Alfa Jeden. Adrianna Biełowiec
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Alfa Jeden - Adrianna Biełowiec страница 6

Название: Alfa Jeden

Автор: Adrianna Biełowiec

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-941896-1-7

isbn:

СКАЧАТЬ coś niezrozumiale głosem przeciążonym furią.

      Gabriel również ryknął i rzucił się do ataku. Już się nie bał. Bojowy ryk przeciwnika rozbudził w nim uśpioną anachroniczną ekscytację. Gdyby tylko zdołał wykorzystać nagły przypływ energii, gdyby tylko udało mu wykonać ostateczny sztych…

      Zanim snajper dobiegł do przeciwnika, krzycząc, Enril był już nad nim, wykonując wysokie salto przy szeroko rozłożonych ramionach. Stal kordów błysnęła żywym refleksem światła najbliższej ampli.

      Wylądował za plecami tamtego. Gabriel odwrócił się – by od razu zblokować szybki atak z półobrotu.

      Między mężczyznami zadzierzgnęły się więzy zrozumienia, bowiem po tym, jak trwali przez chwilę unieruchomieni w zwartym uścisku i wyzywająco patrzyli sobie w oczy, obaj odskoczyli w tył, z brzękiem odrzucając ostrza. W ten sposób nie dojdą do niczego.

      W ruch poszły nogi i pieści.

      Zawzięta walka ciągnęła się przez kolejne minuty i przebiegała podobnie jak pojedynek na ostrza: Gabriel używał brutalnej siły, próbując stłamsić przeciwnika, podczas gdy Enril świadomie unikał ofensywy, wykonując chyże finty, parując ciosy chronionymi przez karwasze ramionami.

      Enrilowi poleciała krew z nosa: jeden z bloków okazał się nieskuteczny. Ogarnięty furią Gabriel, choć wypluł już trzeci ząb, dalej nacierał sierpowymi, prostymi, kopnięciami z wyskoku i półobrotu. Był świadomy, że cała ta pozornie bezlitosna walka jest zaaranżowaną przez Enrila rozgrywką i z wielkim trudem przychodziło mu dopuszczenie do siebie niepokojącej myśli: że nie jest w niej przodujący. Rozgrywką, która wreszcie dobiegała końca.

      Alfa Jeden mógł zabić przeciwnika na samym początku, lecz z tylko sobie wiadomego powodu wystarczająco długo utrzymywał go przy życiu. W końcu ogłuszył snajpera, posyłając go na wypukłość ściany niespodziewanym kopnięciem z wyskoku. Podczas gdy Gabriel, zataczając się i balansując na ugiętych nogach, próbował odzyskać równowagę, Enril podszedł spokojnie do niego, chwycił ramieniem za głowę i gwałtownym szarpnięciem skręcił mu kark. Bezwładne już ciało ostrożnie położył na plecach.

      Było po wszystkim.

      Alfa Jeden stanął przy krawędzi kładki, uniósł lekko podbródek i zamknął oczy. Widz obserwujący tę scenkę z boku mógłby przysiąc, że mężczyzna rozmawia w myślach z nadprzyrodzoną istotą swojej wiary… co miało miejsce w rzeczywistości.

      Skąpany w blasku błękitnego światła zwycięzca popatrzył na stygnących delikwentów, szczególnie na ułożone pieczołowicie ciało ostatniego denata.

      – Boże, wygrałem. – Na smukłej twarzy Enrila wykwitł cyniczny uśmiech. Uniósł kord ostrzem skierowanym ku stropowi.

      Na najwyższym piętrze Asfarii, pod olbrzymią kopułą Szklanej Komnaty, zbudowanej z podwójnego, zbrojonego szkła, za którą rozciągał się zapierający dech w piersi widok na przestrzeń kosmiczną, Enril kontemplował ostatnie wydarzenia. Trzymał zakrwawiony kord w jednej ręce, a serce przeciwnika w drugiej.

      – Jest zbyt okrutny. Zachowuje się jak troglodyta. Stworzyliście zabawkę dla własnej chorej rozrywki, socjopatę odizolowanego od cywilizacji. – Generał Relagard Czurma podniósł się z krzesła i docisnął palcem do nasadki nosa swoje ulubione, rzadko zdejmowane ciemne okulary. Częste udziały w testach broni energetycznych sprawiły, że jego oczy stały się wrażliwe na światło, a stronił od medyków i szpitali, by dać sobie skorygować nabytą wadę. Mężczyzna przyleciał transporterem do Inion Vertex jako przedstawiciel armii Republiki Europejskiej, by doglądać postępów badań doktora Jakowlewa. Natenczas, wraz z towarzyszącymi mu podkomendnymi, Czurma był gościem sąsiadującej z placówką komórki wojskowej Falkon, gdzie jako reprezentant wyższej generalicji Układu Słonecznego angażował się też w jej sprawy. Pokaz sprawności Enrila mile zaskoczył generała, nawet wprawił w niemałą konsternację. – Niemniej jestem zadowolony. Robi wrażenie.

      – To nie okrucieństwo. Aby mówić o okrucieństwie, należy znać jego definicję i normy cywilizacyjne. Tymczasem nasz obiekt robi wszystko spontanicznie. – Dawid również podniósł się z siedzenia. Mężczyźni obserwowali na ekranie – Jakowlew z udawaną obojętnością, generał z nieznacznym zakłopotaniem – jak kucający Alfa Jeden bada serce wyrwane z piersi Gabriela, muskając je palcami i pstrykając weń niczym ciekawskie dziecko w zdechłą żabę. Twarz i ramiona miał utytłane krwią, lecz nie zwracał na to uwagi. – Poza spełnieniem i niezrozumiałym poczuciem triumfu, Enril nie czuje w tej chwili nic ponadto. Zrobił to ku chwale swojego Boga, którego symuluję. – Doktor nabrał powietrza, by ciągnąć dalej. – Nie rozumie, czym jest dobro ani zło i nie myśli o popełnionych czynach w ludzkich kategoriach; nazwałbym to prędzej relatywizacją skrajnych wartości. Takie było założenie projektu, czyż nie mam racji? – zapytał retorycznie, zwracając oblicze ku generałowi.

      – Chciałbym się dowiedzieć znacznie więcej. Wszystko, co aktualnie jest mi pan w stanie przekazać, doktorze. Teraz może być zarys ogólny, szczegóły wolałbym otrzymać w formie raportu. – Zerknąwszy w bok, Czurma odprawił bardziej spojrzeniem niż lekkim skinięciem głowy piątkę swoich oficerów. Pozwolił zostać tylko porucznikowi Hammurabiemu, niezastąpionemu androidowi, którego zwykle lubił mieć przy sobie.

      Wraz z żołnierzami pomieszczenie zaczęli opuszczać pracownicy poszczególnych Wydziałów. Nie toczono rozmów, wszyscy pogrążeni byli w rozmyślaniach nad tym, co niedawno miało miejsce na asteroidzie dryfującej samotnie przez przestrzeń kosmiczną. Jakże odmienne były te rozmyślania. Jedni cieszyli się w duchu z potęgi, jaką dostarcza ludzkości nauka, inni ze zniszczeń, jakich dokona w przyszłości dla Republiki Europejskiej nowa generacja klonów, których protoplastą będzie Alfa Jeden, następna grupa po prostu świetnie się bawiła. Lecz byli również i tacy, jak Edgar Strzelbowski i haker Mateusz Lenart, których to wszystko martwiło i wprawiało w głębokie zakłopotanie.

      W ciągu paru minut liczba przebywających w dyspozytorni zredukowała się do czterech doktorów prowadzących projekt,  Mateusza, którego idee i marzenia zderzyły się z brutalną rzeczywistością, Relagarda oraz stojącego przy jego krześle Hammurabiego. W rogu hałasował kliner majstrujący przy kuble na śmieci. Raven Petersen i Alexander Kantolak siedli przed kapripodami i, zatopiwszy się w sztampowej robocie, prawie natychmiast stali się nieobecni dla reszty wszechświata. Edgar skinął palcem na stojącego w zamyśleniu Mateusza, a kiedy ten pochylił się nad nim, doktor zaczął mówić doń przyciszonym głosem.

      – Teraz niech pan patrzy. – Dawid uśmiechnął się porozumiewawczo do Relagarda. Stanął przed pulpitem kapripodu i przycisnął włącznik egzokomu5. – Dobra robota, Enrilu. Zadowoliłeś mnie, zasługujesz na nagrodę.

      Głos doktora w sekundach został portowany za pośrednictwem satelitów na odległość piętnastu milionów kilometrów, jaka rozdzielała technogotycki kompleks Asfarii od Inion Vertex na Phalagionie.

      Usłyszawszy doskonale znany mu tubalny dwugłos, Enril złożył serce wroga obok kordu i wyprostował się powoli. Czuł, jak ogarnia go fala przyjemnego ciepła. Patrzył w stronę jednej z ośmiu wypukłych, utwardzanych szyb tworzących kopułę Szklanej Komnaty, nieświadomy faktu, że jego wszechpotężny Bóg znajduje się na drobniutkiej, szaro-brązowej planecie, na której Alfa zaczepił wzrok.

      Enril wiedział o istnieniu СКАЧАТЬ



<p>5</p>

Urządzenie do wysyłania dźwięku na duże odległości kosmiczne.