Название: Krew sióstr. Lazur
Автор: Krzysztof Bonk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-8221-568-7
isbn:
Niby cud, szary miód i sielanka! No ale nie do końca. Bo ta biała Biela każdą pożyczkę, nie darowiznę(!), skrzętnie notowała. Przez to Soplica zostawała wręcz zasypywana alabastrowymi karteczkami opiewającymi na kwoty wszelakie, koło których wstawiane były podejrzane procenciki.
Zgadza się, dostawała pożyczki na procent. Ale przecież druga pani Ekros wszystko w stosownym czasie spłaci i to z wyprzedzeniem, a nawet nawiązką! Chociaż w ramach zadośćuczynienia za testamentowe krzywdy powinna to raczej spłacać złodziejska grubaska Ekru.
Ponowne splunięcie na biały śnieg szarą flegmą. Tym razem skąpe, bo często przeklinającej Soplicy się notorycznie kończyła lepka wydzielina w gardle. Grunt, że nie pożyczki od Bieli i tereny pod nowe gorzelnie czy magazyny. Te wydawały się wręcz nieskończone!
Aczkolwiek nieskończona była także miłość drugiej pani Ekros do Ślepawki Nienazwanego. Noż na topniejący śnieg i kruszący się lód, tak go próbowała przedwcześnie nie nazwać, a jednak jakoś się nazwało, samo. Ślepawka Nienazwany – takie miano przylgnęło do jej syna, bowiem zbyt wiele razy określiła go w ten sposób przy ludziach. No i bach! Poszło już w biały i szary świat.
Co na to rzec? Może nie było to najzacniejsze imię dla przyszłego władcy Ekros, wielkiego księstwa, a nawet świata! Ale szary grunt, że jej dziecię nie dostało pośledniego imienia nawiązującego do tych jego siedmiu barw. Bo niby jak by się teraz zwał – Kolornik? Barwniak, Pstrokacz?! Więc niech już tam będzie Ślepawka Nienazwany. Ponieważ najważniejsze, że przez szarą matkę bezgranicznie kochany, ha! Taka to szaro kolorowa dola twa…
VI. Alabaster
Skrzydlata kobieta zawisła w powietrzu pośród morza rozbielonych barw. Obracając w dłoniach szkatułkę, obrzuciła wzrokiem pastelową przestrzeń anielskiego nieba. Popatrzyła na chmurne budynki, zwiewne drzewa, powierzchnię zasnutą mleczną mgłą. Ostatecznie skoncentrowała spojrzenie na skrzydlatym tronie.
Uśmiechnęła się z politowaniem, widząc małą imperator otoczoną ciasnym szykiem uzbrojonych archaniołów. Chociaż i chmurna smarkula nie była bezbronna. Na jej kolanach spoczywał Rozdzieracz Niebios, który Alabaster nie tak dawno widziała za pasem tego… Wichrzyciela.
Zatem demon czasów, niezdefiniowana istota, oraz smarkula współpracowali. Tym bardziej studziło to zapały wielkiej księżnej do przejęcia siłą skrzydlatego tronu. Nie oznaczało to jednak, że zamierzała z niego rezygnować. Nic bardziej mylnego. To był jej tron! Zaś w swym mniemaniu posiadła już dostateczne argumenty, by w niedługim czasie zmusić córkę do abdykacji.
Spoglądając młodocianej władczyni w oczy, się uśmiechnęła przewrotnie, po czym otworzyła dłoń, w której nie trzymała szkatułki. Spomiędzy jej palców się posypały anielskie pióra. Należały do aniołów, które opuściły niebo, a nie podlegały wielkiej księżnej. Spotkała je za to śmierć ze strony kołujących pod niebiosami smoków.
Przekaz był zatem jasny, choć pozbawiony blasku. Żaden anioł nie miał prawa opuścić chmurnej krainy z rozkazu małej imperator. Posłannicy niebios zostali tu ponownie uwięzieni. Przepustkę do wolności stanowiło poddaństwo wobec pani perłowego tronu. Oferta musiała zostać przyjęta. Według skrzydlatej kobiety była to kwestia czasu i to raczej niezbyt odległego.
Obecnie posłała ciągle nieugiętej córce słodkiego całusa. Potem dla odmiany się wyszczerzyła do niej drapieżnie, obnażając śnieżnobiałe kły. W dalszej kolejności otworzyła furtkę niebios, po czym zniknęła w oślepiającym blasku.
Zmaterializowała się w swej ptaszarni. Na moment skoncentrowała spojrzenie na fontannie, w której źródle dostrzegła jakby pływającą łuskę. Zaintrygowało ją to, ale to zignorowała, bo już przekierowała uwagę na zasiadające na drzewach ptaki. Patrzyła na nie, jakby się chciała upewnić, że ciągle miała w nich bez reszty oddane sługi, a nie było to wcale takie oczywiste. Ostatnio swych milusińskich bowiem nie rozpieszczała.
Po pierwsze jej obietnice o rychłym przywróceniu im pierwotnej postaci się okazały nie mieć pokrycia w faktach. Ponieważ aniołowie z nieba wciąż nie latali swobodnie po białej krainie. Z tegoż powodu anielska aura nie była w wielkim księstwie dość silna, by czar odczynienia ptasiego uroku pozostał trwały.
Ponadto ptaki w bitwie o Alabastrowy Pałac stały się świadkami śmierci swych pobratymców, sprzymierzonych z władczynią niebiańskich aniołów. A nie tak sobie wyobrażały swą anielską przyszłość.
Na domiar złego wiedziały już także o tym, że gryfy w stadninach na południu, niemal ich krewni, były teraz hodowane nie do lotu, a na mięso dla szarych wojowników i smoków.
Ogół tych drażliwych kwestii skutecznie podkopywał ptasi autorytet władczyni. Widziała to w ptasim wzroku, słyszała w szczebiocie. Czy zamierzała uznać to za problem? Raczej nie, dopóki jej pierzaści słudzy skwapliwie wykonywali przydzielone im obowiązki. Aby ich w tej materii zmobilizować, coraz częściej używała nie prośby, a groźby pod postacią podległych jej legendarnych istot.
Posiadanie władzy nad smokami się przyczyniało również do tego, że ptaki wydawały się jej na ten czas o wiele mniej istotne. Przez to narastała w niej skłonność, by je lekceważyć, traktując instrumentalnie, a nie jak drogich sobie braci i siostry białej krwi. Jej swoista separacja od ptasiego towarzystwa sięgnęła ostatnio takiego poziomu, że przestała się dzielić z milusińskimi przemyśleniami. Jedynie wysłuchiwała relacji z alabastrowej krainy, ościennych władztw, czy sprawozdań ze śledzenia danych osób, jak Ekru.
Także tym razem nie zaszczyciła ptaków własną mową. Jedynie popatrzyła wyniośle po alabastrowych orłach, kremowych gołębiach czy mlecznych mewach, po czym odebrała do wysokich uszu mieszankę strachliwych i zdystansowanych ćwierkań.
Dowiedziała się z nich między innymi, że zielone wojsko wróciło do Wielkiej Puszczy, gdzie rozproszyło swe szeregi. To była pozytywna wiadomość. Negatywną stanowiła ta, że w razie kolejnego pospolitego ruszenia zielona armia znów stanowiłaby potęgę i monolit.
Z kolei na Przeklętej Pustyni oprócz niebieskich upiorów panoszyć się miały obecnie hordy zmutowanych zwierząt o barwie czerwieni. To dowód na to, że pasmo wojen z czerwienią się nie zakończyło, a będzie trwać. Nie dziwiło to, skoro ostateczną konfrontację ze wspomnianą barwą miało stanowić przyjście na świat czerwonego demona. Tego zaś ciągle na horyzoncie o jakiejkolwiek barwie nie było widać. Tak w każdym razie twierdziły ptaki.
Niemniej, w obliczu przyszłych starć priorytet stanowiło niezmiennie rośnięcie w militarną siłę. Z powodu poranionych smoków siła Alabaster według niej miała się w najbliższej przyszłości opierać na wojownikach z klanu Srebrzystych Traw.
Co do zasadności tego założenia się zamierzała nader szybko przekonać, bo pretekst już się pojawił. Ptaki przekazały jej, że na południe od Magicznej Bariery zeszła śnieżna lawina. Runęła z gór za sprawą furkotu skrzydeł hordy czarnych aniołów i miała być iście potężna. Jej efektem stało się obniżenie pasma górskiego na pograniczu z Czeluścią. Ponadto hałdy śniegu zasypały znaczne połacie czarnych ziem. Ptaki donosiły, że przybyły tam demony z pobliskiej pomroczni, topiąc śnieżną biel czarnymi płomieniami. Ale czy Najjaśniejsza Jasność mogła pozwolić na taką profanację, by czarne plugastwo gasiło biały blask? No właśnie.
*
– Tarcze! СКАЧАТЬ