Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 32

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ nie była zaskoczona – była przerażona, widząc, dokąd zmierza państwo.

      Właściwie powinnam teraz rzucić papierami o stół i po prostu wyjść z tej kloaki. Tylko co dalej? – pomyślała zdruzgotana. Pozostawiłabym tylko wolne pole do jeszcze większej destrukcji. Dobrze, Dima, zrobiłeś, że dałeś stąd nogę.

      Kiedy Wesołowski swoim tubalnym głosem zakończył spotkanie, pierwsza wyszła na korytarz i ruszyła ostro w stronę windy. Nacisnęła przycisk „dół” i poczuła za plecami czyjąś obecność. Odwróciła się. Z zaciętą miną, wpatrzony przed siebie, stał za nią Marcel.

      – Pani w tym uczestniczy? – zapytał po chwili.

      – A pan? – odparła.

      – Nigdy nie widziałem większego gnoju. Aż zbiera się na pawia. – Marcel wciąż wpatrywał się w przestrzeń.

      – Zauważyłam, że nic pan nie pił w krypcie.

      Skierował na nią spojrzenie.

      – Ja też – dodała. – Jakoś nic nie mogło mi przejść przez gardło. Zapraszam do siebie na kawę. Normalną kawę. Ma pan czas? – Uśmiechnęła się.

      – Mam – rzucił krótko i skinął głową. – Na normalną zawsze i z chęcią.

      20

      Ciśnienie w oponie nie przekraczało jednej atmosfery, ale to i tak nie uspokoiło Luki. Mógł to być podstęp, by ustalić kierowcę volvo, sfotografować go i zidentyfikować. Spuszcza się powietrze i jest powód do interwencji.

      Samochód zarejestrowany był na Ramana, prawdziwego Asyryjczyka, właściciela kiosku z gazetami na dworcu Westbahn.

      Luka uzupełnił powietrze, sprawdził pozostałe koła i wyjechał ze stacji benzynowej na autostradę. Wiedział, że wszystkie zjazdy są monitorowane, więc obserwacja może prowadzić go z dużej odległości, dlatego postanowił nie robić żadnych gwałtownych ruchów ani się nie sprawdzać. Był przygotowany na ten wariant, liczył się także z podrzuceniem bikona GPS.

      W Vösendorfie, czternaście kilometrów przed Wiedniem, zjechał z autostrady na tereny targowe. Dotychczasowa mżawka powoli przemieniała się w deszcz.

      Zaparkował samochód przed centrum handlowym Metro i wkrótce potem znikł w przepastnych halach Cash & Carry. Wiedział, że gdyby miał na autostradzie obserwację, to z chwilą zjazdu musiałaby się zbliżyć i podciągnąć siły.

      W supermarkecie było pusto. Pokręcił się trochę między półkami i w końcu ruszył do wyjścia. Wrócił na parking. Wsiadł do samochodu i przez kilka sekund obserwował ruch. Sprawdził czas. Do odjazdu podmiejskiego tramwaju miał osiem minut, a na dojście potrzebował dwóch. Po minucie wysiadł, zarzucił torbę na ramię i szybkim krokiem ruszył w lewo, w stronę Triester Strasse, gdzie był przystanek. W tym momencie obserwacja musiałaby się wysypać.

      Zanim Luka doszedł do przystanku, mocno się rozpadało. W deszczu łatwo wyłowić obserwację. Odetchnął, wciąż był czysty. Po chwili podjechał tramwaj. Luka jako jedyny pasażer wsiadł przednimi drzwiami, skasował bilet i zajął miejsce po lewej, tak by mieć oko na jadące samochody.

      Uspokoił się, bo czuł, że postępuje rozważnie i profesjonalnie. Zdarzenie na stacji benzynowej nie było nic nieznaczącym naturalnym epizodem, na jaki mogło wyglądać. Po tym, co się wczoraj zdarzyło, wszystko musiał oceniać krytycznie i zachowywać czujność.

      Wróg może się pojawić w każdej chwili – pomyślał, obserwując sunące w deszczu samochody. Pomyłka, zdrada, przypadek w każdej chwili mogą zmienić bieg wydarzeń. Ale nie zdarzy się przecież nic ponad to, co nam Allah przeznaczył.

      Luka poczuł nagle przypływ siły, prawdziwej wiary w słuszność drogi, którą obrał. A mimo to niczego nie pragnął teraz bardziej, niż usiąść z braćmi w domu ojca na dywanie zastawionym perskimi potrawami. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz byli razem. Wszyscy służyli ojczyźnie, z wyjątkiem najmłodszego Samada, teherańskiego birbanta, który do żadnej pracy się nie nadawał. Może dlatego, że sami byli ascetycznymi sługami Boga i ojczyzny, odmieniec Samad stał się ich ulubieńcem, któremu pozwalali niemal na wszystko.

      W ciągu niespełna pół godziny Luka dotarł do centrum Wiednia. Nie miał za sobą obserwacji i to był dobry znak, ale musiał liczyć się z tym, że jego mieszkanie może być obstawione, bo był to jego oficjalny adres, który znali wszyscy.

      Od zdarzenia na stacji benzynowej minęły trzy godziny, więc sytuacja mogła już się zmienić. W Zagrzebiu śledztwo policyjne na pewno też posunęło się do przodu i maszyna pościgowa rozpędziła się na dobre. Spektakularna śmierć dwóch zbrodniarzy wojennych – choć dla niektórych byli bohaterami – musiała zrobić wrażenie. Niewykluczone też, że ktoś znalazł ciało Haniego i powiązał je z hostelem Mostar. To mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe – kalkulował Luka. Może lepiej ominąć mieszkanie i nie prowokować losu? Przecież kiedy ustalą, że to ja byłem w hostelu, będą też wiedzieli, gdzie mieszkam, i szybko ustalą, że byłem dzisiaj pod tym adresem.

      Właściwie nie miał tam nic podejrzanego, bo wszystko trzymał na Grinzingu, ale byłoby mu żal kilku pamiątek i ubrań. W łazience, w skrytce pod zlewem, przechowywał nowego škorpiona.

      Tramwaj zatrzymał się na ostatnim przystanku i Luka wysiadł. Wciąż padał deszcz i było przejmująco zimno. Ulicą przemykali nieliczni przechodnie. Stał jeszcze chwilę, rozważając ostateczną decyzję, i w końcu postanowił jechać prosto na Grinzing. Wszystko, co zostało w mieszkaniu, spisał na straty.

      Złapał taksówkę i w pół godziny dotarł na miejsce.

      Do małej kawalerki na antresoli w jednopiętrowym domu z połowy dziewiętnastego wieku prowadziły wprost z dzikiego jabłoniowego sadu zewnętrzne zadaszone schody. Luka wybrał to nędzne, zagrzybione lokum, ponieważ można było wejść do niego niepostrzeżenie, a z wychodzących na drugą stronę domu okien – wyskoczyć na ulicę. Nocował tam sporadycznie, tylko gdy musiał zniknąć na jakiś czas, więc na miejscu miał tylko niezbędne rzeczy. Mieszkanie było jego safe house’em, ale przede wszystkim skrytką, w której trzymał pieniądze, dokumenty i broń, a także dwie uzbrojone kamizelki szahida. Wszystko ukryte w solidnej skrytce pod podłogą. Teraz musiał to spakować i przewieźć na Hietzing, do lokalu zapasowego, którego nigdy nie używał.

      Wszedł do mieszkania i najpierw sprawdził zabezpieczenia przy drzwiach, oknach i skrytce. Pomyślał, że może powinien zaryzykować i w mieszkaniu na Hietzingu zamontować kamerkę. Musiałby jednak założyć internet stacjonarny, a to mogłaby być prosta droga do wpadki.

      Zdjął skórzaną kurtkę, powiesił na oparciu krzesła i wyjął pistolet. Położył go na stoliku, po czym opadł ciężko na fotel.

      Odkąd odebrał Haniego z motelu w Belgradzie, realizował misję. To zawsze powodowało, że był skoncentrowany i gotowy do walki, mięśnie miał napięte i wyostrzone zmysły. Adrenalina stymulowała jego działanie. Gdy od wypadków w Zagrzebiu sprawy zaczęły się komplikować, wzrosło poczucie zagrożenia, a stan napięcia, jaki mu towarzyszył, jeszcze bardziej się СКАЧАТЬ