Название: Someone new
Автор: Laura Kneidl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-7686-912-4
isbn:
Zmarszczyłam nos. Moje mieszkanie wyglądało nadal tak jak w dniu przeprowadzki. Można było usiąść tylko na materacu albo na pudłach wypchanych moją bielizną.
– A możemy spotkać się tutaj? Przyniosę jedzenie.
– Nie mówię nie – odparła Cassie. Nagle usłyszałyśmy miauczenie.
Rozejrzałam się i zobaczyłam czarnego kotka, chwiejnym krokiem wychodzącego z sypialni. Wyciągnął przednie łapki i ziewnął szeroko, a potem ruszył dalej prosto w moją stronę. Patrzył na mnie wielkimi żółtymi oczami.
Nachyliłam się, starając się nie wyglądać groźnie.
– Ty musisz być Laurence – powiedziałam łagodnym tonem, takim samym, jakim zwracam się do Lincolna.
Wielkie uszy kotka drgnęły, a potem znowu rozległo się słodkie miauknięcie, tak jakby chciał mi odpowiedzieć. Nie mogłam się powstrzymać od zachwyconego piśnięcia.
Usłyszałam, jak Cassie śmieje się z tyłu. Kotek zignorował ją i wypiął pupę, próbując ocenić dystans, jaki musiał pokonać, żeby znaleźć się na kanapie. Po paru sekundach odważył się w końcu zrobić skok i wylądował tuż obok mnie.
Czułam coś w rodzaju dumy, że wybrał właśnie mnie, a nie Cassie, i wyciągnęłam rękę, żeby mógł ją powąchać.
– Ile ma miesięcy?
– Nie wiemy dokładnie. Coś między trzy a cztery.
– Wzięliście go ze schroniska?
– Nie, Julian znalazł go w śmietniku przy swojej pracy.
Gwałtownie podniosłam głowę, co na chwilę wystraszyło Laurence’a, ale jego ciekawość zwyciężyła i zaraz węszący nosek znowu znalazł się przy mojej skórze.
– W śmietniku?
– Tak. – W głosie Cassie słychać było odrazę.
Żołądek ścisnął mi się z żalu, nienawiści i wściekłości. Jak odrażającym człowiekiem trzeba być, żeby wyrzucić żywe zwierzę? Gdyby Julian go w porę nie znalazł, śmieciarka by go po prostu zmieliła. Zadygotałam na myśl o tym i znowu spojrzałam na Laurence’a. Obgryzał właśnie mój palec wskazujący. Wsunęłam dłoń pod jego brzuch i podniosłam go. Miał jedwabiste czarne futerko, jeszcze potargane od spania. Było miękkie i puszyste. Przycisnęłam go do piersi i wolną ręką pogłaskałam po łebku. Nie słyszałam mruczenia, ale czułam, jak ciało kotka wibruje.
Od razu minęła mi cała złość i musiałam się uśmiechnąć.
– Chyba się zakochałam.
Cassie się roześmiała.
– Nie tylko ty. Owinął sobie nas wszystkich wokół palca. Nawet Auriego.
– Nie lubi kotów? – zapytałam, nie spuszczając Laurence’a z oczu. Zostawiał sierść na mojej czerwonej sukience. Mama na ten widok dostałaby chyba zawału. Pozwalałam niszczyć ciuch za pięćset dolarów.
– Woli psy. Ale nie ma racji.
Odwróciłam się, żeby móc widzieć Cassie, która w międzyczasie wsunęła chyba z pół tuzina kanapeczek.
– Można się mylić w takich sprawach?
– Oczywiście. – Kiwnęła głową z przekonaniem. – Auri lubi psy, bez dwóch zdań. Ale ponieważ jest wysoki, wysportowany i muskularny, z jakiegoś powodu ludzie oczekują, że któregoś dnia będzie miał męskie zwierzę. Pitbulla czy coś w tym stylu – odparła Cassie. – Przy słowie „męskie” zrobiła w powietrzu cudzysłów. – I on naprawdę dał sobie to wmówić, choć uwielbia się bawić z Laurence’em i wieczorem leżeć z nim na sofie. Musiałabyś zobaczyć ich razem. Stuprocentowy kociarz.
Nie umiałabym powiedzieć, co było przyjemniejsze: wizja Auriego z kotem czy rozmyślania Cassie na ten temat. Byli razem tacy słodcy. Już miałam zapytać, od kiedy są parą, kiedy w korytarzu rozległy się czyjeś ciężkie kroki.
Laurence podniósł łebek. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka wszedł obiekt dyskusji.
– Cześć, dziewczyny – Auri się przywitał i postawił na podłodze sportową torbę.
Laurence wyślizgnął mi się spod ręki i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zeskoczył z sofy i podbiegł do torby Auriego, z której wystawał splątany sznurek. Od razu rzucił się na niego z kłami i pazurkami.
– Hej – odezwał się jeszcze ktoś i dopiero teraz zobaczyłam, że Auri nie był sam. Był z nim jakiś znajomy. Nieco niższy, ale też dobrze zbudowany, przez co sprawiał wrażenie krępego. Jego skóra była o odcień ciemniejsza niż Auriego, miał czarne włosy do ramion. Zdawało mi się, że widziałam go wśród chłopaków, którzy w zeszłym tygodniu przyglądali mi się na kampusie. – Co słychać?
Cassie podniosła talerz.
– Micah przyniosła coś do jedzenia.
Auri oderwał wzrok od kota.
– Serio?
– Tak jakbym kiedykolwiek żartowała sobie z tak poważnych rzeczy – odparła Cassie z udawanym oburzeniem. Zeskoczyła ze stołka i przyniosła dwa dodatkowe talerze z szafki.
Chłopaki podzielili się kanapkami, nie zostawiając nic dla Juliana, ale nie odważyłam się zwrócić im uwagi. Nie było przecież wiadomo, czy on w ogóle wróci dziś wieczorem.
Auri usiadł obok Cassie przy kuchennym blacie, jego kolega obok mnie na sofie.
– My się chyba jeszcze nie znamy – powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. Obdarzył mnie przy tym promiennym uśmiechem, który odsłonił jego ułamany lewy siekacz. – Jestem Jayden.
– Micah. – Uścisnęłam mu rękę, przy czym moja dłoń prawie zniknęła w jego dłoni. – Też grasz w nogę?
– Skąd ten pomysł?
– Tylko takie przeczucie.
– Przeczucie cię myli. Nie gram. – Wsunął do buzi całą kanapkę i dodał niewyraźnie: – A przynajmniej na razie nie.
– Dlaczego?
– W zeszłym sezonie złamał kostkę – odpowiedział za niego Auri, bo Jayden był za bardzo zajęty jedzeniem. – Lekarze i trener nie pozwalają mu jeszcze wejść na boisko.
– Żegnaj, zawodowa kariero – mruknął Jayden.
– Przykro mi – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego ze współczuciem. Wiedziałam, jak to jest marzyć o czymś i nie móc spełnić tego marzenia, choć tym, co mnie powstrzymywało, nie była kontuzja, tylko nadzieja na szczęśliwą rodzinę. Od jakiegoś czasu nie miałam jednak pewności, czy było warto. Nawet jeśli СКАЧАТЬ