Alfa Jeden. Adrianna Biełowiec
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Alfa Jeden - Adrianna Biełowiec страница 3

Название: Alfa Jeden

Автор: Adrianna Biełowiec

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-941896-1-7

isbn:

СКАЧАТЬ to samo ze wzrokiem. – Pułkownik wzruszył ramionami. – Za kilka chwil dojdziesz do siebie, moja ty trucicielko.

      Błękitne oczy dziewczyny błysnęły jadowicie, kiedy posyłała dezerterowi w odpowiedzi krzywy, subtelny uśmieszek, znaczący mniej więcej: "Chyba lekko przesadzasz, przyjacielu". Zanim trafiła do arizańskiego więzienia o zaostrzonym rygorze, Katie utrzymywała się z przemytu narkotyków. Czasem udawało jej się sprzedać jakąś trudno dostępną na czarnym rynku toksynę, lecz kiedy interesy nie szły najlepiej i pojawiały się komplikacje, nachalni klienci kończyli z pożądanym towarem we krwi, który dopiero szczegółowa autopsja, dokonywana przez doświadczonych medyków, była w stanie oznaczyć. Tym sposobem dziewczyna uśmierciła w życiu ledwo dziesięć osób, plus cztery zabiła z broni palnej, co było śmiesznym wynikiem przy dwustu żołnierzach, jakich pułkownik-dezerter wydał nieprzyjaciołom na odstrzał.

      W trakcie, gdy Katie, Artur i Juval debatowali nad miejscem, do jakiego mogli zostać przeniesieni, Gabriel nie wniósł do dyskusji ani słowa, jedynie skrzywił się z niesmakiem, ujrzawszy u stóp naładowany karabin plazmowy. Zamiast tego ciężkiego, rozrzutnego, szybko nagrzewającego się badziewia wolałby dotykać gładzi ukochanego karabinu snajperskiego, którym w kolonii River Styks tak wiele głów przemienił w krwawą breję. Niemniej były snajper zawodowy, obecnie płatny morderca, podniósł broń. Lepszy tandetny gnat niż żaden, pomyślał. Dobra, ale którym cieciom dupy z głowami się pozamieniały, że dali więźniom pukawki? A może Gabriel powinien raczej zapytać: do czego będzie im ta broń potrzebna? Oto jest pytanie.

      Wyjąwszy nóż myśliwski z nylonowego pokrowca, Juval zaczął przyglądać się dokładnie szybowi windy. Opukał ostrzem ścianę, posyłając wokół serię jazgotu. W międzyczasie Katie zbliżyła się podwoi wejściowych i, spostrzegłszy, że nie ma przy nich żadnego zamka, zastukała pięściami w utwardzoną stal.

      – To bez sensu. – Cofnęła się i obróciła ku reszcie. – Ma ktoś jakiś pomysł?

      Gabriel potrząsnął przecząco głową, przypatrując się wejściu do pobliskiego korytarza na kładce pierwszego poziomu.

      – Bez sensu… – Artur parsknął szyderczo. – To jest dopiero bez sensu! – Podniósłszy z posadzki ośmiolufową mitraliezę magronową3, zamaszystym krokiem podszedł do dziewczyny i podstawił jej broń pod nos. – Siekacz dla weteranów ciężkiej piechoty! Naładowany energią do pełna! Mam niby rozpierdolić nią tę blaszaną łajbę czy co!?

      – Może nasi anonimowi broniodawcy chcą, byśmy pozabijali się nawzajem – zadrwił Gabriel. Nikt mu nie odpowiedział na klarowną ironię, choć każdy z osobna zaczął się zastanawiać nad taką ewentualnością. Bo na co komu giwery w bezludnej stacji kosmicznej, czy cholera wie, dokąd ich wywieźli?

      Juval przykucnął przy paralizatorze jonowym, ostatniej leżącej broni, wziął ją oburącz, następnie przejechał dłonią po gładkim jak szkło, chromowanym łożu. Również i ta broń, podobnie jak mitralieza Artura, karabin plazmowy Gabriela oraz fibius maszynowy Katie, który dziewczyna wcześniej podniosła z posadzki, miała wyświetlony na kwarcowym liczniku maksymalny zasób amunicji.

      – Inaczej po co mieliby dawać nam te zabawki? – ciągnął Gabriel.

      – Skąd mam, kurwa, to wiedzieć, człowieku!? – szczeknął Artur, odwracając się ku byłemu snajperowi.

      – Może faktycznie mamy pozabijać się nawzajem? – Juval zdobył się na lekki uśmiech i uniósł lufę. – W takim razie ja zaczynam.

      – Wiesz, śmieszne – strofowała go Katie, choć jej również nie przychodziły do głowy inne możliwości, mimo iż pomysł o wzajemnej eliminacji wydawał się być idiotyczny i kompletnie bezpodstawny. Lecz czy aby na pewno? Problem skomplikował się jeszcze bardziej, gdy uświadomiła sobie, że prócz obdarowania ich bronią najlepszej klasy, Juvalowi nie odebrano noża, a Gabriel miał przytroczone do paska swoje sztylety, które skonfiskowano mu przecież na długo przed wtrąceniem do karceru. Kobieta na próżno próbowała sięgnąć pamięcią poza mury arizańskiego więzienia. W ogóle nic nie pamiętała, poza pojedynczymi obrazami odnoszącymi się do jej zwichrowanej osobowości, scenami wyrwanymi z życiowego wzorca niczym kartki z pełnej detali powieści. – Wam również szwankuje pamięć, jak mi?

      – Może to chwilowa amnezja – zauważył Juval, obarczony tym samym mankamentem, co Katie. – Efekt dysonansu synaptycznego. Tymczasowe poczucie zagubienia, które jednak mija samoczynnie po godzinach. Kilkakrotnie doświadczyłem takich zaników pamięci, gdy psy dokądś mnie transportowały. – Wzruszył ramionami. – Sądzę, że nie ma się czym przejmować.

      Artur oparł dłoń o skrzydło wierzei i zaczął wpatrywać się weń.

      – Nie znam się za dobrze na medycynie – mruknął – jestem prostym człowiekiem…

      – To wiemy – zadrwił Gabriel. Pułkownik zignorował go.

      – …ale przypuszczam, że to amnezja selekcyjna, czy jak się to nazywa. Niektórzy medycy, zwłaszcza jajogłowi ze Starlightu, potrafią robić luki w pamięci. Na przykład wymazują komuś wspomnienia z 1 grudnia 2440.

      – Tak, również słyszałam o czymś takim.

      – Czekajcie – Juval uniósł dłoń, skupiając na sobie spojrzenia reszty. – Jesteście pewni, że prom, do jakiego nas wprowadzono, należał do Starlightu?

      Gabrielowi wydawało się, że usłyszał szurnięcie, jakby ktoś przejechał po terakocie podeszwą buta. Oddaliwszy się od towarzyszy, zerknął w stronę wyższej kładki, przelatywał wzrokiem wzdłuż jej wklęsłej krawędzi, póki nie zatrzymał go na wejściu w półmroczny korytarz.

      – Widziałam na kadłubie kretyński symbol jednorożca – rzekła Katie. – Czerwona tarcza, a na niej czarny łeb z profilu: to musiał być prom Korporacji. Tylko nie pytajcie mnie, po wuja pana Starlight miałaby wywozić nas na wygwizdowo, i czemu w ogóle nami się interesuje, bo nie mam, kurwa, pojęcia! Nigdy nie miałam do czynienia z Korporacją.

      – Ani ja. – Artur splunął.

      – Zatem…

      Cokolwiek Juval zamierzał powiedzieć, stłamsił to w sobie. Żachnął się, gdy gapiący się na coś w zdumieniu Gabriel dźgnął go łokciem w bok, podszedłszy do najemnika.

      Snajper wskazał lufą plazmówki wejście do korytarza. Zdumiona czwórka wstrzymała oddechy i zastygła w oczekiwaniu, jak skamieniała.

      Kładką drugiego poziomu, praktycznie przy jej krawędzi, kroczył pomału jakiś człowiek. Utrzymywał niechętne, zarazem zaciekawione spojrzenie na zbitej w dole grupce. Mężczyzna o bladej karnacji był bardziej młodzieńcem niż osobą dorosłą. Jeśli nie poddano go zwodzącej oczy terapii genetycznej, nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Czarne, wycieniowane z przodu włosy przysłaniały część wąskiej twarzy podobnej do oblicza wilka, skąd spozierały przymrużone oczy. Nie słychać było, jak człowiek się przemieszcza: odgłos kroków tłumiły skutecznie wysokie, skóropodobne buty z szarymi ornamentami na cholewkach. Egzoszkielet torsu nieznajomego stanowiło lekkie, elastyczne, metalopodobne opancerzenie, ręce od nadgarstków po łokcie chroniły karwasze, barki – naramienniki z nanorurek. Kolejne zabezpieczenia bojowe znajdowały się na goleniach i udach. Mężczyzna trzymał w okutanej czarną rękawicą dłoni СКАЧАТЬ



<p>3</p>

Magron – rodzaj energii gazopodobnej o właściwościach topiących. Stworzony przez naukowców Starlightu.