Zbrodnia wigilijna. Georgette Heyer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbrodnia wigilijna - Georgette Heyer страница 16

Название: Zbrodnia wigilijna

Автор: Georgette Heyer

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788382021578

isbn:

СКАЧАТЬ odbiór i spróbujcie wchłonąć atmosferę tej sceny; to jest niesamowicie ważne. Kontynuuj, Willoughby!

      Roydon jeszcze raz chrząknął.

      – W oknach wiszą koronkowe zasłony, jednak przebija przez nie panoramiczny widok na czerwone dachy i kominy. Przy toaletce siedzi rozparta na drewnianym krześle pijana młoda kobieta. Z oparcia jedynego fotela zwisają dwa przepocone różowe gorsety.

      Po tych słowach autor rozejrzał się wokół wojowniczo, najwyraźniej czekając na komentarze.

      – Ach, widzę to oczami wyobraźni! – zawołał Joseph i popatrzył z lekceważeniem na zgromadzone towarzystwo. – Pewnie chce pan stworzyć atmosferę obskurności.

      – W rzeczy samej, faktycznie – potwierdził Mottisfont i zakasłał.

      – Z własnej i nieprzymuszonej woli przyznam, że to się panu udało – oznajmił serdecznie Stephen.

      – Zawsze uważałam, że gorsety mają w sobie coś straszliwie obskurnego. A co państwo o tym sądzą? – rzuciła Valerie. – Mam na myśli przede wszystkim te satynowe gorsety, z milionami fiszbinów, koronek i innych cudów. Oczywiście w dzisiejszych czasach nosimy po prostu pasy elastyczne, jeśli w ogóle czegoś takiego używamy, bo to raczej już przebrzmiała historia.

      – Jeszcze do tego wrócimy, moja droga – przepowiedziała Mathilda.

      – Kiedy byłam młoda – zauważyła Maud – żadnej kobiecie nie przyszłoby do głowy nie nosić gorsetu. To było naprawdę nie do pomyślenia.

      – Więziłyście w gorsetach swoje mózgi i ciała – wtrąciła się Paula z pogardą. – Dziękuję Bogu, że żyję w wieku, w którym kobiety już niczym się nie krępują.

      – W czasach mojej młodości – wybuchnął Nathaniel – żadna porządna dama nie opowiadałaby takich rzeczy w towarzystwie!

      – Ależ robi się uroczo! – zawołała Valerie. – Stephen, kochanie, podaj mi papierosa.

      Stephen rzucił w jej kierunku papierośnicę. Tymczasem Roydon, z trudem panując nad swoim głosem, spytał, czy ktoś w ogóle jeszcze chce, żeby kontynuował.

      – Tak, na litość boską, niech pan czyta dalej! – rzucił Nathaniel cierpko. – Ale jeśli ma pan tam coś jeszcze o bieliźnie, to może zechce pan te fragmenty opuścić?

      – W zasadzie nie ma pan wyboru – dodał Stephen.

      Roydon zignorował ostrzeżenia i znów zaczął czytać gniewnym tonem:

      – Lucetta May siedzi przed toaletką. Ubrana jest w tandetny negliż, dość niedokładnie zakrywający…

      – Ostrożnie! – ostrzegł go Stephen.

      – Negliż jest postrzępiony, a koronki porozrywane! – brnął Roydon.

      – Uważam, że to wspaniały opis – zachwyciła się Valerie.

      – To zadziwiające, ile brudu kryje się w dywanach, nawet jeśli je regularnie czyścimy odkurzaczami elektrycznymi. Ale w miejscu takim jak to nie spodziewałabym się odkurzacza – orzekła Maud. – Aż za dobrze znam te tanie pensjonaty teatralne!

      – To nie jest żaden pensjonat teatralny – odparł Roydon bliski już szaleństwa. – Dowie się pani niebawem, że chodzi o dom rozpusty.

      Zapadła cisza, którą przerwał spokojny głos Maud:

      – Spodziewam się, że dywany w takich domach są równie brudne.

      – Przyjrzyj się lepiej naszym! – zagrzmiał Nathaniel.

      Joseph uznał, że musi interweniować.

      – Za często przerywamy naszemu artyście. Przecież takim zachowaniem utrudniamy mu zadanie! Jestem pewien, że nikt z nas nie jest aż tak staromodny, żeby nie mógł zaakceptować niewinnych wulgaryzmów.

      – Mów za siebie! – warknął Nathaniel.

      – Stryjek Joseph mówi za siebie – zauważył Stephen. – Ale trzeba mu oddać sprawiedliwość, że mówi też w imieniu większości zgromadzonego tu towarzystwa.

      – Może jednak woleliby państwo, żebym dalej nie czytał? – zasugerował Roydon, z trudem wymawiając poszczególne słowa. – W każdym razie uczciwie ostrzegam, moja sztuka nie jest lekkostrawnym daniem, odpowiednim dla wrażliwych żołądków.

      – Och, musisz czytać! – zawołała Valerie. – Ta sztuka na pewno ogromnie mi się spodoba. Bardzo proszę wszystkich, przestańcie mu przerywać.

      – Siedzi nieruchomo, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze – niespodziewanie wyrecytowała Paula przejmującym głosem. – W pewnej chwili bierze do ręki szminkę i zmęczonymi ruchami zaczyna malować usta. Rozlega się pukanie do drzwi. Instynktownym, ale kokieteryjnym ruchem układa loki, prostuje na krześle wyczerpane ciało i woła: wejść!

      Występ Pauli, polegający na odtworzeniu ruchów bohaterki w scenerii salonu w dobrym domu, okazał się dla Mathildy nie do wytrzymania. Krztusząc się ze śmiechu, z trudem wyjaśniła, że jest jej bardzo przykro, ale tego rodzaju sytuacje właśnie tak na nią działają.

      – Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, co cię tak serdecznie rozbawiło? – zawołała Paula z groźnym błyskiem w oczach. – Śmiech to nie jest to, czego bym w tej chwili oczekiwała.

      – To nie twoja wina – zapewniła ją Mathilda ze skruszoną miną. – W gruncie rzeczy im tragiczniejsza jest sytuacja na scenie, tym bardziej chce mi się śmiać.

      – Doskonale wiem, co masz na myśli! – rzekł Joseph. – Ach, Paulo, moja droga, tak naprawdę Tilda okazuje ci większy podziw, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Kilkoma krótkimi gestami zbudowałaś taki nastrój, że stargałaś jej nerwy. Pamiętam taki moment pełen napięcia, kiedy pewnego razu grałem dla pełnej sali na scenie w Montrealu. Nagle poczułem, że ci widzowie są częścią mnie, że każdy z nich wpatruje się zachłannie w moje usta. Zamilknąłem dla lepszego efektu, miałem wrażenie, że trzymam tych wszystkich ludzi w garści. Zapadła absolutna cisza, lecz nagle ktoś ją przerwał salwą niepohamowanego śmiechu. Żenada? Owszem, ale ja wiedziałem, dlaczego ten człowiek zaczął się śmiać, dlaczego nie był w stanie się powstrzymać.

      – Zaryzykowałbym stwierdzenie, że i ja bym to odgadł – zgodził się Stephen.

      Jego słowa tak ubawiły Nathaniela, że zmienił zdanie. Teraz nie chciał już przerywać czytania Robaczywego drzewa, lecz po raz trzeci poprosił Roydona, żeby kontynuował.

      – Wchodzi pani Perkins, gospodyni – zaczął Roydon i przeczytał akapit z opisem tej postaci.

      Jego słowa plastycznie przedstawiały panią Perkins jako osobę tak odrażającą, że wszyscy obecni wysłuchali ich z zapartym tchem. Wszyscy poza Maud, która zaczęła niespokojnie krążyć po salonie, wyraźnie czegoś szukając.

      – Ta zagadka zaraz mnie zabije! – zawołał w końcu Stephen. – Coś zgubiłaś, ciociu?

      – Nie СКАЧАТЬ