Название: Krew sióstr. Lazur
Автор: Krzysztof Bonk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-8221-568-7
isbn:
Złoty niepewnie wyciągnął rękę, aby dotknąć szarą dziewczynę czy też kobietę. Lecz jego wyprostowana w poziomie górna kończyna zastygła w sztywnej pozie. Zawładnął nim strach, że w istocie przed sobą zobaczy osobę z raną w sercu, a w martwych oczach odczyta ból i wyrzuty skierowane ku niemu.
Trwał tak niczym zesztywniały trup, aż raptem upadł na plecy. Wydarzyło się to, kiedy w okolicy doszło do potężnej eksplozji. Roztrzęsiony spojrzał w tamtym kierunku.
Na przeciwległym brzegu jeziora nieoczekiwanie zobaczył czerwoną górę. Ze szczytu wyrzucała z siebie potoki lawy, która wyglądała niczym karmazynowa krew płynąca do grafitowego jeziora. Jak bolesne posykiwanie demona dał się słyszeć złowrogi syk w efekcie kontaktu przeciwstawnych żywiołów; ognia i wody. Złotym wstrząsnęła też fala uderzeniowa od wybuchu. Choć zadrżał także ze strachu.
– Kim jesteś? – usłyszał słowa, które się dobywały jakby z samej przestrzeni. W tym zapytaniu odczytywał brzmienie głosu swego ojca, matki, ale też Marrenga, Ozłona, Bursztyn, Mysi… Alabaster czy Srebrnej. Kim zatem był?
Wstrząśnięty się przeczołgał sporą odległość do tyłu. Byle dalej od czerwonej góry, pytającego głosu, topielicy z jeziora, szarej postaci przy igloo oraz wspomnienia o… śmierci ukochanej. W nagłym porywie paniki nagle zapragnął uciec od tego wszystkiego wręcz do innego świata!
– Kim jesteś? – padły te same, co uprzednio, słowa. Odzyskując namiastkę spokoju, Złoty skonstatował, że nadawcą tej wypowiedzi była postać, której plecy uprzednio oglądał. Znowu znajdowała się tuż koło niego. Jawiła się, jako srebrzysta dziewczyna, ale z trupio bladą cerą i widoczną raną w trzewiach. Rana wyglądała na śmiertelną.
– A… kim jesteś ty? – Głos księcia drżał. Całą jego postacią dygotało od strachu.
– Nazywam się Szarówka.
– Szarówka…
– Tak.
– Co tutaj… robisz? – Złoty powiódł ręką, wskazując niepokojącą okolicę. Szara dziewczyna również się przyjrzała okolicznej przestrzeni, po czym z nutą lęku rzekła:
– Chyba… szukam mych bliskich. Oddalili się. Nie wiem gdzie i niepokoi mnie to. Jak myślisz, czy coś złego mogło ich spotkać? Ktoś mógł ich… skrzywdzić? – Spojrzała na złocisty miecz za pasem Złotego. On wzruszył bezradnie ramionami i z równą niemocą odpowiedział:
– Nic mi nie wiadomo o twych znajomych. Ale… – zawahał się – mogę ci pomóc ich… szukać.
– Uczynisz to? – Szarówka nieufnie się odsunęła od księcia.
– Tak – potwierdził bez przekonania, znów wyciągając ku dziewczynie rękę. Cofając się, srebrzysta postać krzyknęła w przestrachu:
– Nie dotykaj mnie!
– Dobrze, nie dotknę, przepraszam. – Książę zabrał dłoń, widząc, że ta była u niego demonicznie czarna.
Wtem niebo w kolorze marengo pociemniało aż do grafitu.
– Znowu jest noc. Ostatnio zwykle jest noc – skwitowała trwożnie zjawisko na nieboskłonie Szarówka. Złoty przyznał jej rację, kiwając głową, bo ostatnio sam w sobie czuł prawie tylko noc pozbawioną choćby namiastki światła. – Muszę się przespać. Poszukać we śnie wskazówek, jak odszukać mych bliskich. – Na czworakach Szarówka ruszyła do wnęki w igloo.
– Mogę iść… z tobą? – zapytał z nadzieją młodzieniec, bojąc się zostać sam. – Mogę? – ponowił zapytanie.
– Nie, nie możesz. – Z dziewczęcych ust padło lodowate zaprzeczenie. Zaś książę jęknął:
– Czemu… nie?
– Bo się ciebie boję. Masz w sobie…
– Tak…?
– Mrok i zło. Jesteś mordercą!
Złoty został sam, ale nie na długo. Wraz z grafitowymi ciemnościami zaatakował go przenikliwy mróz. Ten bezwzględnie się wdzierał w ciało, zupełnie jak… strach, który coraz silniej towarzyszył jego postaci.
W swej złocistej zbroi młodzieniec się skulił na śniegu, dygocząc. Usilnie wmawiał sobie, że doświadczał jedynie namiastki rzeczywistości, a nie jej samej. Jednak w obliczu trzęsącego nim w ciemnościach zimna i napadów lęku taka retoryka nic nie dawała. Albowiem niezależnie od skali realności tego świata własne doświadczenia odbierał, jako na wskroś prawdziwe.
Na nie wiadomo jak długi czas zapadł w płytki i przerywany sen. Gdy się budził, trwożnie wyglądał topielicy wypełzającej z jeziora, czy trupiej dziewczyny się czołgającej z igloo. Ze strachem patrzył też na czerwoną górę, zupełni jakby spoglądał na czerwonego demona we własnej osobie.
Kiedy natomiast śnił, niczym czarne zmory, nieustannie osaczały go te same i mroczne wersety
W cudzym strachu znajdziesz ukojenie
Marzeń, myśli swych spełnienie
Strasz, siej trwogę na pożogę
W umysły zaszczepiaj lęk
W tym jestestwa twego sęk
Cierniem strachu porań serca
Będzie z ciebie tu morderca
Tego co spokojne i opanowane
Obróć w niwecz cudze staranie
By po świecie pewnie stąpać
W lęku strachu się nie kąpać
Zatem zsyłaj przerażenie
Za klejnotu mocą… nasycenie
Wraz z popielatym świtem Złoty ostatecznie przestał śnić, być może także na dobre lśnić. Leżąc, melancholijnie spoglądał do góry na zwisające z ciężkich chmur gigantyczne sople. Przywodziły mu na myśl niebiańskie lance, które spadając, uśmierciłyby zapewne nawet samego giganta.
W pewnym momencie jeden z takich sopli się oderwał od podstawy i runął w otwartą przestrzeń. Niczym srebrzysta strzała wystrzelona z szarego łuku przemierzył popielate powietrze, po czym z impetem się wbił w powierzchnię na wpół zamarzniętego jeziora. Rozbrzmiał łoskot gwałtownie kruszonej kry, intensywny plusk wody, ale też jakby rozdzierający i dziewczęcy krzyk.
W reakcji na te zjawisko książę nawet nie drgnął. Strach opuścił go całkowicie, bowiem już wiedział, czym się on miał dla niego stać w tym wymiarze. Mianowicie orężem, za którego sprawą pokona przeszkody na drodze do nasycenia czerwonego klejnotu niezbędną mocą. W tym СКАЧАТЬ