Schwytać szczęście. Dorota Milli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Schwytać szczęście - Dorota Milli страница 14

Название: Schwytać szczęście

Автор: Dorota Milli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-330-6

isbn:

СКАЧАТЬ w grudniu i jest starszy ode mnie o trzy lata – wyliczała, czując, jak żałośnie to brzmi z każdym słowem. Wnikliwy wzrok policjanta też nie pomagał.

      – Może zdjęcie? Na pewno robiliście sobie dużo fotek, to bardzo modne.

      – Tak, zdjęcie! Robiliśmy nie raz i to ja zazwyczaj nalegałam. Już szukam. – Przeglądała telefon, mając pewność, że niczego nie wykasowała. Pamiętała ich pozowanie przy fontannie i w marinie przy zachwycającym jachcie, który w niej przycumował. Było jeszcze sporo na spacerach brzegiem morza. – To dziwne, ale nie mogę znaleźć.

      – Przegrała pani na komputer? Może w chmurze?

      – Nie, nie miałam tylu zdjęć.

      – Wspomniała pani, że miał dostęp do pani telefonu – zasugerował delikatnie policjant.

      – Proszę nawet tak nie myśleć – zaprzeczała Hana, ponownie przeszukując galerię zdjęć.

      – To fakty, pani…?

      – Swat, Hana Swat. Ale to by znaczyło, że to zaplanował i był przestępcą.

      – My określamy ich oszustami matrymonialnym. Z pani słów wynika, że na takiego pani trafiła i jeszcze z nim mieszkała.

      – To okropność. Musicie go zatrzymać.

      – Nie ma adresu, zdjęcia, może być… trudno.

      – Grzegorz Piotrowski to on. Tego jestem pewna.

      – Tak się przedstawił, ale czy tak naprawdę się nazywał? Posługiwał się kartami, płacił telefonem? – pytał dalej, gdy dziewczyna zbladła.

      – Nie, tylko gotówką. – Zdenerwowała się, czując, jak coś jej ucieka i nie może tego pochwycić. – Proszę powiedzieć, że go zatrzymacie! – rzuciła w gniewie.

      – Proszę się uspokoić. To dość dziwne, że niczego wcześniej się pani nie domyśliła. Pomijając już trudną i niedorzeczną sytuację, w jakiej się pani znalazła, to nawet pani strój nie sugeruje, że jest pani racjonalną osobą. Powinienem spytać o używki.

      – Nie używam i proszę nie robić ze mnie wariatki. – Hana nie mogła uwierzyć, jak wszystko obróciło się przeciwko niej.

      – Nic takiego nie sugeruję.

      Hana nie uwierzyła.

      – Pracowałam przez cały czas, od rana do wieczora – zapewniła z uporem.

      – Nic wytchnienia, żadnych wypadów za miasto? Romantycznych weekendów? Spotkań ze znajomymi?

      – Miałam ważny projekt do wykonania. Grzesiek był domatorem, nie lubił wychodzić.

      – Gdzie pracował? Odwiedziła go pani w pracy?

      – Mówił, że był maklerem giełdowym.

      – Mówił też, że nazywał się Grzegorz Piotrowski. Był nim?

      – Proszę mi nie dokładać, już dość mam dzisiaj wstydu.

      – Ale to nie jest primaaprilisowy żart? Pierwszy kwietnia, więc wolę dopytać.

      – To najgorszy dzień w moim życiu! Nie mam pieniędzy, grozi mi eksmisja i straciłam pracę, teraz zatrudniłam się jako asystentka.

      – Czyja?

      – Nie wiem.

      – Rozumem, że na co dzień też tak pani działa. Żyje po omacku. Ten cały… różowy strój też jest dziwny.

      – Nie cały, sweter jest lawendowy – odcięła się Hana, ale tym sobie nie pomogła. – A pan policjant taki nieogolony, nie powinien trochę schludniej wyglądać?

      – Dużo się dzieje. Ludzie oszukują, kradną i trzeba ich szukać. W dodatku nie mamy żadnych danych.

      – Myślałam, że tu znajdę pomoc.

      – Pracujemy nad tym – powiedział policjant z uśmiechem, podnosząc ręce jak w obronie.

      – Mówił, że studiował w Gdańsku na ekonomii.

      – Myślę, że jakby powiedział, że był pilotem, też by pani uwierzyła.

      – Dlaczego miałbym nie wierzyć? Pracowałam i byłam bardzo zajęta.

      – Wspomniała pani coś o tym, że nie ma pracy. Zwolnili za takie poświęcenie?

      – Odeszłam, bo nie dostałam awansu.

      – Na pewno sama pani odeszła?

      – Nie jestem wariatką – rzuciła groźnie.

      – Oczywiście. Czy jest coś, co może faktycznie nam pomóc?

      – Przelewał pieniądze na Jolantę Szymańską. Mam jej numer konta.

      – Przydałby się adres. – Widząc, jak dziewczyna kręci głową, dodał: – Wniosek o uchylenie tajemnicy bankowej. Nie wiem tylko, czy mamy solidne podstawy.

      – Nie wierzy mi pan? Może i jestem naiwna, ale nie kłamię.

      – Więcej szczegółów znacznie by nam pomogło. Trzeba wyjąć głowę z chmur, pani Swat.

      – Tylko tyle, mądre rady, może jeszcze cytatami pan policjant sypnie?

      – Ja pani nie okradłem.

      – Znajdziecie go? Czy w ogóle jest szansa?

      – Przy tej ilości informacji?

      – Proszę tak na mnie nie patrzeć. Z politowaniem – podkreśliła, zanim zaprzeczył.

      – Pomógłbym, to znaczy, pomogę, od tego jestem, ale muszę mieć więcej danych.

      – Numer buta, rozmiar majtek? Niestety pozbyłam się jego rzeczy, wyrzucając je na śmietnik.

      – Może je pani odszukać?

      – To by pomogło?

      – Nie. Prima aprilis.

      – Właśnie tego dziś potrzebowałam, prawdziwego żartu.

      ***

      Cisza w mieszkaniu otuliła ją jak ciepły koc, a ciemność przyniosła Hanie spokój. Siedziała na kanapie, wpatrując się w Tancerza i jego kształt oświetlony małą lampką. Musiała odpocząć po ciężkim dniu.

      Zjadła na mieście, ale apetyt jej nie dopisywał. Mijała ulice i dobrze znane miejsca, które kiedyś zlewały się w całość, teraz wyróżniała każdy szczegół. Przez kilka lat miała szansę poznać Gdynię, miasto morza i marzeń, zwłaszcza jej atrakcyjne miejsca. Później przestała dostrzegać cokolwiek, tylko zatraciła się w pracy. СКАЧАТЬ