Słodkie kłamstwa. Caz Frear
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słodkie kłamstwa - Caz Frear страница 17

Название: Słodkie kłamstwa

Автор: Caz Frear

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия: Thriller psychologiczny

isbn: 9788380158726

isbn:

СКАЧАТЬ ustalić prawdę, kiedy ludzie są zajęci polerowaniem aureoli.

      – W porządku – mówi spokojnie Parnell – nie kłóciliście się, ale musiałeś chyba ją z a p y t a ć, dlaczego tak nagle zmieniła zdanie?

      Lapaine siada. Na jego twarzy pojawia się cierpienie, wciąż świeże.

      – Mówiła, że chodzi o pieniądze. Zastanawiała się, jak to się skończy. Mieliśmy za sobą już tyle prób i przemyślawszy to wszystko na chłodno, uznała, że to zbyt duża kwota i ryzyko, nawet przy sześćdziesięciopięcioprocentowej skuteczności. Nie klepiemy biedy, ale rozejrzyjcie się dookoła, na pieniądzach też nie śpimy. Opłacenie in vitro wymagało od nas poświęceń. Wydaliśmy oszczędności, wzięliśmy pożyczki, pożyczyliśmy pieniądze od moich rodziców.

      – Ile? – pyta Parnell. – W sumie?

      Wydyma policzki.

      – Jakieś pięćdziesiąt tysięcy funtów. Mówiłem Alice, że to nie ma znaczenia, że to tylko pieniądze, ale ona już podjęła decyzję. Powiedziała, że już wystarczająco się staraliśmy, a rozczarowanie nas dobija. Musiałem to przyjąć do wiadomości. Nie miałem wyjścia. Pomimo łagodnego usposobienia, kiedy Alice zaparła się w jakiejś kwestii, trzeba było jej ustąpić. Tak jak z tym naszym rocznicowym wyjazdem do Londynu.

      – Też chodziło o marnowanie pieniędzy? Cóż, po części tak – dodaję, zanim zdąży mnie poprawić. – Czy ty i Alice mieliście odmienne poglądy na kwestie finansowe?

      – Raczej nie.

      Sprawdzam w notatkach.

      – Powiedziałeś dziś rano mojej koleżance, że Alice pracowała kilka godzin dziennie w tutejszym pubie.

      – To prawda.

      – Dlaczego tylko kilka godzin?

      Wzrusza ramionami, ale w jego oczach pojawia się nieufność.

      – Widać tylko tyle mogli jej zaproponować.

      – OK, ale przecież Alice mogła pracować gdzie indziej?

      – Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz. – Nie jestem pewna, czy sam Parnell wie.

      – Chodzi o to, że skoro Alice martwiła się o pieniądze i skoro wam ich brakowało, to nie rozumiem, dlaczego sprawna i zdolna do pracy kobieta nie poszukała sobie bardziej lukratywnego zajęcia.

      Lapaine milczy. Zaciśnięte usta sugerują, że chyba nie podoba mu się taki tok przesłuchania.

      – Ja tego nie oceniam, Tom. Tylko próbuję jak najlepiej zrozumieć Alice i wartości, jakimi się kierowała w życiu. Chcę poznać jej…

      – OK. Byłem przeciwny temu, by pracowała na pełen etat. – Czyli czas nie zatrzymał się jedynie w urządzeniu wnętrza tego domu. – Tak, wiem, jak to brzmi, ale musicie zrozumieć, że etat w branży turystyczno-hotelarskiej oznacza pracę w każdy wieczór, w weekendy, a ja nie chciałem tego dla naszego małżeństwa. W tej kwestii Alice przyznała mi rację.

      Należy uznać to za zrozumiałe, czy raczej chciał mieć nad nią kontrolę? Czy chęć przebywania w domu w tym samym czasie co twój partner jest czymś prymitywnym, czy wynika raczej z pragmatyki? A może jest to konieczne, by dało się utrzymać zdrowy długoletni związek?

      Uznaję, że nie wiem. Morderstwo wypacza normalne widzenie świata.

      Parnell przejmuje pałeczkę.

      – Oczywiście zbadamy wyciągi bankowe twojej żony – każda aktywność pomaga nam śledzić jej ruchy. Czy Alice miała osobne konto, czy mieliście wspólne?

      – Wspólne. Nie zarabiała wiele, ale jej pensja pokrywała w roku kilka comiesięcznych spłat. Miała swoją kartę kredytową, choć prawie w ogóle jej nie używała. Z limitem tylko na kilkaset funtów. – Patrzy na mnie, jak na tę łagodniejszą z opcji. – Nasze wspólne konto zbyt wiele wam nie powie, więc nie zawracałbym sobie nim głowy. Głównie wybierała gotówkę z bankomatu. Zawsze wolała gotówkę.

      Uśmiecham się przepraszająco.

      – Tak czy inaczej, zerkniemy na nie.

      Odpowiada dopiero po chwili:

      – Skoro musicie.

      Parnell stara się zachować łagodny ton.

      – Jaki był twój stosunek do tego, że pobierała pieniądze z konta?

      Lapaine wzrusza ramionami.

      – Nie oczekiwałem, że będzie żyć powietrzem.

      Parnell kiwa głową.

      – To naturalne, tylko że najpierw Alice mówi, że in vitro to strata pieniędzy, a potem, kilka tygodni później, włóczy się gdzieś, wybierając pieniądze z waszego wspólnego konta. Ja bym się chyba wkurzył.

      Zapada dość niewygodna cisza. Słychać jedynie szum rzeki na zewnątrz.

      – Nie zabiłem mojej żony, sierżancie.

      Uczciwe zagranie. Zrobiłabym to samo. Powiedz to, co oczywiste, i miej nad tym kontrolę.

      Parnell nawet nie drgnie, ale po tym, co usłyszał, z powrotem przybiera urzędowy ton – na początek koniec z „Tomem”.

      – Obawiam się, że musimy zadawać te wszystkie pytania, panie Lapaine, i choć przykro mi z powodu dyskomfortu, jaki pan odczuwa, zależy nam, żeby oczyścić pana z zarzutów tak szybko, jak się da. Rozumie pan? – Lapaine nie odpowiada. Parnell ciągnie dalej:

      – Rozumie pan też, że muszę spytać, gdzie był pan zeszłej nocy i dziś wczesnym rankiem.

      Lapaine wpatruje się w Parnella martwym wzrokiem – ze zmęczenia albo obrzydzenia, nie jestem pewna.

      – Byłem w domu. Od siódmej wieczór, dopóki nie wyszedłem na spacer gdzieś około ósmej rano.

      – Ach tak, pański spacer. Jest pan twardzielem, trzeba to przyznać. Mnie ciężko jest dojść do samochodu, kiedy na dworze taki ziąb.

      – Zapewniam pana, że nie robię tego dla przyjemności. Mam kłopoty z kręgosłupem, więc spacer i pływanie to jedyne sporty, jakie mogę uprawiać. Pływanie jest dla mnie zbyt monotonne. W kółko to samo – tam i z powrotem.

      – Czy ktoś pana widział dziś rano? – pytam.

      – Nie przypominam sobie, żebym kogoś spotkał. Zwykle od czasu do czasu mijam jakichś ludzi idących tym szlakiem w przeciwnym kierunku, ale – tak jak pan mówi – było zimno. Widać oni spacerują tylko przy ładnej pogodzie.

      – Czy ktoś może potwierdzić pańskie alibi z poprzedniej nocy? – pyta Parnell. – To całkowicie rutynowe pytanie, zapewniam pana.

      – Nie mam СКАЧАТЬ