Название: Mój książę
Автор: Julia Quinn
Издательство: PDW
Жанр: Историческое фэнтези
Серия: Bridgertonowie
isbn: 9788382021844
isbn:
– Daphne, to już dwa lata!
– Przecież lady Whistledown publikuje dopiero od trzech miesięcy, więc naprawdę nie rozumiem, jak można ją oskarżać.
– Będę oskarżała, kogo chcę – mruknęła Violetta.
Daphne wbiła sobie paznokcie w dłonie, powstrzymując się przed ciętą ripostą. Wiedziała, że w głębi serca matka życzy jej jak najlepiej, i czuła, że jest przez nią kochana. Sama też kochała matkę. Ostatecznie, póki córka nie doszła do pełnoletności, Violetta była najlepszą matką pod słońcem. Nadal nią była, kiedy tylko nie rozpaczała nad faktem, że po Daphne ma jeszcze trzy inne córki do wydania za mąż.
Violetta przycisnęła delikatną dłoń do piersi.
– Ona rzuca kalumnie na nasz ród.
– Nie – powoli odparła Daphne. Sprzeciwiając się matce, należało postępować rozważnie. – Właściwie napisała tylko tyle, że na pewno wszyscy pochodzimy z prawego łoża. Czego nie można powiedzieć o większości rodzin z towarzystwa.
– Nie powinna była w ogóle podnosić tej kwestii – prychnęła niecierpliwie Violetta.
– Mamo, to autorka skandalizującego piśmidła. Jej praca polega właśnie na podnoszeniu tego rodzaju kwestii.
– Nie wiadomo nawet, co to za jedna – dodała z gniewem Violetta. Położyła dłonie na swoich zgrabnych biodrach, lecz po chwili zmieniła zdanie i pogroziła palcem w powietrzu. – Whistledown, akurat! W życiu nie słyszałam o żadnych Whistledownach. Kimkolwiek jest ta zepsuta kobieta, wątpię, aby należała do naszej sfery. Ludzie dobrze wychowani nie wypisują takich podłych kłamstw.
– Oczywiście, że jest jedną z nas – odparła Daphne. Jej brązowe oczy rozbłysły wesołością. – Gdyby nie należała do towarzystwa, nie miałaby dostępu do tych wszystkich wiadomości, które rozgłasza. Myślisz, że to jakaś oszustka, która zagląda przez okna i podsłuchuje pod drzwiami?
– Nie podoba mi się twój ton, Daphne Bridgerton – odparła Violetta, mrużąc oczy.
Daphne powstrzymała kolejny uśmiech. „Nie podoba mi się twój ton” było standardową odpowiedzią, kiedy matce brakowało argumentów podczas sporu z którymś ze swoich dzieci. Ale drażnienie się z matką stanowiło zbyt wielką pokusę.
– Wcale bym się nie zdziwiła – rzekła, przechylając głowę na bok – gdyby lady Whistledown okazała się jedną z twoich przyjaciółek.
– Ugryź się w język, Daphne. Żadna z moich przyjaciółek nie upadłaby tak nisko.
– No, dobrze – zgodziła się dziewczyna – pewnie nie należy do grona twoich przyjaciółek. Ale jestem przekonana, że to ktoś, kogo znamy. Osoba postronna nie miałaby dostępu do takich wiadomości.
Violetta skrzyżowała ręce na piersiach.
– Chciałabym popsuć jej szyki, aby zamknęła interes raz na zawsze.
– Jeśli chcesz popsuć jej szyki, nie powinnaś jej pomagać, kupując to piśmidło. – Daphne nie mogła się powstrzymać od uszczypliwości.
– A jaki byłby z tego pożytek? – Violetta się zdziwiła. – Każdy je czyta. Wyszłabym tylko na ignorantkę, gdy wszyscy inni zaczęliby chichotać z jej najnowszej plotki.
To prawda, przyznała w duchu Daphne. Wytworny Londyn zaczytywał się nałogowo „Kroniką Towarzyską Lady Whistledown”. Tajemnicza gazetka przekroczyła progi wyższych sfer trzy miesiące temu. Przez dwa tygodnie przynoszono ją bez zamówienia w każdy poniedziałek, środę i piątek. A potem, w trzeci poniedziałek, lokaje z całego Londynu na próżno wypatrywali gromadki gazeciarzy, którzy zwykle dostarczali pisemko. Odkryli natomiast, że zamiast rozdawać ją bezpłatnie, roznosiciele sprzedają plotkarską gazetkę za niegodziwą cenę pięciu pensów sztuka.
Daphne musiała przyznać, że tajemnicza lady Whistledown jest kuta na cztery nogi. Zanim kazała ludziom płacić za własne plotki, socjeta była już uzależniona. Każdy kupował swój egzemplarz, a gdzieś jakaś wścibska baba zbijała majątek.
Podczas gdy Violetta przemierzała pokój i fukała na tę „haniebną potwarz” rzuconą na jej rodzinę, Daphne spojrzała do góry, chcąc się upewnić, że matka nie zwraca na nią uwagi, po czym opuściła wzrok, by uważnie przeczytać pozostałą treść skandalizującej gazetki. „Whistledown” – jak ją teraz powszechnie nazywano – stanowiła ciekawą kombinację sprawozdania, wiadomości towarzyskich, złośliwości i sporadycznych komplementów. W przeciwieństwie do innych tego typu pisemek autorka podawała nazwiska bohaterów swoich artykułów. Nie uciekała się do żadnych inicjałów, jak na przykład lord S. czy lady G. Kiedy lady Whistledown chciała o kimś napisać, używała pełnego imienia i nazwiska. Socjeta nie posiadała się z oburzenia, ale w głębi duszy była zafascynowana.
Ostatnie wydanie „Whistledowna” było typowe dla stylu autorki. Poza krótką wzmianką o Bridgertonach – będącą właściwie opisem rodziny – lady Whistledown zrelacjonowała przebieg balu, który odbył się poprzedniego wieczoru. Daphne nie wzięła w nim udziału, ponieważ tego dnia jej młodsza siostra obchodziła urodziny, a Bridgertonowie zawsze robili wiele szumu wokół urodzin. Przy ośmiorgu dzieciach nie brakuje okazji do ich wyprawiania.
– Czytasz te brednie – rzuciła oskarżycielskim tonem Violetta.
Daphne podniosła wzrok, nie poczuwając się do jakiejkolwiek winy.
– Dzisiejszy numer jest całkiem niezły. Wygląda na to, że wczoraj Cecil Tumbley osuszył całą skrzynkę szampana.
– Doprawdy? – spytała Violetta pozornie obojętnym głosem.
– Uhm. Jest tu bardzo dobra relacja z balu u Middlethorpów. Autorka wymienia, kto z kim rozmawiał, co kto miał na sobie…
– I na pewno czuła się w obowiązku wypowiedzieć swoje zdanie na ten temat – wtrąciła Violetta.
Daphne uśmiechnęła się z ironią.
– Och, dajże spokój, mamo. Wiesz przecież, że pani Featherington w purpurze zawsze wygląda okropnie.
Violetta próbowała powściągnąć uśmiech. Daphne zauważyła, że matce drżą usta, podczas gdy usilnie starała się zachować powagę, która jej zdaniem powinna cechować zarówno wicehrabinę, jak i matkę. Ale nie minęły nawet dwie sekundy, a Violetta już uśmiechała się szeroko i siedziała na otomanie obok dziewczyny.
– Pokaż – rzekła, wyrywając córce papier z rąk. – Co się jeszcze wydarzyło? Ominęło nas coś ważnego?
– Doprawdy, mamo, mając reporterkę w osobie lady Whistledown, człowiek nie musi uczestniczyć w żadnych wydarzeniach. – Pokazała ręką na gazetę. – To jest prawie tak dobre jak obecność na miejscu. A nawet chyba lepsze. Głowę daję, że wczoraj wieczorem mieliśmy smaczniejsze jedzenie niż oni na tym balu. I oddaj mi ją. – Szarpnęła za gazetę, pozostawiając w dłoni matki oderwany róg papieru.
– Daphne!
– Właśnie СКАЧАТЬ