Otwarte drzwi. Marta Maciaszek
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Otwarte drzwi - Marta Maciaszek страница 3

Название: Otwarte drzwi

Автор: Marta Maciaszek

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8147-802-1

isbn:

СКАЧАТЬ że nie potrafię sobie przypomnieć, czy odwzajemniłem mu uśmiech lub machnąłem ręką. Od tego czasu za każdym razem, gdy wychodził z ogródka, odwracał się i pozdrawiał. Oczywiście z wyjątkiem tych dni, kiedy zasypiałem na terminowy odbiór gazety.

      Siedziałem wtedy na kanapie i wbijałem wzrok w pustą ścianę. Za oknem było zupełnie ciemno. Światła w całym domu były zgaszone. Chciałem w tym mroku zobaczyć Emilie. Miałem nadzieję, że choć na kilka minut moja samotność zostanie zakłócona. Po dłuższej chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Serce zabiło mi mocniej, bo od dawna taki dźwięk nie dostał się do moich uszu. Wstałem powoli i podszedłem do okna w kuchni, aby zobaczyć, kto stoi po drugiej stronie drzwi. Jednak przez zamknięte okiennice nie mogłem dostrzec postaci. Powolnym krokiem ruszyłem do przedpokoju i przekręciłem klucz w zamku.

      – Cześć. – Usłyszałem powitanie po angielsku.

      Nie zastanawiając się, kto to powiedział, otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się chłopak, który codziennie rano przynosi gazety.

      – Masz ochotę na piwo? – zapytał pewnym tonem, podnosząc do góry karton z kilkoma butelkami.

      – Yyy? – Z zaskoczenia nie byłem w stanie wydusić z siebie nic więcej.

      – Polak? – Chłopak zadał kolejne pytanie.

      – Polak – odpowiedziałem bardzo powoli.

      Wtedy on wyciągnął rękę i przedstawił się:

      – Michał. Michał Wargocki.

      Naśladując jego wypowiedź, odpowiedziałem:

      – Marceli. Marceli Kłosiński. – Uśmiechnąłem się w myślach, zamykając wykrzywione usta po skończeniu głoski „i”.

      Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał Michał.

      – To co, po piwku?

      – Chętnie – powiedziałem i otworzyłem szerzej drzwi, zapraszając go do środka.

      Chłopak, stawiając na podłodze piwo, zaczął zdejmować buty, a ja widząc to, klepnąłem go w plecy i powiedziałem:

      – Ja sam tu sprzątam. Nie zdejmuj butów, bo sobie skarpety pobrudzisz.

      Michał podniósł głowę i zerkając w głąb domu, zaśmiał się.

      – Jak wolisz – powiedział, a rzucając okiem na mieszkanie, po chwili zapytał: – Sam tu mieszkasz?

      Uśmiechnąłem się pod nosem, będąc pod wrażeniem bystrości jego umysłu, bo nie każdy po stwierdzeniu, że ktoś w domu sprząta, wydedukuje, że w tym domu również mieszka sam.

      – Sam – odpowiedziałem i ręką zaprosiłem go do salonu.

      Zanim wszedł, zapaliłem światło. Chłopak usiadł na kanapie i wyciągnął z kartonu dwie butelki. Otwierał jedną o drugą, a potem podał mi piwo. Ponownie przejechał wzrokiem po miejscu, w którym był.

      – Ładne mieszkanko.

      – Po moich rodzicach. – Być może uprzedziłem jego pytanie.

      – Aha – wydukał Michał.

      Miałem wrażenie, że chce zapytać, dlaczego rodzice zostawili mi mieszkanie w czasach, kiedy sytuacja Polaków w Londynie jest finansowo dramatyczna, ale zmienił zręcznie temat.

      – Wiesz, tak właściwie to nie wiem, dlaczego zapukałem do twoich drzwi. Nie znamy się, ale jakoś tak… – Błądził w myślach w poszukiwaniu jakiegoś sensownego wytłumaczenia.

      – Przeeestań – przeciągnąłem głoskę „e”. – Jak by to powiedział mój ojciec, Polak do Polaka ciągnie.

      – No właśnie. Ja wiedziałem, że jesteś Polakiem. Nie znam tu wielu Polaków, ale czasem spotkam kogoś w pracy. No wiesz.

      – No, no, wiem – odpowiedziałem, biorąc kolejny łyk piwa.

      Było zimne i mocne. Każdy jego bąbelek przyjemnie łaskotał swoją mocą najpierw podniebienie, a później przełyk. Lekka goryczka swoim chłodem rozluźniała mnie w towarzystwie nieznajomego Michała. Nie piłem piwa zbyt wiele razy, ale zawsze mi smakowało i czułem radość zanurzania w nim swoich ust. Nie mogłem powiedzieć tego o mocniejszych trunkach, a w szczególności o wódce. Lubiłem wino i nalewki, ale były ciężkie i nie dawały takiej świeżości, co zimne, mocno gazowane piwo.

      – A co tu robisz? – zapytał Michał.

      – Mieszkam – odpowiedziałem i zaśmiałem się, wiedząc, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

      – No ale robisz gdzieś?

      – No właśnie się rozglądam – skłamałem, bo mimo że bardzo potrzebowałem pracy, nie podjąłem żadnego kroku, aby ją znaleźć. Być może wśród kolorowych reklam w gazecie od Michała były jakieś oferty pracy, ale ponieważ nigdy ich nie czytałem, to tego nie wiedziałem.

      – Nie kituj. Starzy ci dom zostawili, to chyba i kasę też, co?

      Trochę mnie zdenerwowało jego pytanie, ale nie dając tego po sobie poznać, uprzejmie odpowiedziałem:

      – Patrz, jacy są, nie zostawili.

      – Ty, słuchaj. – Mój piwny towarzysz podniósł się z kanapy i dodał: – Te gazety to nie ciężka praca. Wstajesz tylko rano i oblatujesz kilka ulic, wkładając je do skrzynek. Lepsze to niż nic. Mało płacą, ale jak ty jesteś sam, to też ci pewnie wiele nie trzeba. I potem masz cały dzień wolny, co?

      Mówiąc to, położył szczególny nacisk na słowa „dzień wolny”, nie mając pojęcia, że dla mnie to stwierdzenie oznacza spędzanie czasu samemu bez pomysłu na kolejną godzinę albo nawet minutę. Dla Michała dzień wolny musiał znaczyć coś zupełnie innego. I zacząłem się zastanawiać, czy tak naprawdę mu tego zazdroszczę, ale on przerwał, kończąc swoją wypowiedź:

      – Ja tam od niedawna robię. Wiem, że potrzebują ludzi. Żaden Angol za takie pieniądze nie pójdzie. Jak chcesz, to skoczymy tam jutro i pogadasz z szefem, normalny facet, co?

      – Co: co?

      – No czy chcesz?

      – Chcę – odpowiedziałem automatycznie, bardziej z grzeczności niż przekonania, że chcę pracować jako roznosiciel gazet.

      – To ekstra. Ja kończę gdzieś o dziesiątej trzydzieści, to bym wpadł po ciebie. Biuro mieści się kilka ulic stąd.

      – Chcę – powtórzyłem wolno, będąc myślami wciąż kilka zdań rozmówcy wcześniej.

      – Marceli. – Zorientowawszy się, Michał starał się przywołać mnie do logicznego myślenia.

      – Tak, tak, dziesiąta trzydzieści.

      – No to zdrowie.

      – Zdrowie.

СКАЧАТЬ