Krawędź wieczności. Ken Follett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 68

Название: Krawędź wieczności

Автор: Ken Follett

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Юмористическая проза

Серия:

isbn: 978-83-8215-260-9

isbn:

СКАЧАТЬ skinął głową.

      – Tak, z dachu. Pamiętam, ale…

      – Policjant przerwał linę.

      Spojrzał w dół.

      – Jestem w gipsie?

      Rebecca pragnęła, by odzyskał przytomność, ale zarazem bała się tej chwili.

      – Od pasa w dół.

      – Nie mogę poruszyć nogami, nie czuję ich. – Spojrzał na nią z przerażeniem. – Amputowano mi nogi?

      Rebecca wzięła głęboki oddech.

      – Nie. Połamałeś większość kości nóg, ale nie czujesz ich, bo masz częściowo przerwany rdzeń kręgowy.

      Przez długą chwilę Bernd milczał w zamyśleniu.

      – Czy to się zagoi?

      – Lekarze mówią, że nerwy mogą się zagoić, ale powoli.

      – A więc…

      – Być może kiedyś odzyskasz sprawność dolnej części ciała. Jednak szpital opuścisz na wózku inwalidzkim.

      – Powiedzieli, jak długo to potrwa?

      – Mówią… – Rebecca z trudem powstrzymywała się od płaczu. – Musisz przygotować się na ewentualność, że to może być na stałe.

      Odwrócił głowę.

      – Zostałem kaleką.

      – Ale jesteśmy wolni, jesteśmy w Berlinie Zachodnim. Wydostaliśmy się.

      – I trafiłem prosto na wózek.

      – Nie myśl o tym w ten sposób.

      – Co ja teraz, u diabła, mam robić?

      – Myślałam o tym. – Rebecca nadała głosowi zdecydowany i pewny ton, choć wcale nie czuła pewności. – Ożenisz się ze mną i wrócisz do pracy dydaktycznej.

      – To mało prawdopodobne.

      – Dzwoniłam już do Anselma Webera. Pamiętasz, jest teraz dyrektorem szkoły w Hamburgu. Ma pracę dla nas obojga, zaczniemy we wrześniu.

      – Nauczyciel na wózku?

      – A co za różnica? Nadal potrafisz wytłumaczyć fizykę tak, że zrozumie najbardziej tępe dziecko w klasie. Do tego nie trzeba nóg.

      – Po co ci wychodzić za kalekę?

      – Za kalekę nie, ale za ciebie tak – odparła. – I zrobię to.

      – Nie możesz wyjść za mężczyznę pozbawionego funkcji poniżej pasa – stwierdził gorzko Bernd.

      – Posłuchaj – odrzekła groźnie. – Jeszcze trzy miesiące temu nie wiedziałam, czym jest miłość. Dopiero cię znalazłam, więc nie zamierzam teraz utracić. Uciekliśmy, przeżyliśmy i będziemy żyć. Pobierzemy się, będziemy uczyli w szkole, będziemy się kochali.

      – Nie wiem…

      – Chcę od ciebie tylko jednego – mówiła Rebecca. – Nie wolno ci tracić nadziei. Wszystkim trudnościom będziemy stawiali czoło razem, spróbujemy razem rozwiązywać problemy. Poradzę sobie ze wszystkim, jeśli będę miała ciebie. Przyrzeknij mi, Berndzie Held, że nigdy się nie poddasz. Przenigdy.

      Nastąpiła długa pauza.

      – Przyrzeknij – powtórzyła.

      Uśmiechnął się.

      – Jesteś tygrysicą.

CZĘŚĆ III Wyspa 1962

      ROZDZIAŁ 14

      Dimka i Walentin kręcili się na diabelskim kole w parku Gorkiego z Niną i Anną.

      Kiedy Dimkę wezwano z obozu wypoczynkowego, Nina poznała jakiegoś inżyniera i spotykała się z nim przez kilka miesięcy, później jednak zerwali i znów była wolna. Tymczasem Walentin i Anna zostali parą. Walentin spędzał w mieszkaniu dziewcząt większość weekendów. Poza tym kilkakrotnie ujawnił Dimce coś istotnego: że uprawianie seksu z jedną kobietą, a potem z drugą, to pewien etap w życiu, przez który przechodzą młodzi mężczyźni.

      Ale mi się poszczęściło, pomyślał Dimka.

      W pierwszy ciepły weekend krótkiego moskiewskiego lata Walentin zaproponował podwójną randkę. Dimka zgodził się z zapałem. Nina, inteligentna i obdarzona silną wolą, stanowiła wyzwanie, co bardzo mu się podobało. Lecz przede wszystkim była seksowna. Często wspominał, z jaką namiętnością go pocałowała. Bardzo pragnął powtórki. Pamiętał także jej sutki naprężone w zimnej wodzie. Zastanawiał się, czy ona również wraca myślą do tamtego dnia nad jeziorem.

      Jego kłopot polegał na tym, że nie potrafił lekkomyślnie wykorzystywać dziewcząt, tak jak robił to Walentin, który gotów był powiedzieć dziewczynie wszystko, byle tylko zaciągnąć ją do łóżka. Dimka uważał, że nie wypada manipulować i pomiatać ludźmi. Był także zdania, że jeśli ktoś odmawia, należy się z tym pogodzić. Walentin zaś sądził, że „nie” zawsze oznacza „może jeszcze nie teraz”.

      Park Gorkiego był swoistą oazą na surowej pustyni komunizmu, miejscem, do którego moskwianie ciągnęli po prostu po to, by się zabawić. Wkładali najlepsze ubrania, kupowali lody i słodycze, flirtowali z nieznajomymi i całowali się w krzakach.

      Anna udawała, że boi się diabelskiego młyna, Walentin zaś podejmował tę grę: otaczał ją ramieniem i zapewniał, że nic jej nie grozi. Nina zachowywała się spokojnie i Dimka wolał to niż udawany lęk, ale dziewczyna tym samym nie dawała mu okazji do zbliżenia.

      Wyglądała ładnie w bawełnianej szmizjerce w pomarańczowo-zielone paski. Szczególnie kusząco prezentowała się z tyłu; Dimka dostrzegł to, kiedy wsiadali na karuzelę. Przed randką zdobył parę amerykańskich dżinsów i niebieską koszulę w kratę. W zamian za ciuchy dał komuś dwa bilety na widowisko baletowe, których nie chciał Chruszczow; w Teatrze Bolszoj wystawiano Romea i Julię.

      – Co porabiałeś od czasu, kiedy się ostatnio widzieliśmy? – zapytała Nina, gdy spacerowali po parku, popijając letni napój pomarańczowy kupiony w budce.

      – Pracowałem – odparł Dimka.

      – I nic poza tym?

      – Zazwyczaj przychodzę do biura godzinę przed Chruszczowem, pilnuję, żeby wszystko było gotowe: dokumenty, zagraniczne gazety, teczki, które być może będą mu potrzebne. On często pracuje do późnego wieczora, a ja rzadko wychodzę przed nim. – Dimka nie mógł ujawnić, jak ekscytujące jest w rzeczywistości to, czym się СКАЧАТЬ