Название: Córka nazisty
Автор: Max Czornyj
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8195-251-4
isbn:
Potem nie miałyśmy już od nikogo z nich żadnej wieści.
Nie, chyba nie tak powinnam prowadzić narrację. Dobrze wiem, do kogo kieruję te słowa.
Dlaczego do nas nie napisałeś, Tato? Nie mam nawet listu, który mogłabym czytać i dotykać papieru, który dotykała Twoja dłoń. Nie pamiętam Twojego charakteru pisma. Wszystkie dokumenty, które podpisywałeś, już dawno zniknęły…
Tato. Chciałabym, żebyś kiedyś przeczytał to, co teraz piszę. Czasem może będę zbyt szczera, a czasem wyrażę się niejasno, ale przecież nikt nie zna mnie tak dobrze jak Ty. Poza tym to będzie trochę jak bajka, a trochę jak dziennik. Wolałabym, żebyś nigdy nie dowiedział się całej prawdy. Prawda zawsze była zbyt smutna. Nawet w baśniach Andersena czy braci Grimm.
Zacznę choćby od tego, że mam dwanaście, a może szesnaście lat. Pamiętasz, jak kiedyś się pomyliłeś przy składaniu mi życzeń? Potem mama wypominała Ci to przez wiele dni. Sądzę, że zrobiłeś to specjalnie, żebyśmy mieli kolejny powód do śmiechu. Tak było, czyż nie? Lubię myśleć, że mam dwadzieścia jeden lat, bo w tym wieku mamusia wyszła za Ciebie za mąż. Co ze mną będzie, gdy będę miała dwadzieścia jeden lat? Czy w ogóle świat będzie wtedy jeszcze istniał? „Pokolenia przychodzą i pokolenia odchodzą, a Ziemia trwa po wsze czasy”. Tylko czy ja będę istniała?
Gdybyś czytał te słowa, chciałabym, żeby sprawiły Ci ulgę. Mam dość zła, okropieństw i potworności. Ale… Myślę, że chciałabym napisać coś, co po mnie zostanie. Chcę zostawić ślad tego, że kiedyś istniałam, czułam i kochałam. Nie wstydzę się tego. Chcę zostawić ślad po nas, Tato.
Pisząc, wyobrażam sobie, że zaraz podam Ci te kartki. Że zapalisz fajkę i puszczając dym, zaczniesz czytać. I że czytając, swoim zwyczajem, będziesz się delikatnie uśmiechał. Uwielbiam ten Twój pobłażliwy uśmiech, w którym zawsze widziałam, jak bardzo mnie kochasz.
Jeśli nigdy tego nie przeczytasz…
Wiesz, na to też mam wytłumaczenie.
Wierzę, że w jakiś sposób nasze myśli się łączą. Jestem przekonana, że teraz mnie słuchasz, choćbyś był na drugim końcu świata. Opowiem Ci, co się wydarzyło, ale proszę, nie martw się. Z nami wszystko w porządku. Tylko bardzo nam Ciebie brakuje. Chcę, żebyś o wszystkim wiedział, bo my to przecież też Twoje życie. Pani Zaniewska pewnie skrytykowałaby mnie za to pokraczne zdanie.
Łup-łup.
Tak najlepiej opisać ten dźwięk. Zebrałyśmy się wszystkie w pokoju, a łoskot się powtórzył. Dobiegły nas krzyki. Na podwórze przed domem zajechała wojskowa ciężarówka.
– Boże… – wyszeptała mama. – Otwórz im.
– Ale…
– Zaraz wybiją kolbami dziurę albo zaczną strzelać. Otwórz im, mówię.
A więc to podkute metalem kolby karabinów tak dudniły. Dopiero wtedy o tym pomyślałam i nogi ugięły się pode mną ze strachu.
Stało się. To, o czym tak wiele razy rozmawiałyśmy.
Lusia zbladła (o ile w jej przypadku to w ogóle możliwe!), lecz powlekła się do drzwi. Mama pośpiesznie poprawiła fryzurę, wygładziła spódnicę i położyła dłonie na moich ramionach. Czułam, że wstrzymuje oddech.
Gdy Lusia przekręciła zamek w drzwiach, ktoś z zewnątrz natychmiast je pchnął. Rąbnęły o wieszak, z którego spadł Twój kapelusz. Czy to mógł być znak? Czy w ten sposób próbowałeś pokazać, że nie chcesz tych ludzi w naszym domu? Nie mogłeś jednak zrobić nic więcej.
Na ganku stało trzech żołnierzy z karabinami w rękach.
– Frau Dunajewska? – zapytał najstarszy z nich, postawny Prusak z kwadratową szczęką i wydatnym podbródkiem.
Mama skinęła głową. Minęła mnie i wyszła naprzeciw żołnierzom. Miała na sobie tę granatową sukienkę, którą tak bardzo lubisz.
– Co się stało? – zapytała po niemiecku.
Zobaczyłam, że na podwórzu jest kilku innych hitlerowców. Zagnali tu gospodarzy z chat w głębi wsi. Widziałam pana Nowaka i starego Lipskiego. Wzięli nawet naszego proboszcza, który kulał, odkąd ktoś go napadł i pobił.
Muszę się do czegoś przyznać, Tato. Wiele razy się modliłam, żebyś wrócił, a potem wściekałam się na Boga, że wciąż Cię nie ma. Ksiądz Wojciech w trakcie spowiedzi zawsze mnie pocieszał, lecz chyba straciłam wiarę. Przecież ona nie ma sensu. Wydaje mi się, że…
Dość o mnie.
Prusak odsunął Lusię i podszedł do mamy. Zerknął na mnie, ale zaraz rozejrzał się po wnętrzu domu. Tuż za nim weszło dwóch pozostałych żołnierzy.
Ten najstarszy wyciągnął dłoń i rozcapierzył palce.
– Fünf Minuten! – krzyknął, po czym dodał łamaną polszczyzną: – Macie pięć minut.
Wiele razy rozmawiałyśmy o tym, że w pięć minut będziemy musiały spakować całe nasze życie. Byłyśmy na to przygotowane, a mimo to mama stała jak zamurowana. Dopiero po chwili odezwała się po niemiecku, lecz Prusak już jej nie słuchał. Ostentacyjnie odwrócił się do nas plecami.
Na jej twarzy dostrzegłam przerażenie. Chyba nigdy nie widziałam jej tak bezradnej i zrobiło mi się przez to bardzo smutno. Była bezradna, bo nie mogła nam pomóc. Wstydziła się nawet na mnie spojrzeć. Wiesz, Tato, jaka ona jest.
Lusia osunęła się na podłogę i zaczęła spazmatycznie płakać. Ja również byłam całkowicie skołowana. Chciałam się obudzić. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Czułam się, jakbym się znalazła na krawędzi koszmarnego snu i jawy. W tym stanie, gdy już otworzyło się oczy, lecz wciąż się śni.
Nagle mama delikatnie pchnęła mnie w stronę schodów.
– Pakuj rzeczy – nakazała stanowczo, choć łagodnie. – Wiesz które.
Nim zdążyłam się ruszyć, Niemiec odwrócił się i stuknął kolbą o podłogę.
– Die Zeit ist um – obwieścił.
Pięć minut minęło.
Die Zeit ist um.
GRETA
Przez ostatnie lata poświęciłam się czynieniu dobra. To komunał, ale po raz kolejny powtórzę, że lubię komunały. Niemal wszystkie pieniądze przeznaczyłam na datki dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych, upamiętnienie ofiar wojny i walkę z uprzedzeniami. Wielokrotnie wyznałam grzechy i prosiłam o wybaczenie. Co więcej, nie zależało mi na wybaczeniu dla samej siebie, ale takim, by dzięki niemu to wybaczający mógł się poczuć lepiej. Mnie już nic nie może pomóc.
Nie jestem dobra.
Noszę СКАЧАТЬ