Название: Schwytać szczęście
Автор: Dorota Milli
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8195-330-6
isbn:
– Może zdjęcie? Na pewno robiliście sobie dużo fotek, to bardzo modne.
– Tak, zdjęcie! Robiliśmy nie raz i to ja zazwyczaj nalegałam. Już szukam. – Przeglądała telefon, mając pewność, że niczego nie wykasowała. Pamiętała ich pozowanie przy fontannie i w marinie przy zachwycającym jachcie, który w niej przycumował. Było jeszcze sporo na spacerach brzegiem morza. – To dziwne, ale nie mogę znaleźć.
– Przegrała pani na komputer? Może w chmurze?
– Nie, nie miałam tylu zdjęć.
– Wspomniała pani, że miał dostęp do pani telefonu – zasugerował delikatnie policjant.
– Proszę nawet tak nie myśleć – zaprzeczała Hana, ponownie przeszukując galerię zdjęć.
– To fakty, pani…?
– Swat, Hana Swat. Ale to by znaczyło, że to zaplanował i był przestępcą.
– My określamy ich oszustami matrymonialnym. Z pani słów wynika, że na takiego pani trafiła i jeszcze z nim mieszkała.
– To okropność. Musicie go zatrzymać.
– Nie ma adresu, zdjęcia, może być… trudno.
– Grzegorz Piotrowski to on. Tego jestem pewna.
– Tak się przedstawił, ale czy tak naprawdę się nazywał? Posługiwał się kartami, płacił telefonem? – pytał dalej, gdy dziewczyna zbladła.
– Nie, tylko gotówką. – Zdenerwowała się, czując, jak coś jej ucieka i nie może tego pochwycić. – Proszę powiedzieć, że go zatrzymacie! – rzuciła w gniewie.
– Proszę się uspokoić. To dość dziwne, że niczego wcześniej się pani nie domyśliła. Pomijając już trudną i niedorzeczną sytuację, w jakiej się pani znalazła, to nawet pani strój nie sugeruje, że jest pani racjonalną osobą. Powinienem spytać o używki.
– Nie używam i proszę nie robić ze mnie wariatki. – Hana nie mogła uwierzyć, jak wszystko obróciło się przeciwko niej.
– Nic takiego nie sugeruję.
Hana nie uwierzyła.
– Pracowałam przez cały czas, od rana do wieczora – zapewniła z uporem.
– Nic wytchnienia, żadnych wypadów za miasto? Romantycznych weekendów? Spotkań ze znajomymi?
– Miałam ważny projekt do wykonania. Grzesiek był domatorem, nie lubił wychodzić.
– Gdzie pracował? Odwiedziła go pani w pracy?
– Mówił, że był maklerem giełdowym.
– Mówił też, że nazywał się Grzegorz Piotrowski. Był nim?
– Proszę mi nie dokładać, już dość mam dzisiaj wstydu.
– Ale to nie jest primaaprilisowy żart? Pierwszy kwietnia, więc wolę dopytać.
– To najgorszy dzień w moim życiu! Nie mam pieniędzy, grozi mi eksmisja i straciłam pracę, teraz zatrudniłam się jako asystentka.
– Czyja?
– Nie wiem.
– Rozumem, że na co dzień też tak pani działa. Żyje po omacku. Ten cały… różowy strój też jest dziwny.
– Nie cały, sweter jest lawendowy – odcięła się Hana, ale tym sobie nie pomogła. – A pan policjant taki nieogolony, nie powinien trochę schludniej wyglądać?
– Dużo się dzieje. Ludzie oszukują, kradną i trzeba ich szukać. W dodatku nie mamy żadnych danych.
– Myślałam, że tu znajdę pomoc.
– Pracujemy nad tym – powiedział policjant z uśmiechem, podnosząc ręce jak w obronie.
– Mówił, że studiował w Gdańsku na ekonomii.
– Myślę, że jakby powiedział, że był pilotem, też by pani uwierzyła.
– Dlaczego miałbym nie wierzyć? Pracowałam i byłam bardzo zajęta.
– Wspomniała pani coś o tym, że nie ma pracy. Zwolnili za takie poświęcenie?
– Odeszłam, bo nie dostałam awansu.
– Na pewno sama pani odeszła?
– Nie jestem wariatką – rzuciła groźnie.
– Oczywiście. Czy jest coś, co może faktycznie nam pomóc?
– Przelewał pieniądze na Jolantę Szymańską. Mam jej numer konta.
– Przydałby się adres. – Widząc, jak dziewczyna kręci głową, dodał: – Wniosek o uchylenie tajemnicy bankowej. Nie wiem tylko, czy mamy solidne podstawy.
– Nie wierzy mi pan? Może i jestem naiwna, ale nie kłamię.
– Więcej szczegółów znacznie by nam pomogło. Trzeba wyjąć głowę z chmur, pani Swat.
– Tylko tyle, mądre rady, może jeszcze cytatami pan policjant sypnie?
– Ja pani nie okradłem.
– Znajdziecie go? Czy w ogóle jest szansa?
– Przy tej ilości informacji?
– Proszę tak na mnie nie patrzeć. Z politowaniem – podkreśliła, zanim zaprzeczył.
– Pomógłbym, to znaczy, pomogę, od tego jestem, ale muszę mieć więcej danych.
– Numer buta, rozmiar majtek? Niestety pozbyłam się jego rzeczy, wyrzucając je na śmietnik.
– Może je pani odszukać?
– To by pomogło?
– Nie. Prima aprilis.
– Właśnie tego dziś potrzebowałam, prawdziwego żartu.
***
Cisza w mieszkaniu otuliła ją jak ciepły koc, a ciemność przyniosła Hanie spokój. Siedziała na kanapie, wpatrując się w Tancerza i jego kształt oświetlony małą lampką. Musiała odpocząć po ciężkim dniu.
Zjadła na mieście, ale apetyt jej nie dopisywał. Mijała ulice i dobrze znane miejsca, które kiedyś zlewały się w całość, teraz wyróżniała każdy szczegół. Przez kilka lat miała szansę poznać Gdynię, miasto morza i marzeń, zwłaszcza jej atrakcyjne miejsca. Później przestała dostrzegać cokolwiek, tylko zatraciła się w pracy. СКАЧАТЬ