Название: Kłopoty w raju
Автор: Slavoj Žižek
Издательство: PDW
Жанр: Философия
isbn: 9788381436090
isbn:
Elity, główni sprawcy krachu finansowego z 2008 roku, chcą teraz odgrywać rolę ekspertów, jedynych ludzi zdolnych poprowadzić nas bolesną ścieżką ożywienia finansowego, których rady powinny stać ponad polityką parlamentarną. Jak ujął to Mario Monti: „Rządzący nie mogą pozwolić sobie na całkowitą kontrolę ze strony parlamentarzystów”46. Czym zatem jest ta wyższa siła, która ma władzę zawieszania decyzji demokratycznie wybranych przedstawicieli narodu? Odpowiedzi udzielił w 1998 roku Hans Tietmeyer, ówczesny prezes Deutsche Bundesbank, który chwalił rządy krajowe za wynoszenie „stałego referendum rynków globalnych” ponad „głosowania polityczne”47. Zwróćmy uwagę na demokratyczną retorykę tego obscenicznego oświadczenia: rynki globalne są bardziej demokratyczne niż wybory parlamentarne, ponieważ proces głosowania trwa w nich stale (i jest na bieżąco odzwierciedlany w wahaniach rynku), a nie tylko co cztery lata, oraz ma wymiar globalny, nieograniczony do państw narodowych. Podstawowa idea sprowadza się do tego, że demokratyczne decyzje parlamentarne są „nieodpowiedzialne”, jeśli nie podporządkuje się ich wyższej kontroli rynków (i ekspertów).
Konsekwencje takiego myślenia były – i nadal są – odczuwalne w całej Europie. W jednym z ostatnich wywiadów przed swoim upadkiem Nicolae Ceauşescu został zapytany przez zachodniego dziennikarza, jak uzasadni to, że obywatele Rumunii nie mogą swobodnie podróżować za granicę, mimo że rumuńska konstytucja zapewnia wolność przemieszczania. Odpowiedź Ceauşescu jest przykładem najlepszej stalinowskiej sofistyki: to prawda, konstytucja gwarantuje swobodę podróżowania, ale gwarantuje ludowi także prawo do bezpiecznego i dostatniego domu. Mamy więc do czynienia z potencjalnym konfliktem praw: gdyby pozwolono obywatelom rumuńskim na swobodny wyjazd z kraju, dobrobyt Rumunii byłby zagrożony, a tym samym byłoby zagrożone prawo tych obywateli do dostatniej ojczyzny. Wobec takiego konfliktu praw trzeba dokonać wyboru, a prawo do zamożnego i bezpiecznego państwa ma wyraźny priorytet.
Wydaje się, że duch stalinowskiej sofistyki żyje i ma się dobrze także w dzisiejszej Słowenii, gdzie 19 grudnia 2012 roku Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że proponowane referendum w sprawie ustawodawstwa dotyczącego utworzenia „złego banku” i suwerennego holdingu byłoby niezgodne z konstytucją – w efekcie zakazując powszechnego głosowania w tej sprawie. Referendum zostało zaproponowane przez związki zawodowe przeciwko neoliberalnej polityce gospodarczej rządu – udało się zebrać wystarczającą liczbę podpisów, aby uczynić je obowiązkiem konstytucyjnym. Pomysł rządu polegał na przeniesieniu wszystkich złych kredytów z największych banków do nowego „złego banku”, który następnie zostałby uratowany przez pieniądze państwowe (czyli na koszt podatników), zapobiegając tym samym poważnemu dochodzeniu w sprawie tego, kto był odpowiedzialny za finansowe fiasko. To rozwiązanie, jako element polityki finansowej i gospodarczej, było dyskutowane przez wiele miesięcy i nie uzyskało powszechnej akceptacji, nawet ze strony ekspertów finansowych. Dlaczego więc zabraniać referendum? Gdy w 2011 roku grecki rząd Jorgosa Papandreu zaproponował referendum w sprawie polityki oszczędnościowej, w Brukseli zapanowała panika, ale nawet tam nikt nie odważył się wprost tego zabronić.
Według słoweńskiego Trybunału Konstytucyjnego referendum „wywołałoby niekonstytucyjne konsekwencje” – ale jak? Trybunał Konstytucyjny przyznał, że referendum jest prawem konstytucyjnym, ale stwierdził, że jego realizacja zagroziłaby innym wartościom konstytucyjnym, które należy potraktować priorytetowo w sytuacji kryzysu gospodarczego: sprawnemu funkcjonowaniu aparatu państwowego, zwłaszcza w zakresie tworzenia warunków do wzrostu gospodarczego; realizacji praw człowieka, zwłaszcza prawa do bezpieczeństwa socjalnego i bezpłatnej inicjatywy gospodarczej. Mówiąc krótko, Trybunał Konstytucyjny w swojej ocenie konsekwencji referendum po prostu zaakceptował jako bezsporny fakt uzasadnienie międzynarodowych władz finansowych, które wywierały presję na Słowenię w celu wprowadzenia bardziej surowych środków oszczędnościowych: nieprzestrzeganie nakazów międzynarodowych instytucji finansowych (lub niespełnienie ich oczekiwań) może prowadzić do kryzysu politycznego i gospodarczego, a zatem jest niezgodne z konstytucją. Mówiąc wprost: ponieważ spełnienie tych finansowych nakazów/oczekiwań jest warunkiem utrzymania porządku konstytucyjnego, mają one pierwszeństwo przed konstytucją (i eo ipso suwerennością państwa).
Nic więc dziwnego, że decyzja Trybunału zszokowała wielu specjalistów prawnych. Doktor France Bučar, stary dysydent i jeden z ojców słoweńskiej niepodległości, zauważył, że zgodnie z logiką zastosowaną w tej sprawie przez Trybunał Konstytucyjny jego sędziowie mogą zakazać jakiegokolwiek referendum, ponieważ każdy taki akt ma konsekwencje społeczne: „Taką decyzją sędziowie konstytucyjni wystawili sobie czek in blanco pozwalający im zakazać wszystkiego, co chcą. Od kiedy Trybunał Konstytucyjny ma prawo oceniać stan gospodarki lub instytucji bankowych? Może ocenić tylko, czy pewne przepisy prawne są zgodne z konstytucją, czy nie. Nic więcej!”.
Oczywiście istnieje możliwość wystąpienia konfliktu między różnymi prawami konstytucyjnymi: jeśli grupa ludzi zaproponuje otwarcie rasistowskie referendum, prosząc o poparcie ustawy aprobującej tortury policyjne, to niewątpliwie należałoby go zakazać. Powodem zakazu jest jednak to, że zasada promowana w referendum (dopuszczalność tortur) jest bezpośrednio sprzeczna z innymi artykułami konstytucji, podczas gdy w przypadku słoweńskim powód zakazu nie dotyczył zasad, ale (możliwych) konsekwencji ekonomicznych.
Słowenia może być małym, marginalnym krajem, ale orzeczenie tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego jest przejawem globalnej tendencji do ograniczania demokracji. Za tymi ograniczeniami stoi idea, że w złożonej sytuacji ekonomicznej, takiej jak dzisiejsza, większość ludzi nie ma kwalifikacji do podejmowania decyzji – chcą po prostu zachować swoje przywileje w nienaruszonym stanie, nieświadomi katastrofalnych skutków, do których doprowadziłoby spełnienie ich żądań. Ta linia argumentacji nie jest nowa. W wywiadzie telewizyjnym sprzed dekady teoretyk Ralf Dahrendorf połączył rosnącą nieufność do demokracji z faktem, że po każdej rewolucyjnej zmianie ścieżka do dobrobytu wiedzie przez „dolinę łez”. Po rozpadzie socjalizmu nie można bezpośrednio przejść do bogatej gospodarki rynkowej – ograniczona, ale prawdziwa ochrona socjalna musi zostać na początek zlikwidowana, a to jest bolesne. Podobnie mają się sprawy z Europą Zachodnią, gdzie przejście od państwa opiekuńczego, które powstało po II wojnie światowej, do nowej gospodarki światowej wiąże się z bolesnymi wyrzeczeniami, niższym poziomem bezpieczeństwa i mniejszą gwarancją opieki społecznej.
W Niemczech z lat dziewięćdziesiątych XX wieku rozeszły się pogłoski (se non è vero, è ben trovato), że Michaił Gorbaczow podczas wizyty w Berlinie, tuż po utracie władzy, chciał odwiedzić byłego kanclerza Willy’ego Brandta. Kiedy jednak (wraz z ochroniarzami) zbliżył się do domu Brandta i zadzwonił do drzwi, ten nie chciał go widzieć. Później wyjaśnił przyjacielowi dlaczego: nigdy nie wybaczył Gorbaczowowi zgody na rozwiązanie bloku komunistycznego – nie dlatego, że Brandt wspierał skrycie sowiecki komunizm, ale dlatego że był świadom, iż zniknięcie bloku komunistycznego pociągnie za sobą upadek zachodnioeuropejskiego socjaldemokratycznego państwa opiekuńczego. Innymi słowy, Brandt wiedział, że system kapitalistyczny jest gotowy na znaczne ustępstwa wobec robotników i biednych tylko wtedy, gdy istnieje poważne zagrożenie alternatywą, inną formą produkcji, która obiecuje robotnikom ich prawa. Aby zachować swoją legitymację, kapitalizm musiał wykazać, że jest dla robotników i biednych lepszym rozwiązaniem niż komunizm – gdy ta alternatywa zniknęła, można było przystąpić do demontażu państwa opiekuńczego.
Zdaniem Ralfa Dahrendorfa problem sprowadza się do tego, że bolesne СКАЧАТЬ