Alfa Jeden. Adrianna Biełowiec
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Alfa Jeden - Adrianna Biełowiec страница 26

Название: Alfa Jeden

Автор: Adrianna Biełowiec

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-941896-1-7

isbn:

СКАЧАТЬ się z pozoru horrendalnie kosztowne, było znacznie tańsze niż budowanie nowej przystani od zera. Dziewczyna nigdy nie widziała naturalnej stacji orbitalnej, pamiętała jednak, że mając jedenaście lat poznała młodziutkiego pilota Edgara Strzelbowskiego, znajomego ojca, który miał okazję wylądować na obrobionej asteroidzie, otoczonej sztucznie wygenerowanymi biosferą i grawisferą. Wrażenie było ponoć niesamowite, kiedy stąpało się po powierzchni takiej skały.

      Kilka minut później Razok mogła już rozpoznać elewację nieoświetlonego, technogotyckiego budynku, zmyślnie zintegrowanego ze skalnymi wzniesieniami i pochyłościami. Przez iluminator dało się dostrzec kawałek obiektu, niewykluczone więc, że na wyszlifowanej powierzchni asteroidy znajdowało się takich więcej. Dziewczynie udało się zobaczyć też fragment płyty kosmodromu, ale nic ponadto.

      Prom dobił delikatnie do dźgającego próżnię mostka. Nieprzymocowane do podłogi celi krzesło przesunęło się ze zgrzytem, kiedy zatrzęsło całym pokładem.

      Ostatnia zapora więzienna została wyłączona.

      – Idziesz ze mną. – Oblicze opancerzonego ochroniarza, który ukazał się w progu celi, skrywała osłona fioletowego hełmu. Twardy głos był oziębły. Skupiona na stacji Sandra nie usłyszała, jak mężczyzna podchodzi. Zlustrowała go od stóp do głów zalęknionym spojrzeniem zwierzęcia zmierzającego na ubój. Przywarła do pryczy i ani drgnęła, przeczuwając, że stanie się coś złego. Że jej poprzednia dedukcja odnośnie przyszłości okazała się zbyt naiwna.

      Jako że nie raczyła ruszyć się z miejsca, strażnik chwycił ją za prawe przedramię, zapytał obojętnie, czy nie ma potrzeby skorzystania z łazienki, a kiedy Sandra energicznie zaprzeczyła ruchem głowy, wyprowadził ją na korytarz. Nawet kiedy dotarli przed wrota śluzy rufy, ochroniarz nie zmniejszył bolesnego ucisku palców przyzwyczajonych do trzymania broni. Dziewczyna zacisnęła zęby, w oczach pojawiły się łzy.

      Przed grodzią stało paru nieruchomych jak statuetki żołnierzy, mierzyli lufami w czwórkę więźniów, których Razok miała nadzieję nie ujrzeć więcej na oczy. Delikwenci wyglądali, jakby właśnie wstąpili do korpusu piechoty. Wszyscy mieli spodnie i bezrękawniki koloru moro, na torsach założone lekkie pancerze dopasowane do anatomii ciała. Płytkowe, elastyczne ochraniacze zabezpieczały kończyny i korpusy, bez stawów. Każdego więźnia wyposażono w inną broń, lecz wszyscy mieli identyczne wyrazy kompletnej dezorientacji, jaki zastygł też na twarzy dziewczyny.

      Trzymający Sandrę mężczyzna wreszcie cofnął rękę. Pomysł, by dawać zabójcom broń, wydawał się Razok szczytem debilizmu, lecz kiedy rzuciła okiem na zdyscyplinowanych żołnierzy, gotowych pociągnąć za spusty, zanim w umyśle któregokolwiek więźnia ukształtowałaby się nieodpowiednia myśl, dostrzegła również zainstalowane w blendach hangaru automatyczne działka z lufami nakierowanymi na cele.

      Kolejny kwadrans spędzili w nerwowym oczekiwaniu. Zerkali to na żołnierzy, to na tytanową gródź oddzielającą hangar od przełazu na pokład główny, to na zatrzaśniętą niczym wrota skarbca potężną śluzę. Po lewej stronie jarzyła się konsolka z czterema wielkimi monitorami. Sandra bez trudu zorientowała się, że zielona sylwetka na prawym dolnym ekranie przedstawia schematyczny wizerunek promu, kiedy reszta imitowała złożony z pięciu połączonych budynków kompleks na asteroidzie. Największy, oznaczony na szaro gmach mieścił się naprzeciw statku.

      Syntetyczny kobiecy głos wypełnił przestrzeń hangaru, nakazując wszystkim wycofać się przed wymalowaną na posadzce żółtą linię i przygotować na otworzenie śluzy za trzy minuty. Pomiędzy schematycznym promem a szarym budynkiem pojawiały się podobne do kręgów szyjnych segmenty w kolorze błękitu, jeden po drugim. Szły od gmachu. Kiedy piętnasta strobila podświetliła się na ekranie, przebywający w hangarze usłyszeli odległy łomot, jakby w oddaleniu zderzyły się blaszane kontenery. Uderzenia nasilały się, a przy wykwitłym na holografie dwudziestym siódmym i ostatnim segmencie zatrzęsło całym hangarem. Zajazgotało przy tym, jakby w śluzę trzepnął rozpędzony pojazd.

      – Otwarcie wrót za trzy, dwa, jeden…

      Gong anonsował rozchylenie się śluzy, czerwone światła zaczęły rotować nad wrotami po obu ich stronach.

      Gdy głuche, metaliczne dudnienie wreszcie ustało, a przejście stanęło otworem, okazało się, że na zewnątrz nie czyha żadne zagrożenie, jakiego więźniowie wyczekiwali z napiętymi mięśniami. Nie było również wzniesionych na powierzchni asteroidy technogotyckich budynków, które Sandra miała nadzieję zobaczyć. Przed grupką majaczyła za to gardziel długiego, oświetlonego amplami korytarza złożonego z identycznych segmentów, dopasowanych wysokością i szerokością do wymiarów śluzy.

      – To prawda, że tę asteroidę otacza powłoka biosfery i grawisfery? – jeden z żołnierzy zapytał kumpla stojącego obok. Sądząc po głosie wydobywającym się spod hełmu, był bardzo młody. Sandra dostrzegła, że zapytany twierdząco skinął głową, najwyraźniej nie mając ochoty rozmawiać na służbie.

      Rzeczywiście na planetce istniała grawitacja, o czym więźniowie przekonali się, gdy żołnierze nakazali im opuścić pokład. Sandra przypuszczała, że niewidzialne dla ludzkiego oka pole będące namiastką atmosfery rozciągało się pomiędzy zainstalowanymi na skalnych gładziach i budynkach głowicami, tak, że tworzyło układ zamknięty, otaczając obiekt na podobieństwo kokonu. Mówiąc prościej, gdyby ktoś znalazłby się przy którejś głowicy, widziałby stamtąd kilka następnych.

      Więźniowie szli blisko siebie, pogrążeni w milczeniu. Patrzyli to na wrota budynku majaczące u schyłku korytarza, to łypali podejrzliwie na żołnierzy z tyłu. Odziani w czerń i fiolet strażnicy stali jednak nieruchomo na skraju hangaru, podobni do porozstawianych dziecięcą ręką zabawkowych żołnierzyków. Delikwenci nie mieli wyboru: dokądkolwiek prowadził rozkładany korytarz, musieli iść naprzód, zwłaszcza że za nimi toczył się wózek załadowany metalowymi skrzyniami, który właśnie wyjechał z transportera.

      Wrota wielkości słonia, przy których zatrzymali się razem z pojazdem, zabezpieczały trzy antaby. Roger uderzył pięścią w stal kilka razy, a gdy nie nastąpiła żadna reakcja, poprawił kolbą mitraliezy plazmowej, którą dali mu żołnierze w zbrojowni, lecz nie poinformowali, do czego będzie mu ona potrzebna.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      Rodzaj PDA (ang. Personal Digital Assistant).

СКАЧАТЬ