Название: Zgromadzenie, Tom III Ulubienica
Автор: Joanna Jarczyk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-8219-063-2
isbn:
Nagle coś gruchnęło na parterze i oboje mimowolnie spojrzeli do góry. Na szczęście sufit piwnicy był jak dotąd w nienaruszonym stanie, przynajmniej jego główny strop.
– Gdzie jest stąd najbliższe wyjście? – zapytała Catherine. Czuła, że coraz ciężej jest jej utrzymywać wodne ścianki, a budynek powoli zaczynał się walić. Powinni uciekać.
– Normalnie na parterze, ale tu w piwnicy, jest dziura na zsyp. – Wskazał miejsce, gdzie palił się węgiel. – Widzisz tę brązową dyktę? Trzeba będzie ją wyważyć.
Skinęła głową, złapała za łuk obiema rękoma, a następnie wstała i zamachnęła się tak, by wodna kopuła rozprysła się w kierunku zsypu. Mieli chwilę, zanim ogień zatamuje im drogę.
***
Kiedy Balthazar zdematerializował się do Tenebris, Vivian udała się do drewnianej szopy. Stanęła przy starym brudnym oknie i obserwowała pożar budynku. Według rozkazu Pana miała czekać na powrót Stróża i Catherine, choć doskonale wiedziała, że oboje znajdowali się w piwnicy domu. Musiała więc wyczekiwać momentu, kiedy wydostaną się na zewnątrz, a następnie udadzą prawdopodobnie do tajnej siedziby Zgromadzenia. Wyśledzi ich, a później powiadomi Balthazara. Według rozkazu.
Wlepiała wzrok w płonący dom, a żar w jej żyłach tylko się podsycał. To właśnie wydarzenie z dzieciństwa zadecydowało o jej dalszym losie. Zadecydowało także o tym, że w trakcie obdarowywania otrzymała moc żywiołu ognia. Natura doskonale wychwyciła w jej duszy palący gniew i zamieniła go w prawdziwy ogień, którym zaczęła władać.
A jednak w tym momencie odezwała się w niej głęboko zakopana w duszy ludzka natura. Bo gdyby nie pożar domu, w którym mieszkała, byłaby teraz kimś zupełnie innym.
Wściekła sama na siebie, że o tym pomyślała, wyjęła z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnęła jednego i już chciała zapalić, gdy usłyszała trzask. Był specyficzny i na pewno nie został spowodowany rozpadającym się domem. Brzmiało to, jakby ktoś specjalnie próbował coś wyburzyć, by wydostać się na zewnątrz. Vivian schowała papierosy. Zapatrzyła się uważnie na otoczenie wokół budynku, była bowiem pewna, że za moment ujrzy właściciela domu i Catherine.
***
Damien wyskoczył przez dziurę na zsyp węgla i szybko odbiegł od płonącego budynku. Dołączył do Łowczyni, która lustrowała wzrokiem otoczenie, sprawdzając, czy mogli czuć się bezpiecznie. Wyglądało na to, że Balthazar i Vivian zniknęli. Gdyby było inaczej, Pan Łowców właśnie by ich obezwładniał.
Stróż skupiony był bardziej na swoim domu. Oceniał zniszczenia, jakby naiwnie wierząc, że jeszcze uda się coś z niego ocalić. Nawet nie zwracał uwagi na fakt, że stał boso na śniegu.
– Słyszę syreny – oznajmiła Catherine. – Powinniśmy stąd zniknąć.
– Pewnie sąsiedzi zauważyli ogień.
Damien przemienił swoją postać, a po kilku sekundach on również usłyszał wycie straży pożarnej. W niczym go to nie pocieszyło. Z domu i tak nie pozostanie nic innego, jak zwęglona ruina, nadająca się jedynie do rozbiórki.
– Chodź. – Wyciągnął do niej ręce, by mogła na nie wskoczyć.
– Dokąd chcesz lecieć?
– Do Louisa. Tylko on może nam pomóc.
Zawahała się przez moment. Ale nie dlatego, że chodziło o dowódcę Stróżów. Przyszły jej do głowy rozmaite myśli, na które właściwie nie było teraz czasu. Straż pożarna zbliżała się, więc Łowczyni postanowiła poruszyć temat później.
Złapała się Damiena, a następnie oboje wznieśli się w powietrze, by złożyć bardzo wczesną i dość nietypową wizytę Louisowi.
5
Dochodziła czwarta nad ranem. Bireno nadal było pogrążone w głębokim śnie, więc Damien bez żadnych obaw wylądował na ulicy przed domem przyjaciela. Budynek tonął w mroku, a jego lokatorzy, niczego nieświadomi, spali w swoich łóżkach.
Stróż czym prędzej podbiegł pod okno pokoju Louisa, które znajdowało się z lewej strony ogródka i dopiero tam postawił Catherine na ziemię.
Oboje trzęśli się z zimna. Byli bez butów, ubrani jedynie w piżamy, a temperatura na dworze wynosiła kilka kresek poniżej zera.
– Zapukam w okno – powiedział, szczękając zębami, a następnie uniósł się na wysokość około dwóch metrów.
Łowczyni objęła się dłońmi i stanęła na palcach, by jak najmniejsza powierzchnia stóp dotykała lodowatego podłoża. Obejrzała się wokoło. Znów miała dziwne wrażenie, jakby ktoś ich obserwował. Tym razem nie było takie silne, ale i tak powodowało u niej niepokój.
Spojrzała na Damiena, który zaczął coś gestykulować. Louis musiał się w końcu obudzić i zerknąć w stronę okna. Tak jak się spodziewała, chwilę potem otworzył je.
– Stary, co ty odwalasz?!
– Najpierw nas wpuść, bo zamarzniemy.
– Jacy my? Catherine?!
Kobieta wywróciła oczami, po czym bąknęła:
– Odsuńcie się obaj.
Następnie podeszła pod okno i zastukała magicznym łukiem w ziemię. Pod murem zmaterializowała się drabina. Złapała się szczebla, sprawdzając, czy drabina nie była jedynie tworem z jej głowy, ale na szczęście spokojnie można było po niej wejść. Ruszyła więc do środka domu, a Damien zmienił swą postać i zrobił dokładnie to samo. Potem drabina zniknęła, więc Louis zamknął z powrotem okno. Obrócił się ku nim, zmarszczył nos i rzekł:
– To wy tak śmierdzicie?
– Zdarzył się wypadek – odparł Rimet, a przyjaciel włączył lampkę nocną, która dawała wystarczająco sporo światła do nocnych pogaduszek ze znajomymi. O ile mógł to tak określić.
– Musimy być cicho, bo jak babcia was zobaczy…
– Na początek daj nam jakieś ciuchy na przebranie – zakomunikowała Catherine. Razem z Damienem byli przemoknięci i rzeczywiście unosił się od nich smród dymu.
– Dobry pomysł. – Rimet bez ogródek ruszył w stronę szafy. Louis natomiast rozłożył ręce i zapytał:
– Ktoś mi wyjaśni, co wy robicie?
– W skrócie to odwiedził nas Balthazar z jakąś Łowczynią, która później spaliła mój dom.
– Że co?!
– Też jestem w szoku. – Damien wyjął dwie koszulki i jedną z nich rzucił Catherine. Obrócił się ku przyjacielowi i spoważniał. – Nie mam już domu ani właściwie niczego. I tylko mogę modlić się o cud, że Kulce udało się jakoś uciec.
СКАЧАТЬ