Zbrodnia wigilijna. Georgette Heyer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbrodnia wigilijna - Georgette Heyer страница 17

Название: Zbrodnia wigilijna

Автор: Georgette Heyer

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788382021578

isbn:

СКАЧАТЬ właśnie wełnianą skarpetę, oświadczyła, że jest łajdakiem.

      – Dziękuję ci, moja droga – powiedziała Maud, znów siadając przy kominku. – Teraz będę mogła słuchać i pożytecznie pracować.

      Roydon zdołał doczytać swoje dzieło do końca już bez przeszkód, jedynie przy akompaniamencie szczękających drutów Maud. Z pewnością nie było ono złe. Zdaniem Mathildy chwilami było niemal błyskotliwe, nie nadawało się jednak do czytania w zaciszu rodzinnego salonu. Tak jak Mathilda się spodziewała, w sztuce znalazło się sporo scen przemocy i od początku do końca była ona makabryczna. Niektóre fragmenty można by usunąć z korzyścią dla całości. Paula bez reszty wcieliła się w główną bohaterkę w scenie finałowej, ale tak samo jak Roydon nie zdawała sobie sprawy, że dramat, w którym gra rolę upadłej kobiety, nie wzbudzi w Nathanielu nawet odrobiny entuzjazmu. W gruncie rzeczy jej stryj panował nad sobą jedynie dzięki najwyższemu wysiłkowi woli. Głęboki głos Pauli wibrował w salonie, tymczasem on sam stawał się z minuty na minutę coraz bardziej niespokojny. Mamrotał pod nosem słowa, których nikt nie rozumiał, ale które na pewno nie byłyby przyjemne ani dla twórcy, ani dla jego aktorki.

      Czytanie skończyło się po siódmej wieczorem. W trakcie ostatniego aktu Nathaniel trzy razy spojrzał na zegarek. W pewnej chwili Stephen szepnął mu do ucha coś, co wywołało na jego ustach słaby uśmiech, lecz kiedy Roydon położył wreszcie maszynopis na stole, po uśmiechu nie było już nawet śladu.

      – Bardzo budujące – powiedział Nathaniel z widocznym wstrętem.

      Podniecona swoim występem Paula była głucha na złośliwe nuty w głosie stryja. Jej ciemne oczy błyszczały, policzki przyjęły ładny kolor, a szczupłe ramiona niemal fruwały w powietrzu, jak zawsze, kiedy była podekscytowana. Ruszyła w kierunku Nathaniela, rozłożywszy je szeroko.

      – Cudowna sztuka, stryjku, prawda?

      Mathilda, Joseph, Valerie i nawet Mottisfont, którymi Robaczywe drzewo wstrząsnęło w najwyższym stopniu, nagle zaczęli coś szybko mówić, przeszkadzając sobie nawzajem i topiąc w potokach słów odpowiedź, której mógłby udzielić Pauli Nathaniel. Stephen trzymał się na dystans i obserwował ich z drwiącą miną. W obawie przed tym, co Nathaniel mógłby jeszcze powiedzieć Roydonowi, towarzystwo chwaliło sztukę i szczodrze szafowało komplementami. Dramatopisarz był zadowolony i triumfujący, jednak jego spojrzenie wędrowało ku twarzy pana domu. Wszyscy mu współczuli, bo widzieli dręczący go niepokój. Powtarzali w kółko, że jego dzieło jest frapujące, oryginalne i naprawdę daje do myślenia.

      Paula była mało zainteresowana spływającymi na nią komplementami i pochwałami dla jej gry. Z uporem, który sprawił, że Mathilda miała ochotę nią potrząsnąć, ponownie zaatakowała stryja:

      – Kiedy już usłyszałeś ten tekst, stryjku Nathanielu, pomożesz Willoughby’emu, prawda?

      – Jeśli wyrażasz w ten sposób przypuszczenie, że dam ci pieniądze, a ty je roztrwonisz na coś, co mogę nazwać jedynie nieobyczajnymi banialukami, to nie, nie pomogę – odparł Nathaniel, jednak na tyle cicho, by nie usłyszał go autor sztuki.

      Paula wbiła w niego puste spojrzenie, jakby nie zrozumiała tego, co przed chwilą powiedział.

      – Czy ty nie widzisz… nie widzisz, że główna rola w tej sztuce została napisana właśnie dla mnie? – spytała, z trudem dobierając słowa.

      – Na litość boską! – zagrzmiał Nathaniel. – Chciałbym wiedzieć, dokąd zmierza dzisiejszy świat, skoro dziewczyna z twojej sfery staje przede mną i mówi, że ktoś napisał specjalnie dla niej rolę ladacznicy!

      – Co to za staromodna brednia? – wykrzyknęła Paula obcesowo. – Przecież rozmawiamy w tej chwili o sztuce przez duże „S”!

      – Czy rzeczywiście? – spytał Nathaniel ponurym głosem. – Na szczęście to tylko twój osobisty pogląd na kwestię tego, czym jest sztuka przez duże „S”, młoda damo. Mogę jedynie powiedzieć, że ten pogląd jest odmienny od mojego!

      Nieszczęśliwie dla pozostałych osób okazało się, że był to zaledwie wstęp do znacznie dłuższej tyrady. Nathaniel miał o wiele więcej do powiedzenia, począwszy od tak istotnych zagadnień, jak dekadencja nowoczesnej dramaturgii czy niedojrzałość współczesnych pisarzy, a skończywszy na głupocie wszystkich kobiet, w szczególności jego bratanicy. Dodał też stanowczo, że byłoby lepiej, gdyby matka Pauli zajmowała się domem i swoją córką, zamiast marnować czas na włóczenie się po Ameryce i wychodzić za każdego Toma, Dicka czy Harry’ego, który jej się nawinął.

      Wszyscy, którzy mieli zaszczyt wysłuchać tych uwag, odnieśli identyczne wrażenie, że dobrze byłoby poradzić Roydonowi, by zszedł z oczu Natowi, dopóki jego gniew nie minie i starszy człowiek się nie uspokoi. Mathilda zrobiła dostojnie krok do przodu i powiedziała mu, że jest szalenie zainteresowana Robaczywym drzewem, lecz wolałaby porozmawiać z nim o tej sztuce na osobności. Roydon – któremu Mathilda imponowała – w każdej chwili był gotów wymienić z nią poglądy na temat własnego dzieła, dał się więc wyprowadzić z salonu, a Joseph dołączył do grupki wstrząśniętej wypowiedziami brata. Klepnął Nathaniela w plecy i odezwał się lekkim tonem, który w tej chwili był całkiem nie na miejscu:

      – Cóż, Nat, chyba jesteśmy dwoma starcami zapatrzonymi w dobry, spokojny teatr z przeszłości. A dzisiaj przyszło nam się zmierzyć z dziełem gwałtownym, chwilami epatującym przemocą. Myślę jednak, że ma ono również niezaprzeczalne wartości. Co o tym sądzisz?

      Nathaniel natychmiast przyjął pozę osoby ciężko chorej.

      – Moje lumbago! Do diabła, nie rób tego więcej, Joe!

      Chwiejnym krokiem podszedł do krzesła, z ręką przyciśniętą do krzyża. Pochylił się, demonstrując wielkie cierpienie.

      – No proszę, a ja myślałam, że jest pan już zdrowy – wtrąciła się Valerie niewinnym głosem.

      Nathaniel, który z powodu bólu zamknął oczy, szybko je otworzył, rzucił w jej kierunku złowrogie spojrzenie i odparł tonem człowieka, którego dni są wypełnione cierpieniem i który temu cierpieniu mężnie stawia czoła:

      – Nawet najsłabszy dotyk wywołuje nawrót bólu.

      – Bzdury! – zawołała Paula zanadto emocjonalnie. – Przed minutą nawet nie pamiętałeś o swoim lumbago. Jesteś marnym blagierem, stryjku Nathanielu!

      Nathaniel nie miał nic przeciwko próbom psychicznego znęcania się nad nim – dobrze sobie z nimi radził – ale nienawidził, kiedy pomniejszano jego cierpienia związane z dręczącym go lumbago. Zapowiedział więc Pauli, że z pewnością nadejdzie dzień, kiedy pożałuje swoich słów.

      Maud, która wciąż robiła skarpetkę na drutach, wtrąciła całkiem rozsądnie, że powinien zażyć lek przeciwzapalny, jeśli ból jest naprawdę silny.

      – Jasne, że jest silny – warknął Nathaniel. – Ale nie myśl sobie, że z jego powodu zażyję jakieś chemiczne łajno, bo tego nie zrobię! Gdyby ktokolwiek z was był w stanie mnie zrozumieć… Podejrzewam jednak, że zbyt wiele od was wymagam! Jakbym nie cierpiał już wystarczająco we własnym domu z powodu nieopisanego chaosu, jaki robicie, to jeszcze muszę spokojnie siedzieć i wysłuchiwać sztuki, o której można powiedzieć tylko tyle, że każda СКАЧАТЬ