Название: Mój książę
Автор: Julia Quinn
Издательство: PDW
Жанр: Историческое фэнтези
Серия: Bridgertonowie
isbn: 9788382021844
isbn:
Daphne podniosła wzrok.
– Mój Boże, ma ostry język, nieprawdaż? Czy ten Clyvedon nie należy do przyjaciół Anthony’ego?
– Teraz jest Hastingsem – odparła machinalnie Violetta. – Tak, faktycznie, wydaje mi się, że przyjaźnił się z Anthonym w Oksfordzie. A także w Eton, jeśli się nie mylę. – Zmarszczyła czoło i zmrużyła niebieskie oczy w zadumie. – Był kimś w rodzaju nicponia, o ile mnie pamięć nie myli. Zawsze skłócony ze swoim ojcem. Ale miał błyskotliwy umysł. Anthony opowiadał, zdaje się, że chłopak zajął pierwszą lokatę w matematyce. Czego… – dodała, przewracając po matczynemu oczami – nie mogę niestety powiedzieć o żadnym z moich dzieci.
– No dobrze, już dobrze, mamo – droczyła się Daphne. – Na pewno zajęłabym pierwsze miejsce, gdyby Oksford przyjmował kobiety.
Violetta się żachnęła.
– Poprawiałam ci zadania z arytmetyki, kiedy twoja guwernantka zachorowała, Daphne.
– Cóż, to dawne dzieje. – Dziewczyna się uśmiechnęła. Wróciła do trzymanej w rękach gazetki i błądziła wzrokiem wokół imienia nowego księcia. – Wydaje się całkiem interesujący – mruknęła.
Violetta spojrzała ostro na córkę.
– On jest absolutnie nieodpowiedni dla młodej damy w twoim wieku, absolutnie.
– Dziwne, że „mój wiek” w twoich ustach raz oznacza, że jestem za młoda na poznanie przyjaciół Anthony’ego, a kiedy indziej, że tracisz nadzieję, czy w ogóle uda mi się jeszcze zawrzeć małżeństwo.
– Daphne Bridgerton. Nie…
– …podoba ci się mój ton, wiem. – Daphne wyszczerzyła zęby. – Ale i tak mnie kochasz.
Violetta uśmiechnęła się ciepło i objęła córkę ramieniem.
– Boże dopomóż, to prawda.
Daphne cmoknęła matkę w policzek.
– To przekleństwo macierzyństwa. Musisz nas kochać nawet wtedy, kiedy cię złościmy.
Violetta ograniczyła się do westchnienia.
– Liczę na to, że pewnego dnia będziesz miała własne dzieci…
– …takie same jak ja, wiem. – Daphne uśmiechnęła się melancholijnie i oparła głowę na matczynym ramieniu. Matka bywała nad wyraz wścibska, a papa bardziej interesował się psami i polowaniem niż tym, co się dzieje w towarzystwie, ale małżeństwo rodziców było serdeczne, przepełnione miłością, śmiechem i… dziećmi. – Mogłabym skończyć dużo gorzej, niż pójść za twoim przykładem, mamo – mruknęła.
– Ależ, Daphne. – Oczy Violetty zaszły łzami. – Pięknie to powiedziałaś.
Daphne owijała wokół palca kosmyk swoich kasztanowych włosów, uśmiechając się szeroko. Czekała, aż ten sentymentalny nastrój pryśnie, ustępując miejsca odrobinie uszczypliwości.
– Chętnie pójdę w twoje ślady pod względem małżeństwa i dzieci, mamo, żebym tylko nie musiała rodzić ich aż ośmioro.
W tym właśnie momencie Simon Basset, nowy książę Hastings i niedawny temat rozmowy pań Bridgerton, siedział u White’a. Towarzyszył mu nie kto inny jak Anthony Bridgerton, najstarszy brat Daphne. Tworzyli niezwykłą parę: równie wysocy i atletycznie zbudowani, o gęstych ciemnych włosach.
O ile jednak oczy Anthony’ego miały ten sam czekoladowy kolor co u jego siostry, o tyle oczy Simona były lodowato błękitne, o dziwnie przenikliwym spojrzeniu. Właśnie te oczy między innymi zdobyły mu renomę człowieka, z którym należało się liczyć. Gdy kierował na człowieka swój badawczy i zuchwały wzrok, mężczyzn przejmował niepokój, a kobiety niezawodnie dostawały dreszczy.
Ale nie dotyczyło to Anthony’ego. Młodzieńcy znali się od lat i przyjaciel uśmiechał się tylko, kiedy Simon unosił brwi i zwracał na niego swoje lodowate spojrzenie.
– Zapominasz, że widziałem cię z głową w nocniku – powiedział mu kiedyś Anthony. – Od tego dnia trudno mi traktować cię poważnie.
Na co Simon odpowiedział:
– Tak, lecz o ile dobrze pamiętam, to ty wciskałeś mnie do tego śmierdzącego naczynia.
– To była jedna z najbardziej wzniosłych chwil mojego życia. Tyle że zemściłeś się nazajutrz, wkładając mi tuzin węgorzy pod kołdrę.
Simon pozwolił sobie na uśmiech, kiedy wspomniał ów incydent i ich późniejszą rozmowę na ten temat. Anthony był dobrym druhem, takim, jakiego każdy pragnąłby mieć u swego boku w złej godzinie. Był pierwszą osobą, którą Simon odszukał po powrocie do Anglii.
– Dobrze mieć cię z powrotem, Clyvedon – ucieszył się Anthony, kiedy wreszcie usadowili się przy stoliku u White’a. – Ale cóż, zapewne teraz każesz na siebie mówić Hastings?
– Nie – odparł Simon z pewnym naciskiem. – Hastingsem zawsze będzie mój ojciec. Przez całe życie reagował tylko na to jedno słowo… – przerwał i się zamyślił. – Tytuł przyjmę, skoro muszę, ale nie będę nosił tego nazwiska.
– Skoro musisz? – Anthony lekko wybałuszył oczy. – Mało kto mówiłby z taką rezygnacją o widokach na księstwo.
Simon odgarnął z czoła ciemne włosy. Wiedział, że powinien hołubić prawo, które przysługiwało mu z tytułu urodzenia, i okazywać niepohamowaną dumę ze znamienitej historii rodu Bassetów. Tak naprawdę jednak to wszystko przyprawiało go o mdłości. Całe życie zawodził ojca. Gdyby teraz próbował sprostać wymogom rodowego nazwiska, naraziłby się na śmieszność przed samym sobą.
– To cholerne brzemię, nic więcej – burknął.
– Lepiej zacznij się do niego przyzwyczajać – stwierdził praktycznie Anthony – bo wszyscy tak cię będą nazywali.
Simon wiedział, że to prawda, wątpił jednak, czy kiedykolwiek oswoi się z tytułem księcia Hastings.
– Cóż, to nie ma znaczenia – dodał Anthony. Szanował prawo przyjaciela do prywatności i nie chciał drążyć najwyraźniej niewygodnego tematu. – Cieszę się, że mam cię z powrotem. Będę mógł wreszcie zaznać trochę spokoju, gdy znowu przyjdzie mi eskortować siostrę na bal.
Simon odchylił się do tyłu, krzyżując w kostkach swoje długie, muskularne nogi.
– Intrygująca uwaga.
Bridgerton uniósł brew.
– Pewnie liczysz, że ci ją wyjaśnię?
– Ależ СКАЧАТЬ