Koniec historii. Luis Sepulveda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Koniec historii - Luis Sepulveda страница 5

Название: Koniec historii

Автор: Luis Sepulveda

Издательство: PDW

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 9788373927155

isbn:

СКАЧАТЬ rozpoczął wywód o zmianach, jakie zaszły na świecie od naszego ostatniego spotkania, i dodał, że Hanzeatyckie Ubezpieczenia Lloyd zajmują się interesami licznych rosyjskich przedsiębiorców związanych z Chile. Od ostatniego zebrania podczas Forum Azja−Pacyfik w Santiago w roku 2004 zainteresowanie przedsiębiorców z Federacji Rosyjskiej zwiększeniem zakupu chilijskich produktów rosło w widoczny sposób i było to korzystne dla dwustronnego handlu.

      – Tak jest. Bogaci Rosjanie chcą jeść chilijskie jabłka, a zamożni Chilijczycy chcą mieć ruskie kurwy. Świat się zmienił i wznoszę za to toast – dorzucił Sława.

      – A co, u diabła, ja mam robić w pańskim nowym porządku świata?

      – Uspokój się, Belmonte. Czy ci się to podoba, czy nie, już jesteś w opałach – rzekł stary Szwajcar, grzebiąc z niesmakiem w półmisku ostryg.

      Dwadzieścia lat wcześniej byłem przybyszem znikąd, ekspartyzantem usiłującym przeżyć na wygnaniu i niemarzącym wcale o spotkaniu swych dawnych towarzyszy. Zarabiałem na życie jako goryl w jednym z hamburskich kabaretów, a jedynym, co mnie trzymało przy życiu, było zarabianie pieniędzy, żeby móc wysyłać przekazy mojej dziewczynie, a raczej temu, co z niej pozostało po przejściu przez Koszary Terranova, inaczej zwane Villą Grimaldi na mapach terroru. Kramer zbliżył się do mnie, zwabiony cieniem tego, czym byłem; związki Hanzeatyckich Ubezpieczeń Lloyd z jankeskimi, latynoskimi i europejskimi służbami bezpieczeństwa pozwoliły mu wpaść na ślad mojego cienia. Zgodziłem się pracować dla niego dla pieniędzy, jako jeden najemnik więcej w półświatku władzy i w zamian za obietnicę, że Verónica zostanie przyjęta do duńskiej kliniki specjalizującej się w leczeniu ofiar tortur.

      Pojechałem do podziemnego Chile, zrobiłem, co mi kazali, i chociaż cała sprawa zakończyła się dobrze dla interesów Lloyda, zamąciła się; były ofiary, zbyt wiele ofiar.

      – Kramer, pan obiecał dać mi spokój.

      – I dotrzymałem słowa, Belmonte. Wywiązałem się również z obietnicy, że zawiozę twoją kobietę do Danii. Nie pytam cię o jej zdrowie, choć wiem, że lekarze zrobili wszystko, co było konieczne. Ale do rzeczy. Ciąg dalszy, Belmonte, jest następujący: kiedy chilijska policja prowadziła śledztwo w sprawie śmierci pewnego Niemca na Ziemi Ognistej, jak to on się nazywał? ach tak, Galinsky, wpadli na twój trop i pewni ludzie wykazywali nadmierne zainteresowanie twoją osobą.

      – Proszę do rzeczy, Kramer.

      – W marcu zmienia się rząd. Odchodzi przemiła pani Bachelet, przychodzi Piñera, prawicowiec, który ssał cyca dyktaturze, urósł i wyciągnął z niej wszelkie możliwe korzyści. Nowy prezydent pragnie wkraść się w łaski wojskowych. Jest wielu oficerów w trakcie procesów, inni siedzą w więzieniu, niektórzy nawet popełnili samobójstwo, i zarówno odchodząca pani prezydent, jak i wstępujący na urząd Piñera marzą o tym, żeby się to wreszcie skończyło. Pilnie potrzebują podania wojskowym jakiegoś argumentu, który im oczyści twarze, zaklęcia, spisku, racji stanu, aby zakończyć zalew donosów i procesów. Jak dobrze wiesz, Belmonte, wielu spośród twoich ekstowarzyszy podpisało ugodę z wojskowymi, która zasadniczo legitymizuje istniejący model ekonomiczny i zobowiązuje do unikania wszelkiej możliwości przewrotu. I w tym momencie wchodzisz ty, Belmonte: ekspartyzant z Boliwii, eksczłonek ochrony prezydenta Allende, eskspartyzant z Nikaragui, wykształcony na akademiach wojskowych byłego Związku Radzieckiego, nieistniejącej Niemieckiej Republiki Demokratycznej i Kuby, który najprawdopodobniej żyje oddalony od wszystkiego gdzieś w dupie świata i który najwyraźniej był zamieszany w zabójstwo dawnego agenta Stasi, ma również na koncie inne elementy wywrotowe z przeszłości, z czasu, gdy nowa demokracja wchodziła na scenę. Intrygant; facet z twoją przeszłością nie siedzi spokojnie, a jeśli do tego dodamy, że nikt nie zna pochodzenia pieniędzy, za które nabyłeś dom i z których żyjesz, wszystko to, Belmonte, czyni z ciebie idealnego kozła ofiarnego. Brudna gra? Nie. To po prostu władza. Przypuszczam, że nie zapomniałeś o istnieniu pewnego „biura” stworzonego przez demokrację zaraz po upadku dyktatury. Jego misją było zamknąć za wszelką cenę niedobitki wywrotowców i tak też uczyniło. To Biuro, które oficjalnie nigdy nie istniało, nadal jest bardzo aktywne i postara się umoczyć cię w brudnych sprawach dnia wczorajszego, dnia dzisiejszego, jeśli to okaże się konieczne, i wykazania w ten sposób, że pomimo możliwych ekscesów wojskowi walczyli z bezlitosnym wrogiem. To władza, Belmonte.

      – Ty skurwysynu.

      – Tak. To po prostu władza, Belmonte. Pracuję dla władzy. Pomimo to wystarczy jeden mój rozkaz, aby legalne służby Lloyda wręczyły władzom chilijskim bezdyskusyjny raport o twojej niewinności, wykazujący ponadto, że twoja noga nie postała w Chile przed twoim powrotem odnotowanym przez policję. To wszystko, nie wspominając o zasłużonej nagrodzie w postaci emerytury. Wszyscy jesteśmy w wieku emerytalnym, Belmonte.

      Rosjanin pochwalił białe wino towarzyszące ostrygom i podał mi dwie fotografie; dwie twarze sfotografowane en face, dwóch młodych, poważnych mężczyzn o tragicznych minach, prawie wymazanych z mojej pamięci.

      – Pan ich zna, czyż nie? – dociekał Sława.

      – Zna pan odpowiedź. Wie pan również, że mieliśmy fałszywe tożsamości, pseudonimy bojowe i że nie widziałem ich od chwili, gdy opuściłem Akademię Malinowskiego.

      Rosjanin przywołał kelnerkę, zamówił kolejny półmisek ostryg i dał znak Kramerowi, że może mówić dalej.

      – Twój święty spokój w zamian za odnalezienie ich. Ci dwaj twoi dawni towarzysze próbują robić różne rzeczy, które mogłyby źle wpłynąć na relacje między chilijskimi przedsiębiorcami i tymi z Federacji Rosyjskiej. Tak jak ty, potrafią się poruszać niepostrzeżenie i nie pozostawiają śladów. Znajdź mi ich, Belmonte, a nigdy już się nie zobaczymy.

      Szukaj igły w stogu siana. Kramer proponował mi odnalezienie dwóch mężczyzn, których widziałem po raz ostatni w nieistniejącym już Związku Radzieckim w 1978 roku. Obaj byli wykształceni jako oficerowie wywiadu pod kierunkiem Sławy i innych osobników z KGB. Jedyne, co o nich wiedziałem, to że nie należeli do żadnej z grup bojowych, które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa miały powrócić do Chile, aby prowadzić wojnę z dyktaturą. Ci dwaj byli aparatczykami, mieli potężne znajomości, a ich formacja oficerów wywiadu sprawiała, że byli bliżej ludzi z KGB niż nas, którzy czołgaliśmy się w błocie i śniegu. Ich losy były całkiem inne niż moje, nie byli synami klęski i nie byli przygotowywani, by ją poznać.

      – Uważa pan, że powinienem pojechać do Rosji, Kramer? Te zdjęcia mają ponad trzydzieści lat.

      – Bardzo możliwe, że oni są w Chile, Belmonte. Może nawet w tym samym mieście. Są tacy jak ty, potrafią się poruszać, nie potrącając źdźbła trawy ani nie pozostawiając śladów.

      – Przypuszcza pan, że co robią ci faceci w Chile?

      Rosjanin wycisnął kilka kropli cytryny na ostatnią ostrygę, popatrzył, jak mięczak zwija się pod wpływem kwasu, połknął go z przyjemnością i wytarłszy sobie usta serwetką, podał mi kremową kopertę.

      – Pańską misją jest odnalezienie ich. Oto wszelkie informacje, jakich pan potrzebuje, pieniądze, z których nie musi się pan rozliczać, i telefon komórkowy z jednym numerem zapisanym w pamięci. Będzie go pan używał wyłącznie po to, by porozumieć się z panem Kramerem. Pan nam ich znajdzie, a my już się zajmiemy tym, żeby ich zniechęcić.

      – Tak po prostu, Sława?

      Kramer СКАЧАТЬ