Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pierwsza Spowiedniczka - Terry Goodkind страница 17

Название: Pierwsza Spowiedniczka

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Героическая фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788378183488

isbn:

СКАЧАТЬ – Poklepał ją po ramieniu. – Nawiedzający Sny już ci nie zagrażają.

      Magda poczuła ogromną ulgę. Przynajmniej ten potwór zniknął z jej umysłu. Krótko wyczuwała obecność owego zła, ale wiedziała, że nigdy tego nie zapomni. Płakała z radości, że nareszcie jest wolna od Nawiedzającego Sny. Chociaż nadal czuła skutki jego napaści, chociaż mogła umrzeć, przynajmniej pozbyła się go z umysłu.

      – Muszę się dostać do twojego umysłu, Magdo…

      Dopiero co się od czegoś takiego uwolniła. Nie chciała, żeby ktokolwiek znów się tam znalazł. I ją kontrolował. Zaczęła się rzucać, przerażona samą myślą, próbowała się wyrwać Rahlowi.

      – Wysłuchaj mnie – powiedział, trzymając jedną wielką dłonią nadgarstki Magdy. – To tylko po to, żeby cię uleczyć. Wciąż tracisz mnóstwo krwi. Muszę się pospieszyć. Powinnaś mi pozwolić, żebym ci pomógł. Leż spokojnie i nie opieraj się, dobrze? Możesz to zrobić? Możesz mi zaufać? Będzie łatwiej, jeśli tak.

      To była szansa na przeżycie. Szansa wydostania się z tej przerażającej mrocznej pustki. Musiała walczyć o życie. Nie wolno jej było przejść za zasłonę. W końcu się rozluźniła i skinęła głową.

      – Dziękuję, mistrzu Rahlu – wykrztusiła z największym wysiłkiem.

      Uśmiechnął się przelotnie, a potem ujął jej głowę w wielkie dłonie. Stłumiły odległe głosy świata, wyciszyły dźwięki będące – dopiero teraz to sobie uświadomiła – jej własnym szlochem.

      Patrząc w jego błękitne oczy, miała wrażenie, że spogląda w błękit nieba. Wpatrywała się w nie, nie mogąc zamrugać, i wtopiła się w tę kojącą barwę. Jego oczy stały się niebem. Czuła, jak pogrąża się w tym lazurze przechodzącym w szafir, zmieniającym się w kobalt, stający się granatem nocy i wreszcie czarną nocą.

      Wnikał w nią strumień magii Rahla, czuła, jak jego moc napiera na jej umysł.

      Baraccus już kiedyś tak ją uzdrawiał, ale z pomniejszych urazów – głęboka rana, skręcona kostka, okropny ból głowy – toteż rozpoznała charakterystyczny dotyk magii addytywnej. To, co wtedy było słabym strumyczkiem, stało się teraz przemożną falą mocy.

      Wyczuwała też palące muśnięcia czegoś, co musiało być magią subtraktywną. Pomyślała, że lord Rahl usuwa ślady obecności Nawiedzającego Sny.

      Zachłysnęła się oddechem, gdy pojawił się nagły piekący żar w uszach. Wzdrygnęła się, czując swąd przypiekanego ciała, i uświadomiła sobie, że lord Rahl przyżega rany, żeby powstrzymać krwawienie.

      Chociaż miała wrażenie, że zagubiła się w dziwnej pustce, wiedziała, że nie jest sama. Był tam z nią, trudząc się i starając się jej pomóc. Podobnego uczucia doznała wtedy, kiedy Nawiedzający Sny ujawnił swoją obecność w jej umyśle, a zarazem była to odwrotność tej obcej obecności. Nawiedzający Sny – wiedziała i czuła to – był zły i nikczemny, świadomie chciał szkodzić.

      To zaś była życzliwa obecność. Chociaż wciąż bolało, czuła, że Rahl wyłącznie chce jej pomóc, w końcu uwolnić ją od bólu.

      Czuła niteczki magii addytywnej spajające jej poszarpane mięśnie i połamane żebra. To właściwie nie bolało, tyle że to dziwaczne uczucie wywoływało mdłości. Chętnie by się od tego uwolniła, lecz wiedziała, że to jej jedyna szansa – i przystała na to. Równie niemiły był wnikający w głąb uszu palący strumień mocy.

      Czuła, że Rahl stara się na niej wymóc, żeby mu pozwoliła ukoić okropny ból. Magda stawiała stanowczy opór. Nie chciała, by ktokolwiek – a zwłaszcza mistrz Rahl – czuł tę samą udrękę, co ona. Ze wszystkich sił się jej uczepiła, próbując go osłonić przed okropieństwem tego cierpienia.

      Nic to nie dało. Był silniejszy od niej. Bojąc się o jego bezpieczeństwo, czuła, jak ból zanika. Usunął tę przeszkodę i jego moc mogła wreszcie wniknąć w głąb jej umysłu, w samo centrum jej jaźni i ją uleczyć.

      W końcu pozbyła się wszelkich śladów tej straszliwej udręki i – uradowana i wdzięczna – wreszcie poczuła, jak ogrzewa ją jego uzdrawiająca moc.

      Unosiła się w tym świetlistym cieple, ledwie świadoma istnienia czegokolwiek poza nim.

      Całkiem straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, jak długo trwała w tym pełnym spokoju miejscu. Może parę chwil, a może kilka dni. W tej milczącej pustce czas stracił znaczenie. Przestał istnieć w tym osobliwym miejscu.

      Powoli docierało do niej, że to minęło.

      Wreszcie otworzyła oczy i zobaczyła komnatę. Stwierdziła, że leży na sofie. Obok stał lord Rahl, miał spocone czoło. Był wyczerpany.

      Świece niemal się wypaliły i Magda zrozumiała, że trwało to przez większość nocy.

      Dotknęła ucha, powiodła palcami po żuchwie. Już nie bolało.

      W piersi też nie czuła bólu. Położyła dłonie na żebrach, nacisnęła. Nie bolały, były całe i zdrowe.

      I stało się coś jeszcze. Nadal tęskniła za Baraccusem, cierpiała po jego odejściu – lecz już inaczej. Ból po jego stracie nie był tak przytłaczający jak przedtem. Wciąż się smuciła, lecz ostrość tej udręki odrobinę stonowano.

      Zawsze będzie tęsknić za mężem i go kochać, lecz wiedziała, że teraz będzie w stanie żyć. Musiała żyć.

      – Dziękuję – wyszeptała do lorda Rahla.

      Uśmiechnął się do niej ze znużeniem.

      – Nalegałbym, żebyś wypoczęła, ale obawiam się, że nie ma na to czasu.

      Magda usiadła, przecierając oczy, zbierając myśli.

      – Nadal jest noc?

      Uśmiechnął się szerzej.

      – Już nowy dzień, Magdo. I to od jakiegoś czasu.

      – Musimy pójść do komnat rady. Będą obradować. Muszę ich przekonać, że zagraża nam niebezpieczeństwo. Powinni działać.

      Lord Rahl popatrzył na jej suknię.

      – Chyba powinnaś najpierw doprowadzić się do porządku.

      Magda wstała, czując się zadziwiająco silna i opanowana. Spodziewała się, że będzie trochę osłabiona, ale nie. Była cała i zdrowa. Naprawdę zdrowa.

      Popatrzyła na suknię. Miejscami nasiąknęła krwią. Alric miał rację, powinna się przebrać. Dotknęła włosów i stwierdziła, że i one są pozlepiane skrzepniętą krwią. Przyjrzała się swojemu odbiciu w niewielkim ściennym lustrze. Krew pokrywała twarz i szyję.

      – Okropnie wyglądam. Powinnam się umyć i przebrać, zanim pójdziemy spotkać się z radą.

      Alric СКАЧАТЬ