Krew sióstr. Lazur. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Lazur - Krzysztof Bonk страница 8

Название: Krew sióstr. Lazur

Автор: Krzysztof Bonk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-8221-568-7

isbn:

СКАЧАТЬ wszystkie drastyczne widoki przyjmowała z dziwnym spokojem. Szybko przestała też myśleć o czymkolwiek i po prostu jechała konno w gronie bliskich sobie istot. To wystarczało jej ponad wszystko, przez co równie dobrze mogłaby przemierzać teraz demoniczny trakt Upiornej Twierdzy wprost do Martwicy. Różnicy by nie odczuła.

      W pewnym momencie kowboj skręcił w kolejną uliczkę. Tutaj uwaga Bursztyn została pobudzona. Oto podziwiała przed sobą wysoką barykadę ustawioną z samochodów, mebli i gruzu. Na jej szczecie dostrzegła posągową postać markiza Limona w złotym garniturze i z karabinem w rękach. Stał koło lady Pomarańczy. Ona wymachiwała zamaszyście czerwono-bursztynowym sztandarem. Ubrana była w pomarańczową zbroję przypominającą opancerzenie bojowego robota. Chociaż nie przywdziewała hełmu.

      Zaś co do robotów, to w zwartym szyku się imponująco prezentowały za parą arystokratów z królestwa. W większości miały czerwoną barwę z żółtymi pasami na metalowych ramionach. Wśród tych istot się wyróżniały dwie; brązowa z głową na kształt odwróconego wiadra i czerwona oraz kobieca z pojedynczym skrzydłem na plecach.

      Całe te oględziny, wespół z tym co wcześniej widziała Bursztyn, sugerowały jej jedno. W latającym mieście wybuchła czerwono-bursztynowa rewolucja. W konsekwencji ta piękna do niedawna metropolia była na ten czas bezwzględnie niszczona. Cierpiała tłamszona i gwałcona przez wojnę, jak do niedawna Bursztyn przez piewców wojny, czerwoną armię.

      III. Złoty

      Zwątpienie się przeplatało z nadzieją, odczucie gniewu z pokorą, a strach przykrywała wiara. W tym konglomeracie sprzecznych uczuć trwał Złoty, odkąd usłyszał, że śmierć Srebrnej w tym żywocie nie była ostateczna. Podobno mógł wyrwać ukochaną z zaświatów i szponów unicestwienia. Skoro taka możliwość zaistniała, to się nie oglądając na nic, wykorzysta ją i dokona czegoś, wydawało by się, zgoła niemożliwego.

      W toku realizacji misji wskazanej przez Wichrzyciela i Eozynę na latającym okręcie dotarł przez białą krainę do czarnej ziemi. Następnie zawitał aż nad Upiorną Twierdzę i samą Martwicę.

      Tutaj stanął przy burcie okrętu z zamiarem przekroczenia tego wymiaru przestrzeni i zawitania do alternatywnego świata. W każdej chwili był gotowy do skoku w kielich niebotycznego tworu, gdzie w pół-materialnej postaci wirowały się odradzające istoty mroku. Jednak nim zdążył to uczynić, przemówił do niego demon czasów pod postacią kasztanowej dziewczyny się przedstawiającej, jako Brunatna:

      – Pamiętaj, że wysyłam cię do wymiaru, który jest tylko po części rzeczywisty. Możesz tam spotkać znane ci osoby, przestrzenie. Nie daj się temu pochłonąć, zwieść. Najważniejsze, abyś nasycił klejnoty mocą i krwią upiornych sióstr. Nie musisz ich szukać, tych demonicznych istot. One odnajdą ciebie. Nie musisz się do nich zwracać. Same wyrażą to, czego pragną za pomoc. Ty będziesz musiał im to dać, cokolwiek by to nie było albo życie twej ukochanej będzie na zawsze stracone. Rozumiesz?

      – Tak. – Nawet nie spoglądając na Brunatną, Złoty już chciał dać susa wprost do Martwicy. Ale kasztanowa dziewczyna pochwyciła go za ramię. – Co znowu? – syknął zniecierpliwiony.

      – Wybacz… mi – powiedziała pustym głosem.

      – Co mam wybaczyć? – Książę z podejrzliwością spojrzał na Brunatną. Ona uciekła wzrokiem, puściła go i na pożegnanie rzekła:

      – Nie, nie wybaczaj, a przeklnij. Ale to się musi dokonać. Na zawsze razem… na zawsze razem. W drogę!

      Nagle potężna siła porwała Złotego w przestrzeń. Runął do serca Martwicy, by wraz ze zbliżaniem się do niej doświadczać gaśnięcia swej złocistej istoty.

      W dalszej kolejności dematerializacji uległa jego fizyczna powłoka. Odzienie zniknęło, podobnie się rozproszyła złocista skóra. Zaś bezmiar doświadczanego bólu otworzył przed duchem Złotego jakby czarne wrota. Zobaczył je uchylone w jednej z komór serca matki demonów, po czym w bezcielesnej postaci przekroczył.

      Jego zmysły zostały rozerwane i od niego odeszły. Pozostała jedynie świadomość istnienia w próżni. Nie było tu niczego; światła, zapachów, dźwięków czy namacalnych kształtów. Wyłącznie wszech osaczająca i totalna pustka, nicość.

      Nie zawierała ona w sobie przestrzeni ni czasu. Dlatego gdy zmysły zaczęły powracać do księcia, odczuwał, że od wyrzucenia go za burtę latającego okrętu nie minęło nawet ułamka chwili. Choć zdawał sobie sprawę, że mogła upłynąć cała wieczność.

      Miejscem, gdzie odzyskał ciało, a jego świadomość ponownie została ubrana w zmysły, była szara i lodowa kraina. Na pierwszy rzut oka przywodziła na myśl znane Złotemu srebrzyste ziemie. Jednak szybko dostrzegł różnice; najpierw subtelne, potem coraz wyrazistsze.

      Oto z nisko zawieszonych chmur w ciemnym kolorze marengo zwisały długie sople o barwie czystego srebra. Ich zagęszczenie przywodziło na myśl lodowy las rosnący ku dołowi. Z kolei ziemska powierzchnia na poziomie młodzieńca się jawiła, jako roztapiająca, umiejscowiona pośród lodowych jezior i wzgórz.

      Sam Złoty stał na niewielkiej krze, która się chybotała. Otaczała go mętna i mysia woda oraz lodowe płyty pływające w tej kipieli. Były od siebie dość blisko, dzięki czemu mógł przechodzić lub przeskakiwać z jednych kawałków lodu na drugie.

      Wykonał kilka takich susów i przejść. Aż podczas kolejnego skoku dostrzegł pod wodą zarys dziewczęcej sylwetki. Ukucnął i z przejęciem się przyjrzał uważniej.

      W mętnej toni się unosiła szara dziewczyna. Rozpaczliwie wymachiwała kończynami i otwierała usta, z których wypuszczała pęcherze powietrza. Zdawała się krzyczeć, wytrzeszczając z przerażenia oczy. Strach – podczas tonięcia była nim obleczona jak kokonem, nie tylko wodą. Lecz była też kimś znajomym.

      Złoty rozpoznał w niej Mysię. Dziewczynę, którą poznał jako przekupkę w Orlim Gnieździe. Później stanowiła członkinię srebrzystej rady. Mieniła się też przyjaciółką Srebrnej, która swą przyjaciółkę zabiła, zdradziecko wbijając w nią nóż.

      Na wspomnienie tego czynu pyzatej dziewczyny w Złotym wezbrała fala niechęci. Przyćmiła ona dobre postępki Mysi.

      Wyciągnął miecz i przyjrzał się złocistej klindze. Gdy odbił się od niej jasny promień słońca, pomyślał, aby mimo wszystko okazać łaskę i podać topielicy rękojeść, by wyciągnąć ją na krę. Lecz zaraz słońce się skryło za całunem z gęstych chmur. Wtedy ostrze, młodzieńca i jego serce przykrył mroczny cień.

      Złoty zanurzył klingę w wodzie. Przez chwilę spoglądał na Mysię, jak desperacko skrwawiała dłonie, daremnie chwytając ostrą stal. Raz jeszcze wspomniał zabójstwo Srebrnej, po czym wykonał pchnięcie w szare serce.

      Odczuł satysfakcję, spoglądając w gasnące oczy nasycone bezgranicznym strachem. Należały do dziewczyny opadającej w otchłań grafitowego jeziora.

      Lecz raptem jej postać się przemieniła w… Srebrną. Spowita strachem i niedowierzaniem szara siostra krwi trzymała się za ranę w sercu i patrzyła na ukochanego. Kogoś kto… nagle zadał jej śmierć, się okazując potworem?

      Książe odskoczył do tyłu, jak oparzony własnym przekleństwem. Schował miecz i niczym kozica pośród gór gnał po lodowych krach, СКАЧАТЬ