Odległe brzegi. Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odległe brzegi - Kristin Hannah страница 20

Название: Odległe brzegi

Автор: Kristin Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788381396714

isbn:

СКАЧАТЬ swoich mężów. Bez tego… – Anita urwała. – Czasami trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby pamiętać tylko dobre rzeczy.

      Elizabeth nie była pewna, czy ich wymiana zdań jest niezobowiązującą pogawędką, czy rozmową od serca. To zresztą nie miało znaczenia. Komentarze Anity wydawały się zbyt bliskie prawdy. Wystarczy, że małżeństwo Elizabeth znalazło się na rozdrożu. Nie zamierzała zadawać sobie dodatkowego bólu, przyznając się do tego przed macochą.

      – Zauważyłaś, że pada śnieg? Podwórko wygląda pięknie – powiedziała, przeglądając prawie puste pudło i szukając zapomnianych ozdób.

      – Ach, pogoda! W naszym przypadku to najbezpieczniejszy temat. Owszem, Birdie, zauważyłam, że pada śnieg. Edward zaproponował, żebyśmy wszyscy razem wybrali się dziś nad staw.

      – Myślę…

      Elizabeth nie dokończyła. Przerwał jej dzwonek u drzwi. Zerknęła na Anitę.

      – Spodziewasz się kogoś?

      Anita wzruszyła ramionami.

      – Może to Benny? Czasami, kiedy ma randkę, przywozi dostawę bladym świtem.

      – Słodki Jezu, a któż to? – dobiegł z piętra głos ojca.

      Elizabeth podeszła do drzwi i otworzyła je.

      Na progu stał Jack. Miał wymięte ubranie, był wyraźnie zmęczony i rozczochrany. Jego policzki przecinały delikatne zmarszczki, błękitne oczy ginęły w obrzmiałej twarzy.

      – Cześć, kochanie – powiedział, niewyraźnie się do niej uśmiechając. – Obudziłem o północy redaktora wiadomości, żeby dać mu taśmę. Potem całą noc spędziłem w samolocie. Wybaczysz mi?

      Elizabeth uśmiechnęła się do niego.

      – Robisz mi coś takiego w chwili, kiedy właśnie zastanawiałam się nad wymienieniem cię na nowszy model.

      Pozwoliła się wziąć w ramiona, a kiedy pochylił się, żeby ją pocałować, nie zaprotestowała.

      6

      Zamarznięty staw wyglądał jak kawałek lustra wetknięty między kłębki bawełnianego puchu. Na srebrzystym brzegu stał traktor, którego silnik równomiernie pracował. Przednie światła oświetlały lód. Z przenośnego magnetofonu dochodziły dźwięki Blue Christmas Elvisa.

      Odkąd Elizabeth sięgała pamięcią, jazda na łyżwach po stawie była bożonarodzeniową tradycją. Na strychu leżały dziesiątki par łyżew, niektóre z nich miały nawet sto lat.

      Zawsze postępowali tak samo: rankiem niespiesznie otwierali prezenty, potem, późnym popołudniem, jedli świąteczny obiad, podczas którego główną potrawą był indyk garnirowany. W tym czasie na kominku grzał się dzban wina. Po przelaniu grzańca do termosów wsiadali do sań przyczepionych do traktora i jechali przez pokryte śniegiem pastwiska w stronę lasu, którego starej indiańskiej nazwy nikt już nie pamiętał. Tata zawsze przyczepiał dzwonki z tyłu sań.

      Staw miał w sobie jakiś dziwny czar. Tutaj matka nauczyła czteroletnią Elizabeth jeździć na łyżwach. Było to chyba jej najmilsze wspomnienie. Jeden dzień, prawdę mówiąc, jedno popołudnie, ale nigdy go nie zapomniała. Mama zbyt lekko się ubrała, dlatego kiedy ujęła rączkę Elizabeth, miała lodowaty dotyk. „Po prostu trzymaj się mamy, kochanie. Nic ci się nie stanie”.

      W następnych, smutnych latach Elizabeth często przypominała sobie tę obietnicę, zwłaszcza po wprowadzeniu się Anity do Sweetwater.

      Teraz siedziała przy piknikowym stole, owinięta ciasno w kolorowy wełniany koc. Na ziemi obok niej płonęło ognisko, szary dym wznosił się ku ciemniejącemu powoli niebu.

      Na lodzie Jamie uczyła Jacka, jak się jeździ na łyżwach do tyłu. Dziewczyna przez cały czas śmiała się z niezgrabnych ruchów ojca i dziwnego braku koordynacji. Kiedy upadł i mocno się potłukł, Jamie szybko do niego podjechała, sprawdziła, czy wszystko w porządku, a potem wybuchnęła śmiechem.

      Wtedy do Jacka zbliżyła się Anita i pomogła mu wstać. Potem jeździli razem, Adonis i Dolly Parton na lodzie.

      Chwilę później obok Elizabeth pojawił się ojciec.

      – Szybko zrezygnowałaś – powiedział, sapiąc i dysząc.

      Każdemu jego słowu towarzyszyły obłoczki pary.

      – Przyglądam się.

      – To już bardzo długo trwa, moja słodka. Chodź poślizgać się ze staruszkiem.

      Odwinęła koc i wstała. Pomimo łyżew pewnym krokiem powędrowała na lód i wsunęła dłoń w rękawiczce w rękę ojca.

      Jechali obok siebie tak jak tysiąc razy wcześniej. Blask księżyca odbijał się od zamarzniętej powierzchni stawu. Z magnetofonu dobiegały dźwięki Frosty the Snow Man. Przez jedną krótką chwilę Elizabeth znów była małą dziewczynką z końskim ogonem, jeździła w za dużym o dwa numery kombinezonie, a mama z tatą stali na brzegu i bacznie ją obserwowali.

      – Zawsze byłaś dobrą łyżwiarką – powiedział ojciec, kierując się w lewo, na koniec stawu. – Zresztą byłaś dobra w wielu dziedzinach.

      Po tej przygnębiającej uwadze Elizabeth poczuła się staro. Przypomniała sobie rozmowę z Meg: „Spróbuj zdobyć się na szczerość, tak jak należałoby po takiej ilości martini, Birdie. Mogłaś się kiedyś poszczycić wieloma wspaniałymi cechami: byłaś utalentowana, niezależna, błyskotliwa i uzdolniona plastycznie… wszyscy myśleliśmy, że będziesz drugą Georgią O’Keeffe”.

      – Życie jest krótkie, Elizabeth Anne. Kiedy po raz ostatni byłaś w jakimś egzotycznym kraju? Albo pozwoliłaś się głupio przestraszyć? A może zrobiłaś coś szalonego, na przykład leciałaś na lotni albo skakałaś ze spadochronem?

      W ciągu ostatnich lat dziesiątki razy wracali do tego tematu. Za każdym razem coraz bardziej ją to bolało.

      – Wolę bać się z bardziej normalnych powodów, tatusiu. Na przykład gdy dziewczęta wyjeżdżają na drugi kraniec kraju na studia. Po co zaraz skok na bungee, skoro wystarczy wpuścić przedszkolaka do autobusu szkolnego? To jest prawdziwy horror. – Roześmiała się, jakby powiedziała kawał.

      Ojciec pchnął Elizabeth, więc zatoczyła kółko i wróciła do niego.

      – Powiem to tylko raz, Birdie, potem, jeśli będziesz chciała, możemy udawać, że w ogóle się nie odzywałem – zniżył głos. – Marnujesz swoje życie. Wszystko przechodzi ci obok nosa.

      Po tych słowach zabrakło jej tchu, jakby otrzymała potężny cios.

      – Skąd to wiesz?

      – To, że noszę szkła grube jak denko butelki, wcale nie oznacza, że nie widzę serca mojej córeczki. Słyszę, jak rozmawiasz z Jackiem… i jak z nim nie rozmawiasz. Potrafię rozpoznać nieszczęśliwe małżeństwo.

      – Daj СКАЧАТЬ