Название: Mój książę
Автор: Julia Quinn
Издательство: PDW
Жанр: Историческое фэнтези
Серия: Bridgertonowie
isbn: 9788382021844
isbn:
Ale Simon był zdeterminowany, mądry, a co chyba najważniejsze, piekielnie uparty. Nauczył się wciągać głęboko powietrze do płuc i przed każdą wypowiedzią powtarzać w myślach poszczególne słowa. Zawsze badał dotykiem wargi, kiedy mówił bezbłędnie, i starał się dokonać analizy tego, co poszło źle, kiedy mu się nie udawało.
Wreszcie pewnego dnia, w jedenastym roku życia, stanął przed panią Hopkins, chwilę zbierał myśli, po czym oznajmił:
– Myślę, że nadszedł czas, abyśmy pojechali odwiedzić ojca.
Bona podniosła gwałtownie wzrok. Książę od siedmiu lat ani razu nie widział syna. Prócz tego nie odpisał na żaden z listów, jakie Simon do niego wysłał.
A wysłał ich niemal sto.
– Jesteś tego pewny? – zapytała.
Chłopiec skinął głową.
– No cóż, a więc dobrze. Zamówię powóz. Jutro rano pojedziemy do Londynu.
Podróż zajęła półtora dnia, a nim powóz zatrzymał się przy Basset House, było już późne popołudnie. Kiedy Hopkins prowadziła Simona schodami do wejścia, chłopiec ze zdumieniem przyglądał się zatłoczonej londyńskiej ulicy. Żadne z nich nie było wcześniej w Basset House, dotarłszy zatem do frontowych drzwi, bona nie sądziła, aby można było zrobić cokolwiek innego, niż zapukać.
Po kilku chwilach drzwi otwarły się na oścież i zobaczyli przed sobą dość postawnego kamerdynera, który skarcił ich surowym spojrzeniem.
– Zaopatrzenie – oznajmił groźnie, sięgając po klamkę – odbywa się tylnym wejściem.
– Chwileczkę! – rzuciła Hopkins, blokując stopą drzwi. – My nie należymy do służby.
Służący z pogardą obrzucił wzrokiem strój guwernantki.
– To znaczy, ja tak, ale on nie. – Chwyciła Simona za rękę i wypchnęła go do przodu. – To jest lord Clyvedon i lepiej będzie, jak potraktujecie go z szacunkiem.
Kamerdyner dosłownie rozdziawił usta i zamrugał kilka razy, po czym powiedział:
– O ile wiem, lord Clyvedon umarł.
– Co? – wyskrzeczała pani Hopkins.
– Z całą pewnością nie umarłem! – zaprotestował Simon głośno, dając wyraz oburzeniu, na jakie stać było jedenastolatka.
Służący obrzucił go badawczym spojrzeniem i poznawszy w jednej chwili charakterystyczną postawę Bassetów, wprowadził przybyszy do środka.
– Dlaczego sądziliście, że u-umarłem? – zapytał Simon. Przeklinał siebie w duchu za jąkanie, choć wcale się temu nie dziwił. Zawsze istniało ryzyko, że może się zaciąć, gdy się zdenerwuje.
– Nie mnie o tym mówić – oświadczył kamerdyner.
– Wprost przeciwnie – odparła bona. – Nie możecie mówić takich rzeczy chłopcu w jego wieku i pozostawić bez wyjaśnienia.
Kamerdyner milczał przez chwilę, po czym odrzekł:
– Jego Wysokość nie wspominał o paniczu od lat. Słyszałem, jak oświadczył, że nie ma już syna. Mówił to z bardzo posępną miną, więc nikt nie pytał o szczegóły. Wszyscy… to znaczy służba… doszliśmy do wniosku, że już nie żyjesz.
Simon poczuł, że coś chwyta go za gardło.
– Przecież musiałby nosić żałobę – naciskała pani Hopkins. – Nie pomyśleliście o tym? Jak mogliście dojść do wniosku, że chłopiec nie żyje, skoro jego ojciec nie nosił żałoby?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Jego Wysokość bardzo często nosi się na czarno. Żałoba nie zmieniłaby nic w jego ubiorze.
– To oburzające – powiedziała Hopkins. – Żądam, abyście natychmiast zawezwali tu Jego Wysokość.
Simon milczał. Zbyt dużo wysiłku wkładał w to, aby się opanować. A musiał się uspokoić. Krew w nim kipiała tak bardzo, że w tym stanie nie mógłby rozmawiać z ojcem.
Kamerdyner skinął głową.
– Jest na górze. Powiadomię go niezwłocznie o waszym przyjeździe.
Bona zaczęła gorączkowo przemierzać hol, mamrocząc pod nosem inwektywy pod adresem Jego Wysokości i wykorzystując do tego celu najbardziej wulgarne wyrazy ze swego zaskakująco bogatego repertuaru. Simon pozostał na środku holu; ciężko dyszał, a jego ramiona zwisały bezwładnie z obu stron ciała. Potrafisz to zrobić, krzyczał do siebie w myślach. Potrafisz to zrobić.
Pani Hopkins podeszła do niego. Widząc, że chłopiec stara się uspokoić, westchnęła z ulgą.
– Tak, właśnie o to chodzi – rzuciła, klękając na oba kolana i ujmując jego dłonie w swoje. Lepiej niż ktokolwiek wiedziała, co się stanie, gdy Simon spróbuje stawić czoło ojcu, zanim zdąży się opanować. – Głęboko oddychaj. I pamiętaj, najpierw musisz powtórzyć w myślach wszystkie słowa, które chcesz wypowiedzieć. Jeśli zdołasz…
– Widzę, że ciągle rozpieszczasz chłopaka – rozległ się władczy głos od strony drzwi.
Pani Hopkins wyprostowała się i odwróciła powoli. Próbowała znaleźć w myślach wyrazy uszanowania. Usiłowała wymyślić cokolwiek dla załagodzenia tej okropnej sytuacji. Lecz kiedy popatrzyła na księcia, ujrzała w nim Simona, i w jej duszy na nowo rozgorzała wściekłość. Książę może i przypominał wyglądem swego syna, lecz w żadnym wypadku nie był dla niego ojcem.
– Jesteś pan, Wasza Wysokość – wypaliła – podły.
– A ty, moja pani, jesteś zwolniona.
Bona aż się zatoczyła do tyłu.
– Nikt się nie odzywa do księcia Hastings w taki sposób! – ryknął. – Nikt!
– Nawet król? – zadrwił Simon.
Hastings odwrócił się na pięcie, w ogóle nie zwróciwszy uwagi na to, że jego syn wypowiedział się płynnie i wyraźnie.
– Ty… – warknął stłumionym głosem.
Simon skinął nieznacznie głową. Zdołał poprawnie wymówić jedno zdanie, tyle że było ono krótkie. Wolał więcej nie kusić losu. Nie, kiedy był tak zdenerwowany. Zwykle potrafił nie jąkać się przez kilka dni z rzędu, teraz jednak… Wyraz oczu ojca sprawił, że Simon poczuł się smarkaczem. Smarkatym idiotą.
I СКАЧАТЬ