– Nie, chyba nie o to chodzi. Czasami po prostu lepiej trzymać się wyobrażenia, jakie mamy na temat innych – wyjaśniam. – Tak jest bezpieczniej. Czyż nie mówią, że ignorancja to błogosławieństwo?
To prawda. Zanim dowiedziałam się o Nicole, przynajmniej czułam, że jakoś panuję nad sytuacją. Teraz mam wrażenie, że w każdej chwili mogę stracić grunt pod nogami.
– Co to ma znaczyć?
– Nic. – A jednocześnie wszystko. Bo gdyby naprawdę mnie znał, nie chciałby, żebym leżała w jego łóżku. Dobrze o tym wiem. – Chodzi o to, że pewnie podoba ci się wyobrażenie, jakie masz na mój temat, a nie ja sama.
– Ale przecież wyobrażenie to wszystko, co mamy, dopóki lepiej nie poznamy tej drugiej osoby. Tyle że ty nie chcesz pozwolić, żebym cię poznał. I mam wrażenie, że nie jesteś zainteresowana poznaniem mnie. – Nie dąsa się, gdy to mówi. Stwierdza fakt. – Mam wrażenie, że nie jesteś… zaangażowana w nasz związek.
Nie odzywam się. Co mogłabym mu powiedzieć, żeby nie skłamać? Jamie zasługuje na znacznie więcej, nawet jeśli ja nie zasługuję.
– Przepraszam, Jamie. – Czuję się bezbronna. Obnażona.
Dlaczego on nie może zostawić tego w spokoju? Zaczynam się dusić.
– Za co przepraszasz? Za to, że nie lubisz mnie wystarczająco?
W pewnym sensie bardzo się myli. Nigdy się nie dowie, ile wysiłku wymagało ode mnie podzielenie się z nim nawet tak małą częścią mnie.
– Jamie, jest późno i jestem zmęczona. Proszę, czy możemy o tym porozmawiać innym razem? Proszę.
– Jasne, w porządku. Innym razem.
Przekręca się na bok i ogarnia nas cisza. Zamykam oczy, wiedząc, że tej nocy nie zasnę.
Ale kilka minut, a może tylko sekund później Jamie znowu się odzywa:
– Musisz polubić mnie wystarczająco albo zostawić w spokoju, Farrah.
Gdy go tak obserwuję, uderza mnie myśl, z jaką łatwością czułość Jamiego mogłaby się przerodzić w nienawiść. Ewidentnie nie daję mu tego, czego potrzebuje, więc ile czasu minie, nim przełącznik pstryknie w jego głowie?
6
Wcześniej
– Jesteśmy na miejscu – mówi Aiden, ściskając moją dłoń. Na dworze panuje wyjątkowe zimno, nawet jak na styczeń, i ciaśniej owijam się szalikiem, chociaż za kilka sekund wejdziemy do środka. – Jestem podekscytowany. A ty? Mam wrażenie, że właśnie to jest nam pisane.
Kiwam głową i wyruszamy w nieznane.
Wnętrze budynku okazuje się zaskakująco czyste i nowoczesne. Podchodzimy do recepcji.
– Farrah i Aiden Conway – zwracam się do kobiety za biurkiem. – Mamy spotkanie w sprawie adopcji o dwunastej piętnaście. Wiem, że jesteśmy trochę wcześnie…
Kobieta uśmiecha się, nie patrząc na nas, i wklepuje coś do komputera.
– Tak, proszę podpisać tutaj i poczekać tam. Ktoś zaraz po państwa przyjdzie.
Aiden podpisuje formularz i ruszamy do pustej poczekalni, gdzie zauważam automat z kawą.
– Chcesz coś? – pytam, stając przed maszyną i od razu decydując, że potrzebuję gorącej czekolady.
– Mają cappuccino? – pyta Aiden. – Czuję, że ta okazja zasługuje na coś lepszego niż zwykła kawa.
Śmieję się, pomimo bolesnej drogi, która nas tu przywiodła, i czuję ciepło rozlewające się w moim ciele na myśl o tym, że z naszego cierpienia w końcu wyjdzie coś dobrego. A Aiden jest taki szczęśliwy. Dawno już nie widziałam, by tak się czymś ekscytował.
– Dzień dobry! Farrah i Aiden, zgadza się? – Kobieta pojawia się znikąd i wyciąga do mnie rękę tak nieoczekiwanie, że niemal upuszczam cappuccino Aidena.
Ma na sobie spodnium, a kręcone czarne włosy związała w boczny kucyk.
– Tak, dzień dobry. – Ściskam jej dłoń.
– Przepraszamy, że jesteśmy za wcześnie – mówi Aiden.
– Nie, proszę, nie macie za co przepraszać. Właściwie to miła odmiana. Nazywam się Casey. Omówię dziś z wami proces adopcyjny i miejmy nadzieję, pomogę wam podjąć decyzję, czy chcecie go rozpocząć. I proszę, po prostu się zrelaksujcie. To bardzo nieformalne spotkanie, nikt nie będzie was osądzał. Chodzi o to, żeby potencjalni rodzice uzyskali wszystkie potrzebne informacje i mogli podjąć kolejne kroki. Albo i nie, bo to też się czasami zdarza.
– Och, nie w naszym przypadku – wtrąca Aiden. – My już zadecydowaliśmy. Sam jestem adoptowany, więc dla nas to oczywista sprawa. – Uśmiecha się, zupełnie odprężony.
Casey odwzajemnia jego uśmiech.
– Dobrze to słyszeć, ale i tak musimy wszystko przedyskutować. W porządku, jeśli zechcecie pójść ze mną, zarezerwowałam dla nas salkę spotkań, chociaż jest dzisiaj tak mały ruch, że pewnie nie musiałam tego robić.
Idziemy za Casey długim korytarzem, a ja zaglądam do wszystkich mijanych pomieszczeń przez małe okienka w drzwiach, widząc tylko ułamek tego, co się za nimi znajduje. Zastanawiam się, jakie rozmowy odbywały się w tych murach. Cały budynek otacza aura prywatności i poufności.
Aiden ściska moją dłoń tak mocno, że palce zaczynają mi drętwieć. Denerwuje się. Chce tego tak bardzo, ale martwi się, że się nie uda. Że próba adopcji zakończy się porażką, tak jak nasze starania o założenie rodziny. Jeśli czegoś się nauczyłam, to tego, że w życiu nie ma nic pewnego.
Pomieszczenie, do którego wchodzimy, jest długie i wąskie, z okrągłym stolikiem i trzema krzesłami pośrodku. Na jednej ze ścian wisi kolaż stworzony ze zdjęć uśmiechniętych dzieci, a na dodatkowym stole leżą ulotki.
Casey zaczyna od wyjaśnienia, co się wydarzy po naszym spotkaniu. Proces adopcyjny przebiega w serii kroków, a pierwszy z nich jest taki, że należy wrócić do domu i przemyśleć wszystko przed wypełnieniem formularza i zadeklarowaniem, czy chcemy przejść do następnej fazy. Powinnam chłonąć każde jej słowo i zapamiętywać wszystkie szczegóły, ale czuję się zbyt odrętwiała. Zanim tu przyszliśmy, byłam pewna, że tego chcę, ale nagle wszystko dzieje się tak szybko, a ja ledwie nadążam.
– To brzmi świetnie – mówi Aiden, wciąż trzymając mnie za rękę.
Podoba mi się to, dodaje mi otuchy. Jesteśmy w tym razem.
– Wspaniale. – Uśmiecha się Casey i gryzmoli coś w swoich notatkach. – Czytałam wasze akta, ale może opowiecie mi sami, co skłoniło was do rozważenia adopcji?
No СКАЧАТЬ