Krew sióstr. Lazur. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew sióstr. Lazur - Krzysztof Bonk страница 12

Название: Krew sióstr. Lazur

Автор: Krzysztof Bonk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-8221-568-7

isbn:

СКАЧАТЬ witamy w zespole.

      Tak Ochra poszerzał wąski krąg swych współpracowników. Baczył przy tym, aby każdy z nich posiadał jakąś niechęć względem obecnego dyktatora. Ot, taki nawyk wyniesiony z kasztanowego senatu, by sojuszników szukać wśród przeciwników własnego wroga.

      *

      Popołudnie, jak to popołudnie w się odradzającym Brunatown. Na obrzeżach miasta uskuteczniane były prace przy budowie baraków dla ściągającego z prerii pospólstwa. Takiego, które uwiedzione zostało wizją dobrobytu się podnoszącej z upadku stolicy.

      Nieco dalej trwały wykopki przy pogłębianiu dołu. Tam pewien odsetek motłochu, ten nierozumiejący ideałów nowej republiki, lądował ze strzałem w potylicę z przeznaczeniem na kompost i handel nim z Czeluścią.

      Gdzie indziej odrestaurowywane były znacjonalizowane fabryki. Reprezentacyjne ulice dla wieców poparcia Ojca Odnowiciela ulegały systematycznemu odgruzowywaniu. Natomiast patrole beżowej żandarmerii w poszczególnych dzielnicach wytrwale strzegły kasztanowego porządku, podobnie zresztą jak hebanowy wywiad.

      W takich okolicznościach republikańskiego pomyślunku, za zdrowie obywateli, zrelaksowany Sepia wychylił lampkę ostrego alkoholu. Poprawił swe siedzenie na bujanym fotelu i kazał służącej nalać sobie jeszcze jedną kolejkę. Przyjął ją do gardła na tarasie dopiero co zbudowanego dla niego pałacyku.

      Ten stanął w centrum miasta, w gdzie nie tak dawno noga golema doszczętnie zmiażdżyła budynek senatu. Ta sama dolna kończyna, lewa, metalowo-kamiennego giganta, sprasowała też dotychczasową siedzibę Ojca Odnowiciela. Stąd konieczność budowy nowej posiadłości.

      Choć według Sepii w sumie się dobrze złożyło, bo obecna rezydencja, gdzie zamieszkał, stanowiła nareszcie siedzibę godną ojca narodu. Poza tym bowiem, że była usytuowana w mieście centralnie, to zawierała rozsądną liczbę pokoi, czyli czterdzieści dziewięć. To w miarę zaspokajało apetyt seniora rodu de Bruton na ekskluzywną przestrzeń. Taką, jaką kazał bogato ozdobić rzeźbami, obrazami czy innymi eksponatami z Brązowego Skansenu.

      Oczywiście nie potrzebował się pławić w takim przepychu jedynie sam dla siebie. W równej mierze czynił to dla dobra obywateli, którzy widząc jego bogactwo, niewątpliwie odczuwali szczęście, że sprawująca nad nimi piecze osoba nie bieduje. Morale było przecież ważne, aby nadal wytrwale podźwigać Brunatown z gruzów, których za sprawą golema znowuż ostatnio przybyło.

      Szczęśliwym trafem, dzięki niepośledniemu zmysłowi dyplomatycznemu, Sepia posiadł jeszcze jeden atrybut, by robotnicy niestrudzenie pracowali w czynie społecznym. Skutecznym wabikiem się okazały maski z mrocznego pająka. Sprowadzał je z Czeluści w ramach otwartego szlaku handlowego z demonami. Płacił zaś ludzkim kompostem uzyskiwanym z niewdzięczników i wywrotowców, niepotrafiących docenić wspaniałości Ojca Odnowiciela.

      Albowiem tak się składało, że kasztarioza bynajmniej nie odeszła w niepamięć. Choroby płuc wciąż się nagminnie szerzyły wśród robotniczej braci, nie omijając także nowej tkanki arystokratycznej w mieście. W konsekwencji popyt na zdrowie oraz wolność od przekształceń w potwory nadal się utrzymywał na wysokim poziomie. Z kolei Sepia za sprawą Brunatnej osobiście doświadczył zbawiennego wpływu maski z pająka na kasztanowy układ oddechowy.

      Jednakże z doświadczenia wiedział, że każde dobro należało dawkować, aby wśród obywateli nie doprowadzić do rozpasania. Pewna doza presji dla odpowiedniego motywowania społeczeństwa była niezbędna. Dlatego Sepia nie sprzedawał, ani tym bardziej nie rozdawał, masek z pająka, na które miał monopol. Jedynie je czasowo udostępniał w założonej przez siebie klinice o szumnej nazwie Zdrowie i Wolność.

      W tymże ośrodku pacjenci ze zdiagnozowaną kasztariozą otrzymywali pomoc, ale doraźną. Taką, która prowadziła do remisji choroby, lecz jej nie likwidowała. Tym samym w toku kuracji nie leczono do końca pacjentów, jedynie stawiano ich na nogi, by mogli w społeczeństwie produktywnie funkcjonować. Ponadto własną pracą, w tym nadgodzinami, płacić za możliwość ponownego skorzystania z maski, co się stawało niezbędne, gdy ich stan ulegał pogorszeniu.

      Efekt takich zabiegów przeszedł najśmielsze oczekiwania Ojca Odnowiciela. Oto zyskiwał całą rzeszę oddanych robotników, gotowych pracować bez wytchnienia za miskę brązowego jadła i cotygodniową dawkę oddechu przez maskę z pająka.

      W ten sposób ekonomia miasta się rozwijała prężnie, coraz prężniej. Ponieważ pracownicy śrubowali wyrabianie zwielokrotnionych norm, nie otrzymując prawie dóbr materialnych w zamian. Ponadto takie twory jak brązowe relaksanium, potencjalną konkurencję na rynku uzależnień, dla dobra obywateli, ich zdrowia oraz wolności, Sepia bezwzględnie z rynku rugował.

      Z kim zaś się obchodził dobrze, nawet wyjątkowo, czyli po ojcowsku? Niezmiennie ze swymi zausznikami wchodzącymi w poczet nowej arystokracji oraz ze służbami bezpieczeństwa. Oni mogli liczyć na rozliczne apanaże, w tym wypożyczanie masek wręcz na całe miesiące, choć nie na darowizny. Monopol państwowy w kluczowych segmentach stanowił bowiem dla gospodarki państwa element strategiczny, z którego nie należało rezygnować.

      Z czego natomiast Sepia gotów był dla dobra ogółu zrezygnować? Otóż poświęcając się bez reszty pracy na rzecz odnowy republiki, się zrzekł wspaniałomyślnie egoistycznego zabiegania o byt wąskiego grona własnej rodziny.

      O przebywającej gdzieś na południowym zachodzie Spiżji raczył praktycznie zapomnieć, a kasztanową obrączkę zaręczynową przypadkiem… zgubił. Tabaka w zasadzie już pogrzebał. Beż-x przepadł jak kamień w wyłomie kopalnianym, który to wyłom Sepia był gotów własnoręcznie zasypać.

      Co do Kasztan i Rudej, to ponoć poległy w golemie w starciu z robotem na zachodnim oceanie. Może i brzmiało to tragicznie, ale Ojcu Odnowicielowi na łzy się jakoś nie zbierało.

      Ojciec narodu musiał być silny i twardy! Twardy jak głaz. Albo granitowy podest, na którym stanie niebawem jego monumentalny pomnik, po obaleniu tego mosiężnego, Umbara Brunatnego, do nowej republiki już nieprzystającego, bo starego.

      Jednak mimo braku koło siebie najbliższej rodziny Sepia nie narzekał na samotność. Wszak, aby dzielnie prowadzić kasztanowy lud w erę brązowego odrodzenia, sam winien bezpośrednio go wspierać. Więc izolowanie się od społeczeństwa, któremu przewodził, nie wchodziło w rachubę.

      Ponadto musiał wyglądać w przyszłość. Niestety nie był nieśmiertelny. Za to jego wyjątkowe geny jak najbardziej tak. Przez to miał wręcz obowiązek swój genetyczny materiał na jak największą skalę rozprzestrzeniać. Drogą do tego było wchodzenie w bliską zażyłość z możliwie dużą ilością płodnych dam. One już zrobią z jego genów właściwy użytek, będąc jakby fabrykami do powielania i wzmacniania potencjału genetycznego kasztanowej rasy.

      Snując takie refleksje na tarasie okazałej rezydencji, Sepia dotknął swych policzków rozgrzanych od spożywania alkoholu. Pod skórą poczuł podgrzaną i szybciej krążącą krew. Następnie służkę, która dopiero co poczęstowała go trunkiem, uszczypnął w tyłek. Gdy na niego spojrzała spłoszona, wymownie wskazał jej skrzydło dworku, gdzie się mieściły pomieszczenia sypialne.

      Nieustannie przebywał tam cały harem kochanek Sepii. On nie omieszkiwał sprowadzać nowych. Żadna kobieta nie mogła mu odmówić, żadna się oprzeć. Albowiem mienił się już nie tylko Ojcem Odnowicielem, ale też kasztanowej populacji Głównym Reproduktorem. Azaliż, СКАЧАТЬ