Название: Zbrodnia wigilijna
Автор: Georgette Heyer
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежные детективы
isbn: 9788382021578
isbn:
– Ty naprawdę niczego nie rozumiesz. Znam go o wiele lepiej niż ty. Oczywiście wydobędę od niego forsę. Wiem, że tak się stanie!
– Nie rób sobie fałszywej nadziei. Nie uda ci się.
– Musi mi się udać! – zawołała Paula, sztywna i spięta. – Musi!
Royden niepewnie przenosił wzrok pomiędzy płonącą twarzą Pauli a zniechęcającą do wszystkiego miną Mathildy. Po chwili odezwał się przygnębionym głosem:
– Pójdę się przebrać. To chyba nie ma sensu…
Paula mu przerwała.
– Ja też się przebiorę. To ma sens, Willoughby! Ja zawsze stawiam na swoim! Naprawdę!
Wesołych świąt, pomyślała Mathilda, obserwując ich, jak wychodzą. Z pudełka na stoliku wyjęła papierosa, zapaliła go i usiadła przed kominkiem. Czuła się wyczerpana. Ach, te emocje, rozmyślała z krzywym uśmiechem na ustach. Oczywiście to nie była jej sprawa, jednak ten przeciętny dramatopisarz – męczący, to prawda – wzbudził jej litość, a Paula miała fatalną umiejętność wciągania do swoich kłótni zbyt wielu świadków. Poza tym Mathildzie trudno było tak po prostu siedzieć i patrzeć, jak całe to niefortunne zgromadzenie zmierza ku katastrofie. Należało podjąć próbę ocalenia go od kompletnej ruiny.
Pomimo to zmuszona była przyznać przed sobą, że na razie nie widzi możliwości, aby do tej ruiny nie doszło. Jeśli kryzysu nie przyśpieszyła głupota Pauli, to z pewnością wszystkich zepchnie w przepaść naiwna serdeczność Josepha. Nikt nie miał na nich wpływu. Paula dbała tylko o to, co dotyczyło jej bezpośrednio, Josepha zaś nie sposób było przekonać, że oliwa, którą leje na wzburzone fale, wcale nie jest oliwą, lecz jadem. Choć widział siebie w roli rozjemcy i mediatora, Mathilda nie miała wątpliwości, że odgrywa ją nieudolnie i mimo najlepszych intencji denerwuje Nata komunałami, pogarszając przez to sytuację.
Otworzyły się drzwi do obszernego holu i Mathilda usłyszała głos Nathaniela:
– Cholera jasna, przestań mnie wreszcie obmacywać! Najchętniej wyrzuciłbym ich wszystkich za drzwi, razem z bagażami!
Uśmiechnęła się do siebie: Joseph przy pracy!
– Nat, wysłuchaj mnie, staruszku, przecież ty wcale tak nie myślisz. Porozmawiajmy o tym wszystkim spokojnie, tylko my dwaj.
– Nie chcę o niczym rozmawiać! – wrzasnął Nathaniel. – I nie nazywaj mnie staruszkiem! Już dość nabroiłeś, spraszając tych ludzi do mojego domu i zamieniając go w cholerny bazar! Papierowe serpentyny! Jemioły! Nie znoszę tego! Za chwilę przebierzesz się za Świętego Mikołaja! Nienawidzę Bożego Narodzenia. Czy ty mnie słyszysz? Gardzę tymi świętami, brzydzę się nimi!
– Nieprawda, Nat – zaprotestował Joseph. – Jesteś po prostu startym zrzędą i się zdenerwowałeś, bo nie przypadła ci do gustu sztuka Roydona. Do mnie ona też nie przemawia, jeśli chcesz wiedzieć, ale, stary pierniku, młodość ma swoje prawa.
– Nie w moim domu! – warknął Nathaniel. – Nie idź za mną na górę! Nie chcę cię widzieć!
Mathilda usłyszała jego kroki na czterech stopniach prowadzących na pierwsze półpiętro. Po chwili dobiegł do niej łoskot, którego przyczynę rozpoznała bez trudu. Nathaniel przewrócił się, potrąciwszy o drabinę.
Powoli podeszła do drzwi. Drabina leżała na podłodze, Joseph zaś z wielką troską pomagał bratu podnieść się z kolan.
– Drogi Nathanielu, jest mi ogromnie przykro. Obawiam się, że to moja wina – mówił z pokorą. – Jestem taki nieroztropny! Zamierzałem dokończyć moje biedne małe dekoracje, zanim będziesz tędy przechodził.
– Ściągnij je wszystkie! – rozkazał Nathaniel ściśniętym głosem. – Natychmiast! Ty niezdarny ośle! Moje lumbago!
Po tych strasznych słowach Joseph zamilknął. Tymczasem Nathaniel ruszył dalej po schodach, mocno trzymając się poręczy niczym kaleka.
– Boże! – zawołał Joseph bezradnie. – Nigdy nie przypuszczałem, że ktoś mógłby się potknąć o tę drabinę. Nat!
Nathaniel nie zareagował, po prostu kontynuował bolesną drogę po schodach do swojej sypialni. Mathilda usłyszała, jak otwiera i zatrzaskuje drzwi. Po chwili się roześmiała.
Joseph szybko obejrzał się za siebie.
– Tildo! Myślałem, że poszłaś na górę! O Boże, widziałaś, co się stało? Jaka okropna sytuacja!
– Widziałam. Przyszło mi też do głowy, że ta twoja drabina może stać się powodem czyjejś śmierci.
Joseph ponownie postawił drabinę do pionu.
– Cóż, moja droga, nie chcę mówić rzeczy oczywistych, ale Nat jest nieznośnym starym człowiekiem. Przewrócił ją specjalnie. A jakiego narobił hałasu!
– Mogłeś jej tutaj nie zostawiać – zauważyła Mathilda. – Czuję, że lumbago będzie dzisiaj jedynym tematem naszych wieczornych rozmów.
Joseph uśmiechnął się, lecz pokręcił głową.
– Tylko nie bądź niesprawiedliwa. Przecież wiesz, że Nat bardzo cierpi z powodu lumbago. Dokuczają mu straszne bóle. Musimy się zastanowić, co dalej robić, Tildo. Ty i ja.
– Ja na pewno nie – odparła natychmiast Mathilda.
– Moja droga, liczę właśnie na ciebie. Nat cię lubi, a musimy go jakoś ułagodzić. Zaraz odstawię tę drabinę w bezpieczne miejsce i będziemy mogli spokojnie pomyśleć, co można by zrobić dla poprawy sytuacji.
– Co do mnie – orzekła Mathilda stanowczo – idę teraz na górę, żeby się przebrać.
1 Sztuka problemowa (ang. problem play) – forma dramatu, która pojawiła się w XIX wieku jako część szerszego nurtu realistycznego, w następstwie innowacji wprowadzonych przez Henryka Ibsena.
2 Sotto voce – wł. „po cichu”.
Pięć
Kiedy Joseph odnosił drabinę w bezpieczne miejsce w pokoju bilardowym, Mathilda wróciła do biblioteki po torebkę i dopiero potem poszła na górę. Joseph dogonił ją u szczytu schodów, wyprzedził, wsunął rękę pod jej ramię i powiedział, że bez niej sobie teraz nie poradzi.
– Tylko mi nie schlebiaj, Joe – odparowała Mathilda. – I nie spodziewaj się po mnie żadnych poświęceń.
– Jakich poświęceń? Co za niedorzeczny pomysł! – Ściszył głos, gdy znaleźli się przy drzwiach do apartamentu Nathaniela. – Moja droga, chcę jedynie, żebyś mi pomogła uratować to nieszczęsne przyjęcie!
– Chyba nikt nie jest w stanie go uratować. Jeśli chcesz trochę СКАЧАТЬ