nas ma prawo po dwunastu miesiącach ciężkiego roku.

      – Więc co z tą małą dziewczynką? – Nieustępliwie domagając się odpowiedzi, gram na zwłokę, z zapinania płaszcza robiąc scenę rodem z komedii slapstikowej. – Myśli pani, że może to na niej wycisnąć piętno?

      – W przypadku trzyletniego dziecka trudno jest przewidzieć, jaki to będzie miało wpływ – mówi wreszcie. – Szczegółów raczej nie zapamięta. Może je nawet zapomnieć. Albo wypierać to całe „zdarzenie”. Prawdopodobnie jednak zapamięta uczucia z nim związane. Będą jej towarzyszyły przez całe życie, przeniesie je na swoje związki, relacje w pracy i tak dalej. Silne, bezwarunkowe uczucie strachu, lęku i niepewności, którego do końca nie będzie rozumiała.

      Uczucie głębokiego dyskomfortu w najmniej spodziewanych momentach. To ciągłe dziwne złe przeczucie, które zatruwa wszystko, co robisz.

      – No i oczywiście, mając zaledwie trzy lata, nie jest w stanie zrozumieć ostateczności śmierci swojej matki. Jej nieodwracalnej natury. Za kilka lat ta świadomość dodatkowo wszystko skomplikuje.

      Wyobrażam sobie mojego siostrzeńca, Finna – sześciolatka, który nie radzi sobie z takimi wyzwaniami jak brokuły, pływanie na plecach i dodawanie liczb trzycyfrowych.

      – Kupiłam jej gwiazdkowy prezent – mówię szybko, żeby powstrzymać przypływ mrocznych przepowiedni. – Lalkę z Krainy lodu. To chyba Anna. Elzy się skończyły.

      Doktor Allen milczy. Po raczej krótkim czasie spędzonym razem domyślam się, że milczenie generalnie oznacza, że jest „źle” i w późniejszym terminie odpowiem za ten „nazbyt empatyczny” prezent gwiazdkowy. Prawdopodobnie w najmniej spodziewanym momencie. A może jednak źle ją oceniam? Może ona po prostu musi już iść. Może ma do ocalenia jakąś inną duszę albo powinna zrobić zakupy świąteczne. A może przestaję ją obchodzić w momencie, kiedy mija nasze sześćdziesiąt minut. Nie mam pojęcia, co pociąga ją w tym zawodzie.

      Ona pewnie tak samo myśli na mój temat.

      – Wesołych świąt, Cat. – Odblokowuje drzwi, a mnie ogarnia uczucie ulgi. – Dbaj o siebie. Spędzasz święta z rodziną, prawda?

      – Tak, oczywiście – kłamię. – Dwanaście godzin nudnych rozmów i obżarstwa, jak u każdego. Pani również życzę wesołych świąt, doktor Allen.

      Założenie, że „rodzina” równa się „troska i opieka”, wydaje się lekko utopijne, szczególnie w ustach kogoś, kto dysfunkcjami zajmuje się na co dzień, a w szczególności po mojej uwadze o „rodzinnej mediacji”. Z drugiej strony mroźny przedświąteczny tydzień w rozświetlonym, tętniącym życiem Londynie może mieć taki wpływ na człowieka, a ja wyszłabym na małoduszną, nie udając, że się zgadzam, chociaż nie wiem, czy jestem w stanie znieść święta z rodziną.

      Zresztą, jeśli się zastanowić, to chyba nawet nie jestem zaproszona.

      2

      Rozgorączkowani i odrażający, jak upiory na usługach szatana, siedzimy w mrocznych pomieszczeniach i czekamy, by śmierć przywróciła nas do życia.

      Witamy na ciągnącej się jak flaki z olejem nocnej zmianie Czwartego Zespołu Dochodzeniowo-Śledczego. Jedynym przestępstwem, w którego sprawie toczy się śledztwo, jest tajemnicze zniknięcie ostatnich świątecznych babeczek sierżanta Parnella, a jedyne pytania, jakie padają, pochodzą z ust Chrisa Tarranta z nocnych powtórek programu Milionerzy.

      Bo widzicie, umarli to bardzo niestabilni pracodawcy. Czasami wchodzą ci na głowę, na każdym kroku domagając się sprawiedliwości. Powołany do misji przez cierpiące duchy, nie ustajesz w swej służbie nawet podczas snu. Lojalność względem nich fermentuje w twoim brzuchu jak późno zjedzone curry, budzi cię w środku nocy, czyniąc cię niespokojnym i wycieńczonym na kilka dni.

      Innym razem zaś nic się nie dzieje. A przynajmniej nic nowego. Tony papierkowej roboty i powtórki teleturniejów.

      Nic nie zdoła przygotować cię na przestój, na ten cały siedzący tryb pracy, który następuje po morderstwie. Kiedy siedzisz w Hendon – centrum szkoleniowym dla rekrutów – i bajerują cię sztuczną salą sądową, migającymi na niebiesko światłami, nie uwierzyłbyś, że robota papierkowa wkrótce stanie się twoim bogiem. A dane twoją religią.

      Ja z pewnością bym nie uwierzyła, choć, mówiąc szczerze, może i mnie ostrzegano. Możliwe, że nie dosłyszałam, ogłuszona biciem serca na widok jakiegoś detektywa, a s z c z e g ó l n i e legendarnej nadkomisarz Kate Steele.

      Byłam jak dziecko patrzące z zachwytem i rozdziawioną buzią na primabalerinę.

      – Dobrze, pytanie za trzydzieści dwa tysiące funtów, kto jest patronem kucharzy?

      Sierżant Luigi Parnell – szef upiorów na nocnej zmianie, który nawiasem mówiąc ma tyle wspólnego z Włochami co kanapka z bekonem – trąca mnie swoim kubkiem z napisem Arsenal i puszcza do mnie oko, jakbyśmy byli starymi kumplami z wojska, choć minęło dopiero sześć miesięcy, odkąd opuścił bezpieczny statek o nazwie Przestępczość Zorganizowana i przesiadł się do Wydziału Zabójstw.

      – No powiedz – mówi. – Podobno ty i Seth jesteście tu najmądrzejsi. Oświeć mnie i Renée.

      Detektyw Seth Wakeman spogląda znad książki, dyskretnie strącając ze swetra okruszki babeczek.

      – Nie mam pojęcia, sierżancie.

      – Ja też nie – odpowiadam. – Ale zaraz wygoogluję.

      Parnell udaje zdegustowanego i obraca się na krześle w kierunku telewizora, mrucząc pod nosem coś o prywatnych szkołach i wyszukiwarce Google zwiastującej śmierć samodzielnego myślenia. Detektyw Renée Akwa śmieje się i proponuje mi czipsa. Bez namysłu biorę garść, choć nie przepadam za tym smakiem i choć minęła dopiero godzina, odkąd zasmrodziliśmy pokój policyjny pizzą z dużą ilością czosnku.

      Boska Renée Akwa. Od dwudziestu pięciu lat na stanowisku detektywa, niezmienna jak słońce. Kiedyś się z tego naśmiewałam. Kiedyś, gdy jeszcze miałam swoje wyobrażenia o rozwoju i awansie. To niesamowite, jak utrata kontroli nad sobą w mieszkanku prostytutki СКАЧАТЬ