Powrót. Kathryn Croft
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Powrót - Kathryn Croft страница 4

Название: Powrót

Автор: Kathryn Croft

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788380538047

isbn:

СКАЧАТЬ zaskakuje mnie fala przytłaczającego żalu. Zaplanowałam, że dziś tylko na nią popatrzę, choćby przez sekundę, i nie spodziewałam się, że poczuję taką samotność. Bezradność. Wyrzuty sumienia.

      Kayla ma już niemal dwa i pół roku, a ja nic o niej nie wiem poza tym, jaka była w tych pierwszych tygodniach po urodzeniu. Jaki jest jej ulubiony kolor? Lubiłam sobie wyobrażać, że ciemnoniebieski, tak jak mój, ale gdy teraz na nią patrzę, jest jasne, że uwielbia różowy. Moja nieobecność ją ukształtowała, zmieniła w dziecko, którym by się nie stała, gdybym nie odeszła.

      Nie ma szans, by którakolwiek z nich mnie rozpoznała, ale i tak zachowuję dystans, jakby jakaś niewidzialna bariera powstrzymywała mnie przed podejściem za blisko. Zupełnie jakbyśmy znalazły się z Kaylą w dwóch różnych światach i nie były w stanie nawiązać ze sobą kontaktu.

      Gdy tak obserwuję ją ukradkiem, czuję się jak przestępczyni, ale nie odchodzę. Nie ma mowy, bym tak szybko zrezygnowała.

      Aiden na pewno nie pokazał Kayli żadnych moich zdjęć. Gdy już pogodził się z tym, co zrobiłam – chociaż pewnie nigdy tego nie zaakceptował – pogrzebał wszelkie myśli i wspomnienia związane ze mną i z naszym wspólnym życiem. Właśnie taki jest; zawsze radził sobie z problemami, zamiatając je pod dywan, udając, że nie istnieją, skupiając się na tu i teraz. Może to było słuszne podejście. Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby przyszłość tak mnie nie przerażała i gdybym nauczyła się żyć chwilą.

      Kayla i jej opiekunka docierają na drugą stronę ulicy – jestem pewna, że zmierzają do parku – i akurat w chwili, gdy wchodzą na chodnik, Kayla się potyka i traci równowagę. Kobieta z trudem próbuje ją podtrzymać. Instynktownie rzucam się do przodu, ale szybko się powstrzymuję. Nic jej nie jest, a kobieta bierze ją na ręce i przytula mocno, szepcząc do ucha słowa pocieszenia. Czuję ostry ból, który przeszywa mój brzuch i grozi, że powali mnie na kolana. To ja powinnam ją pocieszać. Zwalczam ochotę, żeby podbiec i porwać ją w ramiona.

      Po kilku chwilach Kayla zaczyna się śmiać. Nie słyszę tego, ale radość na twarzy mojej córki sprawia mi zbyt wielki ból. Odwracam się i ruszam z powrotem do stacji metra East Putney.

      To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, co muszę zrobić.

      – Ma dziś kiepski dzień – ostrzega mnie Jo, jedna z pielęgniarek.

      Zawsze, gdy odwiedzam mamę, przesiaduję z nią godzinami, aż do kolacji. I za każdym razem, gdy przychodzę, mam nadzieję, że pracownicy domu opieki powiedzą mi, że tego dnia była szczęśliwa, że widzieli, jak się śmieje albo chociaż blado uśmiecha. Bo raczej nie ma co liczyć na to, by wzięła udział w licznych wspólnych zajęciach codziennie organizowanych przez personel.

      To przyzwoite miejsce. Chciałam umieścić mamę gdzieś blisko mnie w Southgate i znalazłam ten zupełnie nowy ośrodek, który nawet teraz, dwa lata po otwarciu, wciąż wygląda czysto i świeżo. Wprawdzie tutaj też czuć ten charakterystyczny odór choroby i starości, wymieszany z lawendą maskującą wszystkie inne zapachy, ale jestem już do niego tak przyzwyczajona, że w ogóle go nie zauważam. Pracownicy są bardzo sympatyczni i wiem, że dbają o mamę. Nie, nawet więcej – oni naprawdę ją lubią, to widać. Ale mimo wszystko nigdy nie chciałam, by jej życie potoczyło się w takim kierunku.

      – Pokłóciła się z Matildą i oskarżyła ją o kradzież – wyjaśnia Jo, chowając ręczniki do szafki.

      Unoszę brwi, zastanawiając się, czy to możliwe, że Matilda rzeczywiście coś jej zabrała? Że tym razem mama się nie pomyliła i wie, o czym mówi? Wspominam o tym Jo.

      Kręci głową.

      – Chciałabym, żeby to była prawda, ale Matilda cały dzień leżała w łóżku z przeziębieniem.

      Jo dobrze mnie zna, pracuje tutaj od samego początku, a ja przychodzę w odwiedziny co najmniej trzy razy w tygodniu. Jestem wdzięczna, że czasem z nami siada i dotrzymuje nam obu towarzystwa, dopóki ktoś inny jej nie wezwie.

      – Okej, dzięki, że mnie uprzedziłaś. Pójdę i sprawdzę, czy wszystko u niej dobrze.

      Spieszę korytarzem do pokoju mamy, ale waham się pod drzwiami, bo nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Zazwyczaj cieszy ją mój widok, ale zdarzało się, że krzyczała, żebym zostawiła ją w spokoju, jakbym była zupełnie obcą osobą. Albo błagała, żebym wypuściła ją z tego hotelu i pomogła zdążyć na autobus do domu. „Jest po drugiej stronie ulicy”, upiera się zawsze, chociaż w okolicy Pine View nie ma żadnego przystanku autobusowego.

      – Cześć, mamo, to ja – mówię, wślizgując się do środka.

      Napływa do mnie zapach jej perfum wymieszany z wonią środków czyszczących. Chanel N°5. Mama często nie poznaje ludzi albo zapomina, do czego służą różne przedmioty, ale co rano niezawodnie skrapia się ulubionymi perfumami.

      Gdy tu przychodzę, zostawiam za sobą cały bagaż przeszłości, który mnie przytłacza, i próbuję się skupić tylko na niej. Chociaż trudno mi patrzeć na to, w jakim jest stanie, pod pewnymi względami to dla mnie ucieczka.

      Dziś mama siedzi przy oknie, z książką na kolanach, i wygląda na zewnątrz. W pierwszej chwili jestem zaskoczona, bo dawno zrezygnowała z czytania, ale po chwili orientuję się, że to jej album ze zdjęciami.

      – Farrah, tak się cieszę, że tu jesteś. Oni… oni znowu mnie zamknęli i nie mogę wyjść. Wciąż im powtarzam, że spóźnię się na autobus, ale w ogóle nie słuchają! Co to za hotel? – Odwraca się z powrotem do okna. – A na dodatek pada. Widziałaś gdzieś moją parasolkę? Tę czerwoną w żółte paski?

      Podchodzę do niej i obejmuję ją ramieniem. Opisuje parasolkę, którą miała, gdy byłam małą dziewczynką, i nie pamiętam, żebym później gdzieś ją widziała.

      – Nie martw się, mamo, jestem tutaj i wszystko będzie dobrze. – Jest tak wychudzona, jakby skórę oddzielał od kości zaledwie milimetr ciała.

      – Pomożesz mi się dostać na przystanek? – Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, a ja z trudem powstrzymuję łzy. Ale muszę być silna. Jestem dla niej jedyną stałą w tym nieznanym świecie. – Na ten po drugiej stronie ulicy, wiesz – kontynuuje. – Naprawdę muszę wrócić do domu. Ale potrzebuję parasolki. Gdzie ja ją posiałam?

      – Tak, mamo. Pomogę ci pójść na przystanek i poszukamy twojej parasolki, ale może najpierw napijemy się herbaty? Opowiem ci, co dziś porabiałam.

      Mama uwielbia słuchać moich opowieści, chociaż gdy tylko wychodzę, o wszystkim zapomina. Nigdy nie opowiadam jej o niczym ekscytującym, więc może po prostu lubi słuchać mojego głosu.

      Ze względów bezpieczeństwa w pokoju nie ma czajnika, więc wychodzę do części wspólnej, by zaparzyć nam herbatę. Skupiam się na tej czynności i próbuję zapanować nad lękiem. Tyle czytałam o uzdrawiających właściwościach medytacji uważności, ale łatwiej o niej mówić, niż rzeczywiście ją praktykować. Zawsze będę się czuła dziwnie, robiąc dla mamy herbatę gdzieś indziej niż w jej domu. Umieściłam ją tutaj nieco ponad rok temu i wciąż dręczą mnie wyrzuty sumienia, że nie dałam rady sama się nią opiekować. Ale gdy po raz trzeci jakiś przechodzień znalazł ją snującą się niebezpiecznie blisko ruchliwej głównej drogi, uświadomiłam sobie, że muszę to zrobić.

СКАЧАТЬ