Mój książę. Julia Quinn
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mój książę - Julia Quinn страница 4

Название: Mój książę

Автор: Julia Quinn

Издательство: PDW

Жанр: Историческое фэнтези

Серия: Bridgertonowie

isbn: 9788382021844

isbn:

СКАЧАТЬ tylko sprawę. Simon przyjechał tu, żeby przekonać ojca do siebie, natomiast bona traktuje go jak niemowlę.

      – Co się stało? – zakpił książę. – Zapomniałeś języka w gębie?

      Mięśnie Simona napięły się tak bardzo, że chłopiec zaczął dygotać.

      Ojciec i syn spoglądali na siebie przez pewien czas, który dłużył się jak sama wieczność, aż wreszcie książę zaklął i sprężystym krokiem ruszył w stronę drzwi.

      – Jesteś moją największą klęską – syknął przez zęby do syna. – Nie wiem, za jakie grzechy zostałem tobą ukarany, ale niech mnie Bóg ma w swej opiece, jeśli kiedyś jeszcze skieruję na ciebie mój wzrok.

      – Wasza Wysokość! – Pani Hopkins nie posiadała się z oburzenia. – Nie godzi się tak mówić do dziecka.

      – Niech mi się nie pokazuje na oczy! – zagrzmiał do niej. – Możesz zachować posadę, tylko trzymaj go jak najdalej ode mnie.

      – Zaczekaj!

      Na dźwięk głosu Simona książę odwrócił się powoli.

      – Powiedziałeś coś? – wycedził.

      Simon wziął trzy długie oddechy przez nos, usta miał wciąż zaciśnięte ze złości. Zmusił mięśnie do rozluźnienia się i potarł językiem podniebienie. Próbował sobie przypomnieć, jak to jest, kiedy się mówi płynnie. Wreszcie, gdy książę miał już ponownie go odprawić, chłopiec otworzył usta i rzekł:

      – Jestem twoim synem.

      Simon usłyszał, że pani Hopkins odetchnęła z ulgą, i zobaczył w oczach ojca dziwny błysk, jakiego nigdy przedtem u niego nie widział. Błysk dumy. Był on niezbyt wyraźny, niemniej w oczach starego księcia na pewno coś zaiskrzyło. Coś, co dawało Simonowi promyk nadziei.

      – Jestem twoim synem – powtórzył, tym razem nieco głośniej – i nie jestem d…

      Nagle jego gardło się zacisnęło. Ogarnęła go panika. Potrafisz to zrobić, potrafisz to zrobić, powtarzał w myślach.

      Wciąż jednak czuł ucisk w gardle, język miał sztywny, a tymczasem oczy ojca poczęły się zwężać…

      – Nie jestem d-d-d…

      – Wracaj do domu – powiedział książę cicho. – Tu nie ma dla ciebie miejsca.

      Simon poczuł odrzucenie przez ojca w każdej części swojego ciała; czuł, że przeszywa go dziwny ból, który stopniowo zaczyna ścinać mu w sercu krew. A gdy nienawiść opanowała go całkowicie, chłopiec złożył w duszy uroczystą przysięgę.

      Skoro nie może być synem, jakiego pragnie ojciec, to na Boga, stanie się jego absolutnym przeciwieństwem.

      1

      Bridgertonowie są bez dwóch zdań najbardziej płodną rodziną wśród socjety. Choć taka pracowitość ze strony wicehrabiny i świętej pamięci wicehrabiego zasługuje na ogromną pochwałę, to jednak klucz, według którego wybierają imiona dla dzieci, nie jest zbyt oryginalny. Anthony, Benedict, Colin, Daphne, Eloise, Francesca, Gregory i Hiacynta – ład i porządek przynoszą, rzecz jasna, same korzyści, ale można by przypuszczać, że inteligentni rodzice potrafią utrzymać dzieci w ryzach bez potrzeby nadawania im imion według alfabetycznej kolejności.

      Co więcej, widok wicehrabiny w towarzystwie jej ośmiorga dzieci w jednym pomieszczeniu wystarcza, by każdy, kto tam wchodzi, zdrętwiał ze strachu, że w oczach mu się dwoi – albo troi – a może jeszcze gorzej. Pisząca te słowa nigdy dotąd nie spotkała kolekcji braci i sióstr tak absurdalnie podobnych do siebie pod względem fizycznym. Choć autorka tych słów nie miała czasu na odnotowanie koloru oczu, zdołała jednak zauważyć u całej ósemki identyczną posturę i równie gęste kasztanowe włosy. Należy współczuć wicehrabinie, która musi szukać korzystnych partii dla swojego potomstwa, że nie powiła bodaj jednego dziecka o nieco modniejszej kolorystyce. Niemniej rodzina o tak jednolitym wyglądzie ma pewną zaletę… Wszyscy ośmioro pochodzą bez wątpienia z prawego łoża.

      Och, Łaskawy Czytelniku, oddana Ci autorka pragnie, aby tak się sprawy przedstawiały we wszystkich większych rodzinach…

      „Kronika Towarzyska Lady Whistledown”,

      26 kwietnia 1813

      Och! – Violetta Bridgerton zmięła jednokartkową gazetkę w kulkę i rzuciła ją na drugi koniec eleganckiego salonu.

      Jej córka Daphne rozsądnie powstrzymała się od reakcji i udawała, że jest pochłonięta haftowaniem.

      – Czytałaś, co ona wypisuje? – naciskała Violetta. – Czytałaś?

      Daphne zerknęła na zwitek papieru, który leżał obecnie pod mahoniowym stolikiem.

      – Nie miałam okazji, zanim ty, hm, nie skończyłaś.

      – No to teraz przeczytaj – jęknęła Violetta, a jej ręka dramatycznie przecięła powietrze. – Przeczytaj, jak to wstrętne babsko nas obsmarowało.

      Dziewczyna odłożyła leniwie robótkę i sięgnęła pod stolik. Wygładziła kartkę na kolanach, a potem przeczytała akapit o swojej rodzinie. Zamrugała kilka razy i podniosła wzrok na Violettę.

      – Nie jest tak źle, mamo. Prawdę mówiąc, to niemal błogosławieństwo w porównaniu z tym, co tydzień temu napisała o Featheringtonach.

      – Jak mam ci znaleźć męża, kiedy ta kobieta szarga twoje dobre imię?

      Daphne odetchnęła głęboko. Po prawie dwóch sezonach spędzonych w Londynie już sam dźwięk słowa „mąż” wystarczał aż nadto, by w jej skroniach zaczynała pulsować krew. Chciałaby wyjść za mąż, naprawdę by chciała, i nawet nie robiła sobie nadziei na małżeństwo z prawdziwej miłości. Ale czy to istotnie taka wielka przesada liczyć na męża, dla którego żywiłoby się bodaj odrobinę uczucia?

      Dotychczas czterech mężczyzn poprosiło o jej rękę, lecz kiedy Daphne pomyślała, że będzie musiała spędzić resztę życia w towarzystwie któregokolwiek z nich, zwyczajnie odchodziła jej ochota. Była grupka młodzieńców, którzy jej zdaniem stanowili dobry materiał na męża, trudność jednak polegała na tym, że żaden z nich nie był zainteresowany. Ach, każdy ją lubił. Wszyscy lubili Daphne. Uważali ją za wesołą, miłą i dowcipną dziewczynę i nikt nie twierdził, że bodaj w najmniejszym stopniu brakuje jej atrakcyjności. Równocześnie jednak nikogo nie olśniewała urodą, nikomu nie odbierała mowy swoją obecnością i nikogo nie poruszyła do tego stopnia, aby pisał poezję na jej cześć.

      Mężczyźni, myślała ze wstrętem, interesują się tylko takimi kobietami, których się boją. Wydawało się, że nikt nie zamierza starać się o względy takiej dziewczyny jak ona. Wszyscy ją adorowali, przynajmniej tak twierdzili, ponieważ łatwo się z nią gawędziło i zawsze zdawała się rozumieć odczucia mężczyzn. Jeden z tych, który zdaniem Daphne byłby całkiem niezłym kandydatem na męża, powiedział nawet kiedyś: „Niech to licho, Daff, ty po prostu nie przypominasz typowej kobiety. Jesteś całkiem normalna”.

      Daphne СКАЧАТЬ