Subtelna prawda. Джон Ле Карре
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Subtelna prawda - Джон Ле Карре страница 8

Название: Subtelna prawda

Автор: Джон Ле Карре

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-7508-820-5

isbn:

СКАЧАТЬ w tym komórek i pozornie niewinnych maili. Szuler przekazuje wiadomości wyłącznie ustnie i wykorzystuje tego samego kuriera raz, nigdy więcej”.

      – Może się pojawić z bylekąd, Paul – tłumaczył Krótki, może żeby go uczujnić. – Od strony gór. Od strony hiszpańskiego wybrzeża, łódką. A jak mu się spodoba, przejdzie po wodzie. Zgadza się, Jeb?

      Nieznaczne skinienie głowy Jeba. Jeb i Krótki, najniższy i najwyższy w zespole; przyciąganie się przeciwieństw.

      – Albo przeszmugluje się z Maroka, pod nosem straży przybrzeżnej, zgadza się, Jeb? Albo wskoczy w garnitur od Armaniego i przyleci na szwajcarskim paszporcie. Albo wyczarteruje prywatny odrzutowiec, co, szczerze mówiąc, ja bym zrobił. Wpierw zamówiwszy ulubione menu u atrakcyjnej hostessy w mini. Wedle naszego niesamowitego, niedoścignionego źródła informacji Szuler ma forsy jak lodu, zgadza się, Jeb?

      Od morza jednolity, czarny na tle nieba taras, nieprzystępny i groźny, plaża – sczerniała ziemia niczyja porytych głazów i spienionych fal.

      – Ilu ludzi w zespole morskim? – spytał. – Elliot nie był pewien.

      – Zredukowaliśmy go do ośmiu – odparł nad ramieniem Jeba Krótki. – Będzie dziewięciu, kiedy wrócą z Szulerem na statek bazę. Taką mają nadzieję – dodał sucho.

      „Ci spiskowcy będą nieuzbrojeni, Paul – powiedział Elliot. – Totalne dranie, a ufają sobie, że świat nie widział. Żadnej broni, żadnej ochrony. Wejdziemy na paluszkach, zgarniemy naszego człowieka, wyjdziemy na paluszkach i nigdy nas tam nie było. Chłopcy Jeba wejdą od lądu, Etycznych – od morza”.

      Znów ramię w ramię z Jebem patrzył przez rozcięcie w maskowaniu na oświetlone frachtowce, potem na środkowy ekran. Jeden frachtowiec kotwiczy z boku. Na rufie trzepocąca się panamska bandera. Na pokładzie pod bomami ładunkowym przemykały cienie. Na wodzie ponton, dwóch ludzi na pokładzie. Nadal patrzył, gdy szyfrujący telefon rozćwierkał się głupawo. Jeb wyrwał mu go, ściszył i oddał.

      – To ty, Paul?

      – Mówi Paul.

      – Tu Dziewiątka. Jasne? Dziewiątka. Potwierdź słyszalność.

      „I ja będę Dziewiątką – zawodzi uroczyście minister, jakby wygłaszał biblijne proroctwo. – Nie będą Alfą, która jest zarezerwowana dla budynku będącego naszym celem. Nie będą Bravo, które jest zarezerwowane dla twojej lokalizacji. Będę Dziewiątką, która jest kryptonimem twojego dowódcy, i będę się z tobą komunikował za pomocą szyfrującego telefonu, podczas gdy twój zespół operacyjny będzie z tobą połączony siecią wzmocnionego sygnału PRR3, co dla twojej informacji oznacza Personal Role Radio”.

      – Słyszę cię dobrze i wyraźnie, Dziewiątka, dziękuję.

      – Jesteś na stanowisku? Tak? Od tej pory składaj krótkie meldunki.

      – Tak, jestem. Jestem twoim okiem i uchem.

      – W porządku. Powiedz mi dokładnie, co widzisz z miejsca, w którym jesteś.

      – Mamy widok prosto w dół stoku, na domy. Nie może być lepszy.

      – Kto tam jest?

      – Jeb, jego trzej ludzie i ja.

      Pauza. Niewyraźny męski głos w tle.

      Znów minister:

      – Czy ktoś ma choćby blade pojęcie, dlaczego Aladyn do tej pory nie wyszedł od Chińczyka?

      – Późno zaczęli jeść. Oczekują, że wyjdzie lada chwila. To wszystko, co usłyszeliśmy.

      – I nie widać Szulera? Jesteś tego absolutnie pewien? Tak?

      – Jak do tej pory nie widać. Jestem pewien. Tak.

      – Najmniejszy ślad na wizji, choćby najdrobniejszy… byle wskazówka… możliwość, że się pokazał…

      Pauza. Czy to przerywa wzmocniona sieć łączności PRR, czy Quinn?

      – …i oczekuję, że natychmiast dasz mi znać. Zrozumiano? Widzimy wszystko to co ty, ale nie tak wyraźnie. Masz bezpośredni ogląd. Tak? – pyta już rozdrażniony zwłoką. – Masz niezakłócony widok, do kurwy nędzy!

      – Tak, zgadza się. Niezakłócony widok. Doskonały. Mam oko na wszystko.

      Don trącił go w ramię, zwracając mu uwagę.

      W centrum miasta kluczy w nocnym ruchu ulicznym minivan. Ma na dachu światło taksówki i pasażera na tylnym siedzeniu, wystarczy jedno spojrzenie i wiadomo, że pasażerem jest korpulentny, bardzo ożywiony Aladyn, Polaczek, którego Elliot nie tknąłby nawet kijem. Jak w chińskiej restauracji, trzyma przy uchu komórkę i władczo gestykuluje drugą ręką.

      Śledząca kamera zatacza krąg, głupieje. Ekran gaśnie. Śmigłowiec przejmuje zadanie, przygważdża reflektorem minivana, rozkłada wokół niego halo. Powraca śledząca kamera naziemna. Mruga ikonka telefonu w lewym górnym kącie ekranu. Jeb podaje Paulowi słuchawkę. Rozmowa dwóch Polaków. Rechocą na zmianę. Lewa ręka Aladyna odgrywa teatr marionetek w tylnej szybie minivana. Słowiańskie rechoty zastąpione przez pełen nagany głos tłumaczki:

      – Aladyn rozmawia ze swoim bratem, Józefem, który jest w Warszawie – mówi z pogardą. – Rozmowa jest wulgarna. Mówią o dziewczynie Aladyna, kobiecie na jachcie. Nazywa się Imelda. Aladyn ma dość Imeldy. Za dużo gada. Rzuci ją. Józef musi odwiedzić Bejrut. Aladyn zapłaci za lot z Warszawy. Jeśli Józef przyleci do Bejrutu, Aladyn pozna go z wieloma kobietami, które chętnie się z nim prześpią. Teraz Aladyn jedzie do swojej ulubionej kochanki. Tajnej kochanki. Przepada za nią. Zastąpi Imeldę. Nie jest ponura, nie rzuca się do gardła, ma świetne piersi. Może kupi jej mieszkanie w Gibraltarze. To dobra wiadomość dla skarbówki. Aladyn teraz kończy. Jego tajna ulubiona kochanka czeka. Bardzo go pożąda. Kiedy otworzy drzwi, będzie całkiem naga. Aladyn jej rozkazał. Dobranoc, Józefie.

      Zapadła chwila ogólnej konsternacji, przerwanej przez Dona.

      – Kurwa, nie da rady się wyrobić z rypankiem – szepnął oburzony. – Nawet on nie da rady się wyrobić.

      Zawtórował mu równie oburzony Andy:

      – Taksówka skręciła w złym kierunku. Co on robi i po co?

      – Z rypankiem zawsze można się wyrobić – stanowczo powiedział Krótki. – Jak Boris Becker dał radę przelecieć panienkę w schowku na miotły, to Aladyn wyrobi się w drodze do swojego kumpla Szulera, który obstalował u niego manpady. Prosta logika.

      Przynajmniej to było prawdą; minivan, zamiast skręcić w prawo do tunelu, skręcił w lewo, do centrum.

      – Wie, że siedzimy mu na ogonie – zamruczał zdesperowany Andy. – Szlag.

      – Albo coś mu się przestawiło w głupim łbie – rzucił Don.

      – Nie СКАЧАТЬ



<p>3</p>

Sieć łączności wykorzystującej niewielkie radiostacje krótkiego zasięgu (do 500 m), rodzaj walkie-talkie.