Название: Zgromadzenie, Tom III Ulubienica
Автор: Joanna Jarczyk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-8219-063-2
isbn:
Wstał z krzesła, ale nie zbliżył się więcej. Kobieta odwróciła się ku niemu przerażona pytaniem, które przyszło jej na myśl i które nagle wypowiedziała:
– Jak to jest kochać?
Zaskoczyła go. Catherine pytała o miłość, jakby znała jego myśli sprzed trzech godzin. Zrobił ku niej krok, po czym złapał za dłoń.
– Kochać to martwić się o kogoś bardziej niż o siebie. – Dotknął delikatnie miejsca, gdzie przed miesiącami została postrzelona. – To opiekować się, pomagać, robić wszystko dla drugiej osoby. – Przesunął dłonią wzdłuż jej talii i zbliżył się jeszcze bardziej. – To pragnienie, aby była szczęśliwa.
Kobieta spojrzała w jego oczy i niemal szeptem zapytała:
– Kochasz mnie?
– Już od dawna cię kocham, Catherine.
Damien przybliżył swoją twarz i złożył pocałunek na jej ustach, a potem jeszcze jeden i jeszcze. Bardzo powoli, delikatnie, bez pośpiechu. W tym zjednoczeniu dwóch ciał, zupełnie przeciwnych natur nie przejmowali się niczym. To, co ich otaczało, straciło dla nich znaczenie. Chociaż nawet gdyby byli czujni, nie przypuszczaliby, że właśnie ktoś ich podgląda.
2
Dym papierosowy unosił się nad Vivian jako jej wierny kompan, zjawa, która nie odstępowała jej ani na krok. Siedziała na dachu swojego budynku, chociaż myślami wędrowała daleko poza granice własnej świadomości. Gdzieś tam, w odległych czeluściach wspomnień, ujrzała swoją ludzką twarz, której jedyną skazą był maleńki wyprysk, typowy dla nastoletniego wieku.
Miała wtedy szesnaście lat. Kapryśna Tina, zwana przez miejscowych włóczykijem. Naśmiewali się z niej, że nie potrafi osiąść w jednym miejscu, choć sami byli bezdomnymi przybłędami. Tylko w przeciwieństwie do nich Tinę Morin szukało całe Bireno. Ich nie szukał już nikt.
Zaszyta w opuszczonym domku przy lesie próbowała rozpalić ognisko. Wieczór niósł ze sobą chłodne powietrze, a noc zapowiadała się wyjątkowo zimno. Gałązki, które podpalała, za nic w świecie nie chciały płonąć. Było zbyt wilgotno. Najpierw klęła pod nosem, później w akcie desperacji błagała ogień, by się rozjuszył. Nie mogła się spodziewać, że za moment tak się stanie.
Nagle coś błysnęło, jakby niespodziewany piorun uderzył tuż przed nią, a sekundę później jej wymarzone ognisko buchnęło potężnym ogniem. Odskoczyła w tył z przerażenia, a później go zobaczyła. Stał w rogu pokoju, zakryty od stóp do głów, bez twarzy. Przyszedł po nią, niczym sama śmierć. „Łowcy cię potrzebują” – tylko tyle powiedział. Balthazar nie musiał nic więcej dodawać.
Vivian zaciągnęła się papierosem tak mocno, aż poczuła mrowienie na języku. Pozwoliła, by dym dobrze wypełnił jej płuca, a następnie powoli go wydmuchała. Noc była bezwietrzna i mroźna, ale Łowczyni nie było ani trochę zimno. Wnętrze rozpalało ją żywiołem ognia. A wszystko przez wspomnienia, które torpedowały jej głowę.
Znów była dziewięcioletnią dziewczynką, która goniła swoją małą siostrzyczkę po całym domu. Niewiele pamiętała z tamtego okresu, a jednak to wspomnienie wyjątkowo utkwiło jej w umyśle. I jeszcze jedno. Kiedy przy pięknie ozdobionej choince wiązała siostrze czerwone wstążki we włosach. Nagle usłyszała kroki. Były jeszcze daleko, ale wyraźnie kierowały się w jej stronę. Nasłuchiwała z uwagą, jednocześnie wpatrując się w czarne niebo i co rusz zaciągając się papierosem. Po odgłosach była w stanie określić, jakiej płci jest zbliżający się osobnik, a także jaką trasę pokonuje. W tym przypadku wyczuła kobietę, która po przebyciu kilkudziesięciu metrów ulicą skręciła w bok i po zrujnowanym fragmencie ściany zaczęła się wspinać na dach domu. Dopiero gdy stanęła przy Vivian, burknęła:
– Widać cię z daleka.
– Nie ukrywam się przed nikim. – Wydmuchała spokojnie dym, po czym z wolna spojrzała na nieproszonego gościa. Była to Rivia, władająca żywiołem ziemi. – Czego chcesz?
– Ogarnęliśmy lokal. Może wpadniesz?
– Jestem zajęta.
Rivia pokręciła głową i założyła ręce na piersiach. Nie zrażała się ani odmową Łowczyni, ani ciszą, jaka zrodziła się pomiędzy nimi. Próbowała w ten sposób wymusić na Vivian jakąkolwiek reakcję, jednak ona w dalszym ciągu gapiła się w przestrzeń.
– Słuchaj – zaczęła Rivia – wszyscy chcą z tobą porozmawiać.
– O czym niby?
– Sama wiesz. Ty ją znałaś najlepiej.
W Vivian momentalnie uruchomił się zapalnik. Poczuła, jak jej żyły wypełniają się ogniem, a serce pompuje rozżarzony żywioł. Zacisnęła pięść, którą wcześniej swobodnie się podpierała i wymówiła niskim tonem głosu:
– Wynoś się.
– Widać, że cię to tknęło.
Pięść Łowczyni zaczęła płonąć niczym pochodnia, resztkę papierosa odrzuciła gwałtownie.
– Zaraz ciebie tknie moja ręka.
– Swoich się nie tyka – powiedziała wymownie Rivia, ale dla własnego bezpieczeństwa odwróciła się i zaczęła zeskakiwać po rozwalonym murze.
Chwilę później szła w stronę centrum Tenebris, a Vivian znów została sama.
Łowczyni wpatrywała się w swoją rozpaloną ogniem rękę. Wspomnienie Catherine jedynie pomnażało jej gniew. Nie potrafiła go okiełznać, nie mogła się uspokoić, kiedy bliska jej współsiostra została perfidną zdrajczynią. Wybrała Stróżów. Wybrała Zgromadzenie! W dodatku oszukała Balthazara, a więc ich wszystkich. Zdradziła Łowców. To przez nią zginęli jej współbracia i współsiostry, przez nią zginął Thomas.
Wstała gwałtownie i spojrzała na zniszczone Tenebris. Ten widok przypomniał jej daleko zakopane w pamięci wspomnienie, które dawno temu zrujnowało jej życie. Uniosła płonącą dłoń, a następnie ze wszystkich sił wyrzuciła kulę ognia daleko przed siebie.
3
Powrót do rzeczywistości był ciężkim zderzeniem z faktycznym stanem królestwa. Tenebris wyglądało po prostu źle. Zniszczenia przypominały atak bombowy. Nic dziwnego. Kulminacja łowczych mocy w jednym obszarze mogła spowodować wybuchową mieszankę. Przypuszczalnie także Stróże zrzucili co nieco podczas ataku.
Balthazar stał przy kamiennej fontannie, która została przełamana na pół. Patrzył na wszystkie zniszczenia z gniewem. To było jego miasto, jego własność, dzieło jego życia. A teraz zrujnowane zostało przez skrzydlate twory braciszka.
Łowca sięgnął po swój łuk i obrócił się do kamiennej fontanny. Moc popłynęła z jego wnętrza, a ziemia zadrżała. Drobinki czarnego piasku zaczęły unosić się w powietrze СКАЧАТЬ