Название: Księgi Jakubowe
Автор: Ольга Токарчук
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежная классика
isbn: 9788308072097
isbn:
Przypomnę Ci więc skrupulatnie, że diecezja podzielona była na trzy dekanaty: żytomierski – 7 parafii, z 277 wsiami i miasteczkami, chwastowski – 5 parafii, ze 100 wsiami i miasteczkami, oraz owrucki – 8 parafii z 220 wsiami i miasteczkami. W tym wszystkim tylko 25 tysięcy ludności katolickiej. Moje dochody z tych niewielkich dóbr biskupich dochodziły do 70 000 złotych polskich; przy wydatkach na konsystorz, szkołę diecezjalną toż to było nic. Sam o tym wiesz, ile z takich biednych włości jest dochodu. Własne dochody biskupie – to wsie Skryhylówka, Wepryk i Wolica.
Zaraz po przybyciu najsampierw zająłem się finansami. Okazało się, że katedra posiada w kapitałach ofiarowanych przez pobożnych ogółem sumę 48 000 złp. Kapitały te były ulokowane w dobrach prywatnych, a pewną sumę pożyczono kahałowi dubieńskiemu, z czego roczny procent wynosił 3337 złp. Wydatki zaś miałem ogromne: utrzymanie kościoła, pensje czterem wikariuszom, służbie kościelnej et caetera.
Kapituła zaś była uposażona skromnie, różne fundacje na sumę 10 300 przynosiły jej rocznie dochód 721 złp. Ze wsi darowanej przez księcia Sanguszkę dochód był jeszcze dodatkowo 700 złp, ale właściciel wsi Zwiniacz od trzech lat nie płacił procentu z pożyczonych 4000. Suma darowana przez niejakiego oficera Piotra pozostawała w rękach kanonika Zawadzkiego, który ani jej nie ulokował, ani procentu nie płacił, toż samo z sumą 2000 złp, pozostającą u kanonika Rabczewskiego. W sumie bałagan był wielki i żywo wziąłem się do naprawy finansów.
Ile zrobiłem, to sam możesz, najlepszy mój Przyjacielu, docenić. Wizytowałeś tu i sam widziałeś. Kończę teraz budowę kaplicy i gwałtowne wydatki wyczerpały na razie moją kiesę, ale rzeczy idą w dobrym kierunku, dlatego proszę Cię, Przyjacielu, o wsparcie, jakieś 15 000, które oddałbym zaraz po Wielkanocy. Rozbudziłem ofiarność wiernych, co w czasie Wielkanocy zapewne przyniesie efekty. Na przykład Jan Olszański, podkomorzy słucki, sumę 20 000 umieścił na dobrach swoich w Brusiłowie, przeznaczając jedną połowę procentów z niej dla katedry, drugą na powiększenie liczby misjonarzy. Głębocki, podczaszy bracławski, ofiarował 10 000 na ufundowanie nowej kanonii i na ołtarz w katedrze oraz dał 2000 na seminarium.
Piszę Ci to wszystko, bo wielkie robię interesa, i żebyś miał pewność, że pożyczka od Ciebie ma pokrycie. Tymczasem wdałem się w pewne niefortunne sprawy z Żydami żytomierskimi, a że w bezczelności swojej umiaru oni nie mają, potrzebowałbym tych pieniędzy jak najszybciej. Dziwi, że w naszej Rzeczypospolitej Żydzi tak jawnie urągać mogą prawom i dobremu obyczajowi. Nie na darmo papieże: Klemens VIII, Innocenty III, Grzegorz XIII i Aleksander III, nakazywali bezustannie palenie ich Talmudów, i kiedyśmy to chcieli w końcu uczynić tutaj, to nie tylko nie mieliśmy poparcia, ale nawet władze świeckie stawiały nam opór.
Rzecz to szczególna, że wypędzono Tatarów, arian, husytów, a o wypędzeniu Żydów jakoś się zapomina, choć oni krew naszą wysysają. A przecież za granicą mają już na nas swoje przysłowie: Polonia est paradisus Judaeorum…
O plebanii w Firlejowie
i mieszkającym w niej grzesznym pasterzu
Ta jesień jest jak makatka haftowana przez niewidzialne igły, tak myśli Elżbieta Drużbacka, jadąc użyczoną przez starostę bryką. Głębokie brązy w zaoranych bruzdach i jaśniejsza smuga wyschniętej ziemi na polach, do tego smoliste gałęzie, na których trzymają się jeszcze najbardziej uparte liście, tworząc pstrokate plamy. Gdzieniegdzie zieleń traw wciąż jest soczysta, jakby trawy zapomniały, że to koniec października i nocami przychodzi już mróz.
Droga jest prosta jak strzała, biegnie wzdłuż rzeki. Po lewej stronie piaszczysty jar, grunt oberwany przez jakąś dawną katastrofę. Widać tam chłopskie wozy, które podjeżdżają po żółty piasek. Niespokojne chmury płyną po niebie; raz jest mroczno i szaro, potem nagle zza chmur bucha ostre słońce i wszystkie przedmioty na ziemi stają się przerażająco wyraźne i kolczaste.
Drużbacka tęskni do córki, która właśnie spodziewa się piątego dziecka, i myśli, że właściwie to z nią powinna teraz być, nie zaś peregrynować z ekscentryczną kasztelanową po obcym kraju, a już w szczególności wyprawiać się do dóbr księdza omnibusa. Ale przecież żyje z tego jeżdżenia. Można by pomyśleć, że bycie poetką to zajęcie osiadłe, bliskie ogródka, nie gościńca, godne domatorki.
Ksiądz czeka na nią przy bramie. Złapał konia za uprząż, jakby nie mógł się doczekać tej wizyty, i zaraz wziąwszy Drużbacką pod ramię, prowadzi ją do ogrodu przy domu.
– Najpierw dobrodziejka.
Plebania stoi tuż przy rozjeżdżonej drodze. To drewniany dworek, pięknie pobielony i zadbany. Widać, że latem okalały go kępy kwiatów – leżą teraz pożółkłymi poduchami. Ale już czyjaś ręka wzięła się do porządków i złożyła część badyli w kupkę, która jeszcze się tli, bo ogień widocznie nie czuje się pewnie w tak wilgotnym powietrzu. Po badylach z dumą chodzą dwa pawie, jeden już stary i skapcaniały, niewiele zostało z jego ogona. Drugi pewny siebie, agresywny, podbiega do Drużbackiej i trąca ją w suknię, aż przestraszona kobieta odskakuje.
Rzuca okiem na ogródek – piękny, każda grządka prosto wytyczona, na ścieżce poukładano okrągłe kamienie, a wszystko rozplanowane według najlepszej ogrodniczej sztuki: przy płocie róże do wódki i zapewne do wieńców do kościoła, dalej dzięgiel, biedrzeniec, kadzidło. Po kamieniach płożą się macierzanka, ślaz, kopytnik i rumian. Teraz niewiele już z ziół zostało, ale wszystkiego można się dowiedzieć z małych tabliczek drewnianych, na których wypisano nazwy.
Od plebanii prowadzi w głąb małego parku starannie zagrabiona ścieżka, po obu jej stronach ustawiono dosyć kanciaste popiersia z wyrytymi podpisami, a nadto nad wejściem do ogrodu widnieje niezdarny napis na deszczułce, widać, że ksiądz radził sobie z nim sam:
Ciało ludzkie wszak jest smrodem
Pachnącym go zbaw ogrodem.
Drużbacka krzywi się na te poezje.
Teren jest w sumie niewielki; w którymś miejscu ostro spada ku rzece skarpa, ale i tam ksiądz przygotował niespodzianki: kamienne schodki, mały mostek nad tycim strumyczkiem, za którym stoi kościół, wysoki, potężny, ponury. Góruje nad chałupami pokrytymi strzechą.
Idąc schodkami w dół, widzi się po obu stronach lapidarium. Należy zatrzymać się przed każdym kamieniem i przeczytać napisy.
Ex nihil orta sunt omnia, et in nihilum omnia revolvuntur. Z nicości wszystko powstało i w nicość się obróci – czyta Drużbacka i nagle przechodzi ją dreszcz, i od zimna, i od tego napisu, dość nieporadnie wyrytego w kamieniu. To po co to wszystko? Po co te starania? Te ścieżki i mostki, te ogródki, studzienki i schodki, te napisy?
Ksiądz prowadzi ją teraz do drogi kamienistą ścieżką i idąc, zataczają krąg wokół niewielkiej posiadłości. Biedna Drużbacka, nie spodziewała się chyba takiego obrotu sprawy. Buty ma wprawdzie dobre, skórzane, ale wymarzła w powozie i chciała raczej przytulić stare plecy do pieca, niż biegać po polu. Wreszcie gospodarz po tym przymusowym spacerze zaprasza ją do środka; przy drzwiach СКАЧАТЬ