Название: Zbrodnia wigilijna
Автор: Georgette Heyer
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежные детективы
isbn: 9788382021578
isbn:
Joseph westchnął.
– A miałem taką nadzieję, że Nat zaakceptuje Valerie…
– Jesteś niepoprawnym optymistą.
– Wiem, wiem, ale przecież muszę pomóc mojemu biednemu, kochanemu Stephenowi! Swoją drogą Valerie trochę mnie rozczarowała. Chciałem, żeby sobie zdała sprawę, jak wygląda sytuacja, lecz ona nie jest skłonna do żadnej współpracy.
– Cóż, Joe, oto typowy eufemizm w twoim wydaniu – powiedziała Mathilda sucho. – Ona nie tylko nie współpracuje, ale wręcz przeszkadza.
– A teraz jeszcze ten kłopot z Mottisfontem – kontynuował Joseph, zmarszczywszy czoło ze zmartwienia.
– Co z tym Mottisfontem?
– Och, moja droga, lepiej mnie nie pytaj! Wiesz, jakim jestem niepraktycznym ignorantem, jeśli chodzi o interesy! Chyba zrobił coś, co nie zachwyciło Nata, jednak nie znam szczegółów tej sprawy. Wiem tylko tyle, ile mi powiedział on sam, czyli właściwie nic istotnego, a i tak brzmiało to tajemniczo. Ale posłuchaj! Nat zawsze groźnie warczy i wcale potem nie gryzie, więc ośmielam się przypuszczać, że jego złość wkrótce minie. Musimy się zastanowić, co robić, żeby później podtrzymać jego dobry humor. To na pewno nie jest dobry moment, żebym go zaczął wypytywać o Mottisfonta.
– Joe – powiedziała Mathilda poważnym głosem. – Nie spodziewaj się, że cię wesprę w tej twojej życzliwości dla ludzi, ale coś ci poradzę. Nawet się nie zbliżaj do Nata ze sprawami, które dotyczą innych osób i nie mają bezpośredniego związku z tobą.
– Przecież oni wszyscy na mnie liczą, rozumiesz? – ciągnął Joseph z jednym ze swoich figlarnych uśmieszków.
Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę widział się w roli mediatora dla wszystkich, czy tego chcieli, czy nie, jednak Mathilda była zmęczona i jego natarczywość w końcu wyprowadziła ją z równowagi.
– Nie zauważyłam tego! – powiedziała.
Joseph zrobił zbolałą minę, ale nic nie mogło wpłynąć na jego postrzeganie samego siebie. Kilka minut później Mathilda, odkręcając kurki w łazience, którą dzieliła właśnie z nim, usłyszała, jak beztrosko podśpiewuje w garderobie. Zaczął nucić starą balladę. Szło mu naprawdę kiepsko i bezustannie wracał do pierwszych nut, więc Mathilda, mająca doskonały słuch, w końcu uderzyła pięścią w drzwi łączące jego garderobę z łazienką i zawołała błagalnie, by nauczył się dobrze śpiewać albo zamilkł. Ale zaraz tego pożałowała, bo Joseph uświadomił sobie, że jeśli trochę podniesie głos, łatwo będzie mógł z nią rozmawiać przez drzwi. Nagle stał się gadatliwy i zaczął ją bawić sentymentalnymi opowieściami ze swojej beztroskiej młodości. Od czasu do czasu przerywał wywody i pytał Mathildę, czy go słucha. Nie potrzebował jednak zachęty w postaci zdawkowych albo inteligentnych komentarzy do swoich słów i po prostu paplał z zadowoleniem nawet po tym, jak Mathilda opuściła już łazienkę. Wcale się nie obruszył, kiedy się zorientował, że przez dobre dziesięć minut jego słowa przenikały przez dwie ściany jedynie w postaci niezrozumiałego murmuranda, ale roześmiał się z zadowoleniem i stwierdził, iż – niestety – ostatnio zbyt często wspomina przeszłość i przez to staje się nieznośnym, starym nudziarzem. Doszedłszy do tego wniosku, znowu zaśpiewał wiktoriańską balladę, co doprowadziło Mathildę do pasji. W jej głowie zaczął kiełkować pomysł, żeby go zamordować.
– Czy ty na pewno nigdy nie występowałeś na deskach Grand Opera, Joe? – zawołała do niego. – Byłbyś doskonałym Zygfrydem! Masz odpowiednią posturę, no i w ogóle!
– Ależ ty jesteś zabawna! – odkrzyknął Joseph tak wyniośle, że Mathilda wreszcie zrozumiała, dlaczego Stephen bywa wobec niego arogancki. – Tildo, moja droga, już się ubrałaś?
– Prawie. Dlaczego pytasz?
– Nie schodź na kolację beze mnie! Mam pewien pomysł!
– Nie będę brała udziału w jego realizacji, Joe! Nawet o tym nie myśl.
Joseph tylko się roześmiał. Chyba jednak nasłuchiwał, co robi sąsiadka zza ściany, bo kiedy po kilku minutach otworzyła drzwi, natychmiast wyszedł ze swojego pokoju, zatarł dłonie i odezwał się radośnie:
– Nie dasz rady przechytrzyć starego stryjka, brzydka dziewczyno!
– Zauważ, Joe, że nie jesteś moim stryjkiem i nawet moi najlepsi przyjaciele nie nazywają mnie dziewczyną.
Ujął ją pod ramię.
– To chyba Nieśmiertelny Bard pisał: Dla mnie, drogi przyjacielu, nigdy nie będziesz zbyt stary?
Mathilda zamknęła na moment oczy, żeby zapanować nad cierpieniem.
– Jeśli chciałbyś się przerzucać ze mną cytatami, ostrzegam, że źle na tym wyjdziesz – oświadczyła. – Znam piosenkę, która rozpoczyna się tak: Twoi rodzice stracili jedyną szansę, oczywiście powinni cię utopić za młodu, oczywiście w wiadrze wody.
Joseph ścisnął jej ramię i zachichotał.
– Och, ten twój język, Tildo. Ale nie przejmuj się, on mi wcale nie przeszkadza, ani trochę. A teraz posłuchaj, jaki mam plan! Po kolacji zagrasz z Natem w pikietę.
– Ani mi się śni!
– Zagrasz, zagrasz. Najpierw myślałem, żeby znowu zagrać w brydża, ale to by znaczyło, że przy stole usiądzie Mottisfont, a on raczej nie jest zbyt dobrym brydżystą. Tymczasem Nat traktuje tę grę bardzo poważnie, zresztą sama wiesz. Jednak niespodziewanie sobie przypomniałem o tych wielkich pojedynkach, które toczyłaś z Natem, kiedy byłaś tutaj ostatnim razem, i jak dobrze Nat się wtedy bawił. Proponuję, żebyś po kolacji namówiła go na partyjkę, a ja postaram się zebrać gości w pokoju bilardowym. Może zabawimy się w kalambury albo pogramy w karty? Zobaczymy.
– Jeśli mój wybór leży pomiędzy pikietą a kartami w większym gronie, kupuję twój pomysł, Joe. Będę z tobą współpracować.
Joseph uśmiechnął się do Mathildy z wdzięcznością. Odniosła wrażenie, że poklepałby ją też po karku, gdyby akurat nie stanęli na progu salonu.
Na dole nie było jeszcze ani Stephena, ani Mottisfonta, jednak pozostała trójka gości już się pojawiła. Stali, popijając koktajle, i jedynie Maud, która – jak twierdziła – nigdy nie dotyka alkoholu, bezskutecznie poszukiwała Życia Elżbiety, cesarzowej Austrii. Ostatnio zostawiła tę książkę na parterze, lecz nie była pewna, w którym miejscu. Raczej niemądrze spytała Paulę, czy przypadkiem jej nie widziała. Pogrążona w ponurych myślach dziewczyna drgnęła, usłyszawszy swoje imię. Zrobiła taką minę, jakby pytanie ją zdenerwowało.
– Ja? – zdziwiła się. – A co mi, na Boga, do twojej książki?
– Po prostu jej szukam, moja droga – odparła Maud spokojnie. – Pamiętam, że miałam ją tutaj po lunchu. A może zabrałam ją ze sobą, kiedy szłam do siebie odpocząć?
Paula rzuciła СКАЧАТЬ