Название: Bierki
Автор: Marcin Szczygielski
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-60000-76-2
isbn:
Dla Edyty Olszówki,
dzięki której
powstała ta książka
Przez długi czas sądziłem, że Berek nie będzie miał kontynuacji. Wydawało mi się, że zawarłem w nim wszystko, co najistotniejsze w życiu bohaterów. Trwałem w tym przekonaniu aż do pewnego zimowego wieczoru, kiedy na popremierowym bankiecie w teatrze Komedia podeszła do mnie Edyta Olszówka i zapytała, czy nie napisałbym dla niej monodramu. Oczy mi się zaświeciły, bo pomysł na postać niemal natychmiast pojawił się w mojej głowie. Zacząłem pisać historię Wekiery, nauczycielki historii w warszawskim liceum. Twardej, niemal wrednej baby, niespodziewanie odkrywającej w sobie empatię i umiejętność rozumienia swoich – lekceważonych wcześniej – uczniów. Wekiera i jej świat zaczęły mi się błyskawicznie rozrastać, aż pewnego dnia uznałem, iż moja bohaterka powinna dostać więcej niż godzinny spektakl teatralny. Zapytałem Edytę, czy nie będzie miała nic przeciw temu, abyśmy monodram odłożyli na później, a tymczasem „jej” bohaterka stanie się jedną z głównych postaci nowej powieści. Przyklasnęła temu pomysłowi.
Pisząc, uświadomiłem sobie bowiem, że nadarza mi się sposobność nawiązania do świata Berkai pokazania jeszcze jednego aspektu gejowskiego życia. Zwłaszcza że – gdy sam dojrzewałem i dorastałem – brakowało mi książki, w której ktoś przedstawiłby wpisany w polskie realia proces wchodzenia w dorosłe życie nastoletniego geja. Opowieści o tym, co się wtedy dzieje i w takim chłopaku, i w jego otoczeniu; bez nadmiernego dramatyzmu i rozdzierania szat. Do Wekiery dołączył więc jej uczeń Paweł – jeszcze niedojrzały, trochę zbyt emocjonalny i wrażliwy chłopak – który doświadcza swojej gejowskiej inicjacji, dokonuje comming outu i po raz pierwszy w życiu się zakochuje.
W ten sposób narodził się cykl, który nazwałem Kronikami nierówności. Bierki nie są bowiem kontynuacją Berka,lecz jego dopełnieniem. Współczesną komedią dell'arte – przewrotną żonglerką stereotypami, kliszami i archetypami, której celem jest pokazanie świata gejów jako części wspólnej rzeczywistości, kształtowanej przez nich na równi z heteroseksualną większością. Podobnie jak w komedii dell'arte, w obu moich powieściach bohaterowie noszą maski, które zmieniają się wraz z rozwojem wydarzeń; powtarzają się też w nich pewne typy ludzkie. Dlatego w Bierkachzachowałem większość imion i nazwisk z poprzedniej powieści. Jest więc Kolombina i Kolombin, czyli samotna, niekochana, nieco zgorzkniała Anna Lewandowska oraz spragniony miłości młody Paweł Sieniawski. Wyśniony przez Pawła książę na białym koniu, czyli Wojtek, a także perfidny, niebezpieczny i zły Scapino – Łukasz. Dołączyli do nich nieszczęśliwie zakochany, trochę śmieszny, a trochę tragiczny Arlekin, czyli Krzysztof, i złośliwy, obleśny Brighella – Marek…
Są też ich marzenia i emocje – te najprostsze, podstawowe – które dotyczą nas wszystkich, bez względu na pochodzenie, pozycję społeczną, wykształcenie i orientację seksualną. Marzenia o tym, że spotkamy kiedyś tę jedyną bądź tego jedynego, że połączy nas prawdziwa miłość, że nasze cierpienie zostaną wynagrodzone, wrogowie ukarani, błędy naprawione, a im trudniejsza droga, tym piękniejsze i szczęśliwsze będzie jej zakończenie.
Do Bierekdołożyłem jeszcze jeden wątek – jasne, szczere i pozbawione hipokryzji mówienie o seksie. Dlaczego? Bo to sfera życia nieustannie obecna w myślach, a rzadko w słowach; główne źródło nierówności i dyskryminacji, choć tak naprawdę jak mało co stawia nas wszystkich na równi.
Marcin Szczygielski
I
– No co, Sieniawski? Powiesz mi coś, czy jak? – odzywa się profesor Kucharczyk, nie odrywając oczu od dziennika. – Masz cztery nieusprawiedliwione nieobecności na lekcjach. I co my z tym zrobimy?
– Przyniosę zwolnienie – bąkam pod nosem. – W przyszłym tygodniu.
– Ta? Takie jak ostatnio? – Kucharczyk odchyla się na krześle, zakłada ręce za głowę i spogląda na sufit.
Stoję przed jego biurkiem i staram się mu nie przyglądać. Ma na sobie klasyczny biały tank z wąskimi ramiączkami i szerokim wycięciem pod szyją. Kiedy unosi ręce, widzę dwie kępki ciemnych włosów pod pachami. Dolna krawędź koszulki podjeżdża, odsłaniając ciemny pasek skóry brzucha nad gumką czerwonych sportowych spodenek. Gabinet Kucharczyka przy sali gimnastycznej nie jest duży, powietrze przesiąkło zapachem potu nauczyciela. Zapachem testosteronu. Nerwowo oblizuję suche wargi i przełykam ślinę, wbijając oczy w podłogę i z całej siły usiłując zapanować nad zbliżającą się erekcją.
– No co? Pytam się, czy takie samo zwolnienie jak ostatnio?
Zwolnienie z zajęć wuefu, które przyniosłem w marcu, podrobiłem. Ściągnąłem z netu blankiet recepty lekarskiej i nałożyłem na niego fałszywą pieczątkę w Illustratorze, a potem na wydruku odręcznie napisałem: „Paweł Sieniawski zwolniony z zajęć wychowania fizycznego do końca semestru”. Skąd mogłem wiedzieć, że będzie mu się chciało sprawdzać dane lekarki! Całe szczęście, że nie wezwał matki i skończyło się tylko obniżeniem stopnia ze sprawowania.
Kucharczyk odsuwa się nagle razem z krzesłem i wstaje. Obchodzi biurko i siada na brzegu blatu, tuż przede mną. Wyciąga przed siebie nogi, krzyżując je w kostkach. Wciąż wpatruję się w podłogę – pojawiają się w centrum mojego pola widzenia. Adidasy z czerwonymi paskami po bokach, nad nimi krótkie, białe skarpetki, a powyżej owłosione łydki. Skóra jest smagła, w kontraście z białymi skarpetkami wydaje się jeszcze ciemniejsza. Wbrew sobie zerkam wyżej, na jego uda. Nogawki krótkich, czerwonych spodenek kończą się nad nimi. Zatrzymuję spojrzenie na mocno wypchanym kroczu nauczyciela i błyskawicznie odwracam oczy, ale oczywiście jest już za późno – zasycha mi w gardle i czuję, jak mój kutas błyskawicznie pęcznieje.
– Oj, Sieniawski, Sieniawski – mówi profesor Kucharczyk. – Znam ja takich, co nie lubią wuefu. A ty nie СКАЧАТЬ